czwartek, 25 lipca 2019

"Vice versa" Milena Wójtowicz

Wydawnictwo Jaguar
Liczba stron 304
Rok wydania: 2019

Niektórzy podpisują cyrograf, Żaneta Wawrzyniak podpisała umowę szkoleniową z PS Business Consulting. Nikt wcześniej nie wspomniał, że oprócz studiów i pracy będzie też miała dwójkę nienormatywnych mentorów. A za rogiem czekają już szamani, wilkołaki, łowcy potworów (tym razem prawdziwi!) i Złoty Cuś, którego koniecznie trzeba uratować. Tylko kto uratuje przed tym wszystkim Żanetę?


„Vice versa” autorstwa Mileny Wójtowicz to kontynuacja świetnego, polskiego urban fantasy o niezwykłej firmie konsultingowej prowadzonej przez uzależnioną od słodyczy strzygę Sabinę i stojącego na krawędzi załamania psychologa Piotra. Do dwójki nietuzinkowych bohaterów dołącza Żaneta – praktykantka przechodząca bardzo poważny kryzys adaptacyjny. Zresztą, kto nie przechodziłby kryzysu, gdyby  jeden z szefów ukazał mu się w pełni swej mrocznej, nienormatywnej postaci, a po mieście nieustannie śledziłyby go dwie podejrzane staruszki w passacie? Oj, nie ma Żanetka łatwego życia w PS Business Consulting, a na jej nieszczęście nigdy nie jest tak źle, by za chwilę nie mogło być jeszcze gorzej…

W okolicach Brzegu doszło do zachwiania równowagi żywiołu ziemi, część związanych z nim nienormatywnch i przyroda zaczynają dziwnie się zachowywać. Biuro firmy „Kokoszex” opanowały mrówki, Sabinka nabiera ochoty na zjedzenie asystentki swej najlepszej przyjaciółki, a członkowie pewnej wrocławskiej watahy wilkołaków zaczynają głosić powrót do natury i biegać półprzemienieni po dzielnicy willowej. Miejscowa szamanka sądzi, że za zamieszanie może być spowodowane przez mieszkającego w odmętach jeziora Nyskiego pradawnego stwora będącego fanem muzyki Dawida Podsiadło i Męskiego Grania. Czy przetransportowanie blisko pięciotonowego cusia do Odry rozwiąże jednak problem? A może to wcale nie on jest przyczyną dziwnych zaburzeń?

„Vice versa” to genialna kontynuacja „Post Scriptum”, którą bezgranicznie mnie zachwyciła. Powieść po brzegi jest wypełniona humorem, bohaterowie są cudnie wykreowani i nie ma w tym tytule postaci, której nie obdarzyłabym sympatią. Mogę otworzyć „Vive versa” w dowolnym miejscu i każdy dialog, każda scena wywołają uśmiech na moich ustach tudzież niekontrolowany wybuch śmiechu i łzy radości. Kocham ten tytuł równie mocno, jak Sabina słodycze, a Piotrek lawendowe świece – przeczytajcie „Vive versa” to zrozumiecie o czym mówię ;) Gwarantuję Wam, że podczas lektury tego szalonego urban fantasy świetnie będziecie się bawić.

 Kochani czytelnicy, pamiętajmy:


„Polacy nie gęsi, swoje stworzaczki mają”.
 

2 komentarze:

  1. Wiem, że to płytkie i niekiedy bardzo krzywdzące, ale sama okładka odstraszyłaby mnie od sięgnięcia po tę lekturę, gdybym w ogóle gustowała w urban fantasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że okładce daleko do atrakcyjności, ale wnętrze to prawdziwa petarda. Szkoda, że nie gustujesz w urban fantasy, bo ta seria jest super. Na stronie autorki jest dostępne do pobrania opowiadanie "Memento mori" z tego cyklu. Może przeczytasz, by przekonać się, czy nie zrobić wyjątku dla tych powieści? ;)

      Usuń