środa, 27 stycznia 2016

"Czarny świt" Cilla i Rolf Börjlind

Seria: Tom Stilton i Olivia Rönning (tom 3)
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 424
Rok wydania: 2015

Trzymający w napięciu, perfekcyjnie skonstruowany kryminał!
Czarny świt to trzecia powieść Cilli i Rolfa Börjlindów w serii, której głównymi postaciami są Olivia Rönning i Tom Stilton, bohaterowie Przypływu i Trzeciego głosu.
Policjantka Olivia Rönning postanawia wrócić do pracy. Zostaje przydzielona do sprawy morderstwa trzyletniej dziewczynki. Kilka dni później do podobnej zbrodni dochodzi pod Sztokholmem. Ginie siedmioletni chłopiec. Olivia podejrzewa, że morderstwa zostały popełnione na tle rasowym.
Tom Stilton dostaje od swego przyjaciela antykwariusza książkę, w której ku swemu zdumieniu znajduje wycinki prasowe o zabójstwie ciężarnej luksusowej prostytutki. Stilton został kiedyś odsunięty od dochodzenia w tej sprawie, a morderca nigdy nie został odnaleziony. Kiedy specjalistka laboratorium kryminalistycznego znajduje interesujący ślad DNA, dochodzenie przybiera nowy, niespodziewany obrót. 


Cilla i Rolf Börjlindowie po raz kolejny skorzystali z doskonale znanych sobie rozwiązań fabularnych. Małżeństwo pisarzy znów nagięło ramy rzeczywistości i w cudowny sposób połączyło ze sobą wątki trzech śledztw prowadzonych przez bohaterów „Czarnego świtu” – nie podobał mi się to już w poprzednim tomie, teraz wywołało pewną dozę czytelniczej irytacji.

W Hägänas, gdzie pracuje Olivia Rönning, dochodzi do makabrycznej zbrodni. Ktoś zabija trzylatkę. Do podobnego morderstwa dziecka dochodzi w Sztokholmie, gdzie dochodzenie prowadzi Mette Olsäter. W tym samym czasie w ręce Toma Stiltona wpadają wycinki prasowe o morderstwie prostytutki – ktoś oddał powieść z  wycinkami do antykwariatu prowadzonego przez znajomego byłego policjanta. Stilon, który w przeszłości prowadził śledztwo, ma nadzieję, że uda mu się dotrzeć do właściciela książki, a może nawet do mordercy. Wkrótce bohaterowie odnajdują wspólne wątki w prowadzonych przez siebie dochodzeniach. Śledztwa Olivii i Mette bez wątpienia są ze sobą powiązane, ale splecenie ich spraw z prywatnym dochodzeniem prowadzonym przez Stiltona jest już – według mnie - pewnym nadużyciem.

„Czarny świt” jest utworem dopracowanym. Sprawa kryminalna oraz kwestie nienawiści rasowej poruszone w utworze są niezwykle ciekawe. Podobają mi się kreacje postaci i zachodzące między nimi interakcje. Autorzy potrafią budować odpowiedni nastrój, a w wielopiętrowa intryga kryminalna została doskonale przemyślana. Przeszkadzały mi niestety mocno nieprawdopodobne zbiegi okoliczności.    

Pomysł na fabułę mieli Börjlindowie całkiem niezły. Ich powieściom nie sprzyja jednak ciągłe eksploatowanie jednego chwytu literackiego, z którego postanowili chyba zrobić swój znak rozpoznawczy. Stosowany przez Börjlindów chwyt fabularny pięknie prezentowałby się w wielowątkowym serialu kryminalnym, w powieści sprawdza się gorzej – zwłaszcza, że Cilla i Rolf wykorzystali go w każdym tomie tworzonej przez siebie serii. Mnie niesamowite zbiegi okoliczności występujące w fabułach „Czarnego świtu” oraz „Trzeciego głosu” wydały się mocno naciągane.
 

poniedziałek, 25 stycznia 2016

"Arséne Lupin, dżentelmen włamywacz" Maurice Leblanc

Cykl: Arséne Lupin (tom 1)
Seria wydawnicza: Klasyka Kryminału (tom 1)
Wydawnictwo: Elipsa
Liczba stron: 208
Rok wydania: 2009

Maurice Leblanc w 1905 roku opublikował pierwszą historię opowiadającą o przygodach Arsene’a Lupina. Trafił w dziesiątkę. Arsene bardzo szybko stał się jednym z najpopularniejszych fikcyjnych bohaterów literackich. Ten dżentelmen włamywacz o zdolnościach detektywistycznych mistrzowsko kradnie i mistrzowsko uwodzi. Nie ma kobiety, która potrafiłaby mu się oprzeć. Nie ma szyfru do sejfu, którego by nie złamał. Okrada złych, nieuczciwych, bogatych, a broni słabych i pokrzywdzonych - karząca dłoń sprawiedliwości w jedwabnych rękawiczkach. Oto on - doskonałe połączenie przeciwieństw: patriota, gdy jego kraj znajdzie się w potrzebie. Na co dzień anarchista, który kpi z policji i żyje jak arystokrata. Umysł bystry i niezależny. Arsene Lupin znów powraca! Oto pierwszy z dwudziestu trzech tomów opowieści Maurice'a Leblanca!  


Anglicy mają Sherlocka Holmesa – genialnego detektywa, mistrza dedukcji. Francuzi mogą się pochwalić nie mniej przebiegłym i inteligentnym Arsénem Lupin – dżentelmenem włamywaczem, który potrafi rozwiązać kryminalną zagadkę równie sprawnie jak stojący po drugiej stronie barykady angielski detektyw.

W roku 1905 Maurice Leblanc opublikował w magazynie Je sais tout nowelkę, w której po raz pierwszy ukazała się postać niezwykłego dżentelmena włamywacza, Arséne’a Lupin. Dwa lata później ukazała się książka Arsène Lupin gentleman-cambrioleur (Arséne Lupin, dżentelmen włamywacz), zbiór dziewięciu nowel przedstawiających niezwykłe przygody wszechstronnego przestępcy-kameleona. Na przestrzeni ponad 30 lat Leblanc opublikował kilkadziesiąt tomów przygód włamywacza, który z czasem dołączył do stałego panteonu sław kultury popularnej.

Postać Arséne’a jest niewątpliwie ciekawa. To wszechstronnie wykształcony złodziej, który posiadł niezwykłą umiejętność kamuflażu, człowiek tysiąca twarzy. Bohatera cechuje wysoki poziom inteligencji i sprawności fizycznej, do tego  może pochwalić się sporą dawką miłości własnej. Tytuł dżentelmena zobowiązuje, więc Lupin w niczym nie przypomina zwykłych rzezimieszków. Zbrodniom bohatera nie brak finezji i polotu, a on sam może poszczycić się sporą dawką fantazji.

Kradnie wyłącznie cenne, z góry upatrzone przedmioty; jest dżentelmenem, więc nie omieszka zapowiedzieć swej wizyty i zamiarów w liściku; o swych niezwykłych dokonaniach informuje na łamach prasy; jest szarmancki w stosunku do kobiet, a dla jednej z nich jest gotów nawet oddać cenny łup; potrafi dokonać niemożliwego – ucieknie z pilnie strzeżonego więzienia i dokona kradzieży w zamku, którego bramy są zamknięte na siedem spustów; jest tak przebiegły, że potrafi ukraść niepostrzeżenie zegarek sławnemu angielskiemu detektywowi Herlockowi Sholmsowi. Arséne Lupin jest ujmującym, zabawnym bohaterem, któremu bardzo łatwo przebaczyć niechlubną profesję.

Dla kogo są skierowane powieści o dżentelmenie włamywaczu? Myślę, że każdy czytelnik lubiący klasyczne kryminały będzie czerpał przyjemność z lektury powieści „Arséne Lupin, dżentelmen włamywacz”. Utwór zawiera w sobie elementy, które mogą być znane czytelnikowi choćby z prozy Arthura Connana Doyla czy Agathy Christie. W utworze Leblanca mamy do czynienia z wybitną jednostką, mistrzem w swym fachu. Przygody bohatera relacjonuje nam głównie najbliższy przyjaciel Arséne’a. Niezwykły włamywacz nie tylko kradnie, rozwiązuje również kryminalne zagadki, zdarza mu się również dać nauczkę pospolitym przestępcom i gogusiom. Cechy dżentelmena przeważają nad cechami przestępcy, dlatego możliwe staje się mocne oddzielenie tytułowego bohatera od typowych przedstawicieli przestępczego półświatka. Maurice Leblanc wykreował zaiste nieprzeciętną postać.


sobota, 23 stycznia 2016

"Obława" Krzysztof Kotowski

Seria: Agentka Ultra (tom 4)
Wydanictwo: Cat Book
Liczba stron: 246
Rok wydania: 2009

Dwóch braci zaczyna rządzić krajem. Nowe porządki przewidują czystki w służbach specjalnych. Rozpoczyna się bezlitosna walka między agentami wiernymi nowej władzy, a tymi, którzy zostali odsunięci. Gra się toczy nie tylko o wpływy, ale jak się szybko okaże – o życie. Ultra i wplątany w aferę dziennikarz Adam Kniewicz znów muszą stanąć po jednej ze stron. Rozpoczyna się obława…


W twórczości Kotowskiego lubię zabawne, błyskotliwe dialogi, wartką akcję i tajemnice. W „Obławie” nie zabrakło tych elementów, jednak piąty tom przygód agentki Ultry i dziennikarza Adama Kniewicza nie porwał mnie tak mocno, jak poprzednie części. Akcja gnała na łeb na szyję, a ja pogubiłam się zaplątanych meandrach fabuły i pokaźnej liczbie postaci. Kto jest kim i jaki ma cel? Ciężko było mi odnaleźć się w zawiłościach przedstawionych w książce wydarzeń.

W kraju rządzą Misiowaci. Z pozoru wszystko jest w porządku, jednak za zaciągniętą kurtyną toczą się bezpardonowe walki agencji rządowych i partii. Agencja Krentza została rozwiązana, a agenci - z Ultrą na czele - stali się celem ataków tajemniczego przeciwnika. W kuluarach opracowuje się plany mające na celu skłócenie i rozbicie koalicjantów. W sprawę zostaje wciągnięty Adam i jego przyjaciel Kazio Zarzecki. Podpici mężczyźni zostają ewakuowani z mieszkania Kniewicza, gdzie na właściciela czekał zabójca. Dziennikarz ponownie zostaje wciągnięty w niebezpieczną, skomplikowaną aferę.

„Obława” ma według mnie tylko jedną wadę – akcja rozwija się zbyt szybko, więc czytelnik nie ma czasu na poukładaniu sobie wydarzeń w logiczną całość. Cała reszt jest bez zarzutu. Dialogi są świetne. Świetna i zabawna jest postać Kazia Zarzeckiego. Genialna jest postać Martina Gotarda oraz wprowadzenie do fabuły wątku rozmów z Sztanem, co przełamuje sensacyjno-kryminalną konwencję powieści i nadaje jej bardzo subtelnego rysu metafizycznego.

Kotowski napisał dobry thriller polityczny. Szkoda tylko, że „Obława” nie była nieco dłuższą powieścią.  
 

czwartek, 21 stycznia 2016

"Emma i ja" Elizabeth Flock

Wydawnictwo: Harper Collins Polska
Liczba stron: 304
Rok wydania: 2016

Ośmioletnia Carrie Parker jest podobna do innych dziewczynek w jej wieku. Lubi się bawić i marzy o dalekich podróżach. Jednak nawet bogata  wyobraźnia nie pozwala jej uciec od dramatu w rodzinnym domu. Kiedyś w jej świecie panowały miłość, radość i spokój. Wszystko się zmieniło po  tragicznej śmierci ojca. W domu rządzi teraz  ojczym, który znęca się nad rodziną. Carrie chce uchronić przed nim młodszą siostrę, złotowłosą, łagodną Emmę. Wie, że na pomoc matki nie ma co liczyć. Udręczone do granic wytrzymałości  dziewczynki nieświadomie prowokują serię wydarzeń, które prowadzą do nieuchronnej tragedii…  

Poruszająca do głębi historia niezwykłych dziewczynek zamkniętych w kręgu przemocy domowej.

„Emma i ja” to książka trudna w odbiorze. Ciężar tego utworu wyznacza podjęta przez Elizabeth Flock tematyka przemocy psychicznej i fizycznej w rodzinie. Powieść przedstawia losy dwóch wyjątkowych sióstr, które spotkała rodzinna tragedia. Ojciec ośmioletniej Carrie i sześcioletniej Emmy został zamordowany. Tragiczna śmierć Henry’ego Culvera odbiła się na życiu całej rodziny. Nie potrafiąca żyć samodzielnie matka dziewczynek wkrótce po tragedii powtórnie wyszła za mąż, zmieniając przy tym życie swej rodziny w piekło.

Richard Parker okazuje się być wyjątkowo skutecznym i wyrafinowanym katem dręczącym małżonkę i przybrane córki. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że matka dziewczynek wydaje się być całkowicie obojętna na krzywdę jakiej doświadczają jej córki. Ciężko i wolno czyta się tak wstrząsające i brutalne utwory – niosą one w sobie ogromny ładunek emocjonalny i nie jeden czytelnik będzie musiał przerywać lekturę, by przetrawić przedstawione na kartach utworu wydarzenia.

Elizabeth Flock stworzyła powieść mocną i zarazem niezwykle przygnębiającą. Pisarka nie poszła na łatwiznę, nie stworzyła hollywoodzkiej opowiastki, w której dobro zwycięża w finale, a później wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Opowieść nie jest optymistyczną bajką, to studium brutalnego, społecznego zjawiska. Celem tej powieści jest wstrząsnąć czytelnikiem i autorce niewątpliwie to się udaje.

Matka dziewczynek, Libby, nie dostrzega w brutalności Richarda niczego niewłaściwego - bierna postawa bohaterki szczególnie szokuje. Nie mniej kontrowersji i wątpliwości wzbudza w czytelniku postawa sąsiadów, nauczycieli, przyjaciół. Nie sposób uwierzyć, że żaden z mieszkańców Toast, a później Murchison - gdzie mieszka rodzina Parkerów – nie zauważył dziwnego zachowania dzieci, fizycznych śladów zaniedbania i maltretowania. Wydaje się, że wokół panuje znieczulica, nikt nie chce mieszać się w wewnętrzne sprawy cudzej rodziny. Pojedyncze postacie, które widzą, że coś jest nie tak, również nie podejmują żadnych konkretnych działań. Ludzie wolą być ślepi na niewygodną prawdę, wolą unikać realnej konfrontacji i odpowiedzialności.

Cały dramat podkreśla dodatkowo sposób narracji. W powieści pisarka oddała głos ośmioletniej Carrie. Postać relacjonuje swą opowieść w sposób niepełny, czasem porzuca jakiś wątek i zaczyna mówić o czymś zupełnie innym, nie wszystkie fakty i wydarzenia są dla dziewczynki zrozumiałe - to wszystko ma jednak swój cel i pomaga pisarce uzyskać konkretny efekt. Flock doskonale przemyślała sposób relacjonowania historii a wszystko zostało ładnie dopracowane. Autorka co rusz zamieszczała jakieś wskazówki, niedopowiedzenia, które w finale układają się w zadziwiający, prawie pełen obraz dramatu rodziny Culver/Parker. Napisałam „prawie pełen”, gdyż Flock nie wyczerpała do końca potencjały opowieści snutej przez Carrie. „Emma i ja” może być oczywiście odczytywana jako zamknięta całość, ale czytelnicy, którzy poczują niedosyt po lekturze mają możliwość sięgnięcia po kontynuację.


Za możliwość przeczytania tej poruszającej książki dziękuję wydawnictwu Harper Collins Polska
 

wtorek, 19 stycznia 2016

"Patrol Zmroku" Siergiej Łukjanienko

Cykl: Patrole (tom 3)
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 392
Rok wydania: 2007

Wśród Innych krąży na wpół zapomniana legenda o księdze Fuaran, dzięki której rzekomo można z dowolnego człowieka uczynić Innego. Czyżby ta mityczna księga – której nikt nigdy nie widział, a która miałaby powstać wiele wieków temu – naprawdę istniała? Czyżby ktoś znalazł się w jej posiadaniu? 

Wyjaśnieniem tych wszystkich spraw ma zająć się Anton Gorodecki – razem ze „starymi znajomymi”: Inkwizytorami Edgarem i Vitezsławem oraz przedstawicielem Dziennego Patrolu wampirem Kostią Sauszkinem, dawnym sąsiadem Antona, a obecnie Wyższym wampirem. 

W tym śledztwie nic nie będzie proste ani łatwe, a najtrudniejsze będą chyba wzajemne stosunki zmuszonych do współpracy Ciemnych, Jasnych i Inkwizycji. Wszystkie wątki mają podwójne dno, wszystkie punkty zaczepienia wyślizgują się z rąk, wszystkie nitki prowadzą nie do kłębka, lecz do istnego kłębowiska zagmatwanych, splątanych, powiązanych ze sobą spraw. Powoli, bardzo powoli ukazują się kolejne warstwy wydarzeń dawno minionych, utajnionych i z pozoru niemających nic wspólnego ze śledztwem…


Spotkanie z trzecią częścią serii „Patrole” Siergieja Łukjanienki uważam za niezwykle udane Powieści wchodzące w skład cyklu to naprawdę fajne, wciągające, wypełnione akcją lektury z nurtu urban fantasy, w których pojawiają  się ciekawe przemyślenia/wątki natury filozoficznej czy moralnej. Czym jest dobro i zło, gdzie przebiega granica między jasnością a ciemnością, czy istnieje szansa na osiągnięcie globalnego pokoju i dobrobytu? – zastanawia się główny bohater serii, Anton Gorodecki. W utworze brak jest jednoznacznej odpowiedzi, ale przemyślenia postaci, nawet jeśli osadzone mocno w fantastyczno-magicznym kontekście fabularnym, są zajmujące i niewątpliwie skłaniają czytelnika do głębszej refleksji nad naturą dobra i zła oraz doprowadzają do interesujących konkluzji. Seria „Patrole” zalicza się do tego przyjemnego rodzaju literatury, która oferuje czytelnikowi rozrywkę na wysokim poziomie.

W „Patrolu Zmroku” powracamy przede wszystkim w szeregi Nocnego Patrolu, ponownie śledzimy losy Antona Gorodeckiego, maga drugiego stopnia stojącego po stronie światła. Powieść swą budową przypomina poprzedniczki, składa się z trzech z pozoru oddzielnych opowieści, których wątki bardzo zgrabnie splatają się ze sobą w finałowej części.

 Patrolami i Inkwizycja wstrząsa anonimowa wiadomość. Ktoś donosi, że Inny postanawia obdarzyć człowieka mocą. Wśród dowództwa Patroli wrze. Hesera martwi nie tyle absurdalny donos - każdy przecież wie, że nie ma sposobu, by człowieka zamienić w wyższego Innego - co fakt, że jakiś człowiek zna pilnie strzeżone adresy siedzib Patroli i Inkwizycji. Do sprawy zostaje oddelegowany Anton, któremu urlop i życie słomianego wdowca wychodzą już bokiem.

Druga sprawa trafia na tapetę, kiedy bohater dołącza do swej rodziny na wsi. W pobliskim lesie wilkołaki ścigały dwoje dzieci. Maluchy uratowała tajemnicza kobieta mieszkająca w środku lasu. Anton postanawia przyjrzeć się sprawie z bliska. Szczególnie niepokoi go informacja, że uratowana dziewczynka widziała w chacie kobiety mistyczną księgę Fuaran, która zawiera ponoć instrukcję przemienienia człowieka w Innego.

Ostatnia opowieść koncentruje się na śledztwie w sprawie zabójstwa Wyższego wampira, który współpracowała z Patrolami podczas dwóch wcześniejszych śledztw. Sprawa jest tak poważna, że Anton wraz z innymi śledczymi musi zgodzić się na przyjęcie magicznego znaku „Karzącego Ognia”. Morderca jest diablo sprytny i wodzi Patrole oraz przedstawicieli Inkwizycji za nos. Czy grupie pościgowej uda się odnaleźć winnego, nim dojdzie do kolejnych tragedii?

Z dużym zainteresowaniem śledziłam rozwój poszczególnych wątków oraz stopniową przemianę bohatera, który – wraz z czytelnikami - z tomu na tom zyskuje coraz większą wiedzę dotyczącą funkcjonowania Patroli i pochodzenia Innych.
 

niedziela, 17 stycznia 2016

"Mrok i mgła" Stefan Türschmid

Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 448
Rok wydania: 2015

Historia młodej mieszkanki Leningradu, wychowanej na ideałach komunistycznych, która - rzucona w wir przygód - powoli traci wszystkie złudzenia.





Nigdy nie byłam miłośniczką historii. Wkuwanie suchych dat i faktów zawsze niezmiernie mnie nużyło, co innego powieści historyczne. Chociaż historia nie leży w kręgu moich zainteresowań, bardzo lubię czytać powieści oparte na historycznych wątkach - historia ubrana w fabułę potrafi być szalenie atrakcyjna, zwłaszcza kiedy czytelnik śledzi losy bohaterów, którzy stają mu się bliscy w trakcie lektury.

„Mrok i mgła” autorstwa Stefana Türschmida jest zajmującą opowieścią, której fabuła rozgrywa się w stalinowskiej Rosji. Akacja tego utworu biegnie dwutorowo. Czytelnik śledzi losy młodej, zafascynowanej komunizmem Soni Buriagin. Drugi wątek koncentruje się wokół działań wodza narodu Stalina. Wątki są od siebie niezależne, przecinają się zaledwie w dwóch punktach powieści. Po raz pierwszy, kiedy zafascynowana komunizmem siedemnastolatka dostrzega przejeżdżającego przez Leningrad Stalina i po raz drugi, kiedy będący u schyłku swego życia generalissimus czyta wspomnienia spisane przez Sonię. Postaci głównej bohaterki i członków jej rodzina, przedstawienie ich losów rozgrywających się na tle burzliwej i krwawej historii ZSRR sprawiły, że wypełniona faktami, nazwiskami i datami powieść nabrała literackiej lekkości, stała się atrakcyjną czytelniczo opowieścią, a nie sfabularyzowanym dokumentem, którego treścią było streszczenie kilkudziesięciu lat rządów Stalina   

Tematyka utworu jest poważna i niezwykle dramatyczna. Wątek Soni jest fascynujący, choć w pewnych momentach brak w nim elementu poczucia wiarygodności. Pisarz zdecydował się uczynić bohaterką dziewczynę wychowaną w duchu komunizmu, wzorową towarzyszkę należącą do partii. Choć rodzina Buriaginów jest oddana władzy, to pada ofiarą czystki. Ideały Soni i jej wiara w nieomylność władz topnieją, w miarę jak na nią i jej bliskich spadają kolejne nieszczęścia. Dziewczyna jest świadkiem narastającej w kraju psychozy, stopniowy uświadamia sobie mechanizmy rządzące państwem, dostrzega zakłamanie władz. Przebudzenie Soni jest procesem niezwykle bolesnym i trudnym, okupionym wieloma stratami. Historia wiernej komunistki zdradzonej przez partię i naczelnego wodza stanowi ciekawą część powieści.

Nie mniej fascynujący jest wątek skupiający się na przedstawieniu brutalnej polityki Stalina. Włos jeży się na głowie, kiedy człowiek czyta do jakich okrucieństw dopuścił się ten bezwzględny polityk, którego działania doprowadziły do śmierci milionów niewinnych ludzi. Nigdy nie interesowała mnie współczesna historia Rosji, nawet nie pamiętam, czy w szkole zdążyliśmy kiedykolwiek dojść do omówienia okresu stalinowskiego, więc wiele faktów przedstawionych w powieści było dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Nie wiedziałam, że wielki terror przyjął tak ogromne rozmiary i rozlał się na cały kraj. Powieści Türschmida jest emocjonującym i bardzo mocnym utworem, ukazującym okrucieństwo przywódcy, organów partyjnych i administracyjno-porządkowych oraz wypaczenie systemu komunistycznego. Myślę, że pisarz doskonale ukazał brutalne mechanizmy rządzące społeczeństwem ZSRR za rządów Stalina.

Jeśli poszukujecie dobrze napisanej, ciekawej powieści historycznej, to gorąco polecam „Mrok i mgłę” - to przemyślany, dobrze napisany utwór, którego lektura wywołuje silne emocje.
 

środa, 13 stycznia 2016

"Martwy i nieobecny" Charlaine Harris

Seria: Sookie Stackhouse (tom 9)
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 368
Rok wydania: 2012

Zmiennokształtni, idąc w ślady wampirów, ujawniają się światu. Sookie, oczywiście, doskonale wie o ich istnieniu, w końcu jej brat zmienia się w panterę w czasie pełni, a szef Sam Marlotte jest jednym z nich. Na początku wszystko idzie dobrze, do czasu, kiedy na tyłach baru Sama zostaje odnalezione zmaltretowane ciało zmiennokształtnej. Sookie zgadza się wykorzystać swój talent do wytropienia...

Większość moli książkowych dochodzi pewnego dnia do wniosku, że najwyższa pora przystopować nieco z zakupywaniem nowości wydawniczych i skupić się na przeczytaniu dziesiątków, a nieraz setek tytułów, które zapomniane leżą na półkach domowych biblioteczek. U mnie zgromadziło się ponad 300 nie przeczytanych pozycji, są to książki, które namiętnie kupowałam podczas promocji i wyprzedaży, serie, z których lekturą czekałam aż zbiorę całość, mnóstwo tomów sag norweskich, które zbierałam, kiedy byłam jeszcze studentką, spora ilość „różowych” romansów historycznych i innych kolekcji dostępnych swego czasu w kioskach.

W bieżącym roku chciałabym choć trochę uszczuplić listę nie przeczytanych tytułów, nadrobić czytelnicze zaległości i w miarę możliwości ( ach, ta słaba wola, z której nie zostaje nic, kiedy widzę atrakcyjne promocje i ciekawe nowości wydawnicze) nie rozbudowywać mojej półki „kupione – nie przeczytane”.

Nadrabianie czytelniczych zaległości rozpoczęłam od dziewiątego tomu serii o Sookie Stackhouse. Bardzo lubię cykl o kelnerce telepatce i z jednej strony chciałabym poznać finał jej przygód, z drugiej trochę mi przykro na myśl, że miałabym definitywnie zakończyć przygodę z serią – chyba to stanowi główny powód tego, że nie spieszę się z lekturą kolejnych części.

„Martwy i nieobecny” to lekka i odprężająca lektura dla czytelnika, który szuka prostej literatury rozrywkowej. To fantastyka podlana kryminałem, erotyką i sporą dawką komizmu. Tym razem główna bohaterka wpada w kłopoty z powodu swej nie do końca zwykłej rodziny. W świecie wróżek rozpoczyna się wojna, a Sookie staje się głównym celem przeciwników obecnego księcia. Kobieta nie ma łatwo, bo jak to zwykle bywa, kiedy coś zaczyna się walić, to wali się wszystko naraz. Po ujawnieniu się zmiennokształtnych Sam wyjeżdża do matki, która potrzebuje jego pomocy. Coraz bardziej uprzedzona Arlene rzuca pracę, a prowadzenie baru zostaje zrzucone na barki Sookie. Ktoś brutalnie morduje pumołaczycę, a jej zwłoki podrzuca na parkingu. Eric natomiast wmanewrowuje nieświadomą Sookie w pewien rytuał, który znacznie zmieni jej status wśród wampirze społeczności.

Czerpałam ogromną przyjemność z lektury dziewiątego tomu przygód Sookie. Może seria o wampirach z Południa nie jest arcydziełem literatury, ale lektura kolejnych przygód kelnerki i jej niezwykłych znajomych dostarcza mi mnóstwa przyjemności i rozrywki.
 

sobota, 9 stycznia 2016

"Walc o północy" Jennifer Blake

Wydawnictwo: Oxford Educational Sp. z o.o.
Liczba stron: 448
Rok wydania: 2011

Po śmierci narzeczonego, który zmarł na malarię, Amelia za namową ciotecznej babki zgadza się przyjąć oświadczyny bardzo atrakcyjnego i pełnego wdzięku Juliana. Wierzy, że mroczne lata w jej życiu dobiegły kresu. Ma nadzieję, że związek z Julianem zapewni jej oczekiwane szczęście. Niestety, nic nie jest takie proste, zwłaszcza kiedy Amelia odkryje, jaką rolę odgrywa w jej małżeństwie Robert Farnum, kuzyn męża. 



„Walc o północy” to niestety jeden z tych absurdalnych romansów historycznych, w których chodzi tylko o wplecenie w fabułę pokaźnej ilości scen erotycznych. Powieści wybitnie irytuje, opiera się na niedorzecznym i przewidywalnym wątku, a w zachowaniu bohaterów ciężko dostrzec choćby cień rozsądku, czy jakiegokolwiek prawdopodobnego umotywowania  psychologicznego podejmowanych przez nich decyzji i działań.

Bohaterką powieści jest Kreolka, młoda mężatka Amelia Peschier Declouet. Kobieta poślubiła przystojnego i niezwykle uprzejmego Juliana Declouet. Mąż jest troskliwym mężczyzną, ale ma jedną wadę – nie kwapi się do skonsumowania zawartego trzy miesiące temu małżeństwa. Sytuacja nagle się zmienia, kiedy do położonego w sąsiedztwie majątku powraca kuzyn Juliana, Robert Farnum.

Robert staje się częstym gościem w posiadłości, a Julian odnajduje w sobie nagle niespożyte pokłady namiętności i pod osłoną nieprzeniknionej nocy zaczyna odwiedzać swą małżonkę. Niestety mężczyzna ulatnia się z małżeńskiego łoża nim nastanie ranek, a w trakcie dnia bywa niedostępny i wyraźnie dystansuje się od żony.

Czytelnikowi nie trudno odgadnąć w jakim kierunku zmierza akcja powieści, jest to dość oczywiste. Autorka nie zachowuje równowagi. Julian jest postacią, która pojawia się z rzadka i nie nawiązuje on żadnych poważniejszych relacji z bohaterką, ciężko więc podejrzewać, że to rzeczywiście on jest namiętnym kochankiem, który zapałał nagłą atencją do ignorowanej do tej pory żony. Pisarka wplotła do fabuły kilka absurdów – noc jest tak ciemna, że Amelia nie jest w stanie rozpoznać mężczyzny, z którym oddaje się miłosnym igraszkom, przy czym nie jest ona na tyle mroczna, by kobieta nie mogła spokojnie udać się na nocny spacer.

Absurdalna jest reakcja głównej bohaterki, kiedy odkrywa, że padła ofiarą spisku teściowej i męża. Amelia przebacza pani Declouet i ją usprawiedliwia, przebacza mężowi, który oddał ją Robertowi jak jakiś przedmiot. Przebacza nawet kochankowi, który przecież ją wykorzystywał i podle oszukał, gdyż Amelia nie była świadoma, że oddaje się nie mężowi tylko jego kuzynowi. Zresztą, kobieta szybko pokazuje, że nie ma skrupułów i jest postacią niezwykle płytką i głupią, a cała sytuacja najwyraźniej jej nie dotknęła. Czytelnik szybko przekonuje się, że według zamysłu pisarki osiągnięcie fizycznej rozkoszy jest więcej warte niż szacunek do samego siebie i poczucie godności.  

Wiem, że w romansach historycznych można napotkać wiele absurdalnych zachowań, ale bohaterka, która godzi się, akceptuje, a nawet cieszy się, że została wykorzystana (bo wreszcie zaznała namiętności fizycznej i teraz bez niej żyć nie może) i dalej brnie w relację z mężczyzną, który tego dokonał, wywołuje we mnie ogromną irytację i złość.

Powieść Jennifer Blake jest niezwykle nudną, płytką i głupią do granic możliwości historią. Lektura mnie wymęczyła i zdenerwowała. Poziom absurdu w tym utworze okazała się dla mnie nie do przetrawienia.

czwartek, 7 stycznia 2016

"Zbrojni" Terry Pratchett

Cykl: Świat Dysku (tom 15)
Podcykl: Straż Miejsca (tom 2)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka (partner kolekcji Edipresse - Kolekcje Sp. z o.o.)
Liczba stron: 400
Rok wydania; 2015

Zostań prawdziwym mężczyzną w Straży! Straż Miejska potrzebuje ludzi!" Ale ci, których naprawdę dostaje, to m.in. kapral Marchewa (formalnie krasnolud), młodszy funkcjonariusz Cuddy (naprawdę krasnolud), młodszy funkcjonariusz Detrytus (troll), młodsza funkcjonariusz Angua (kobieta... na ogół) i kapral Nobbs (wykluczony z rasy ludzkiej za faule). Przyda im się każda pomoc. Bo zło unosi się w powietrzu, mord czai za progiem, a coś bardzo paskudnego na ulicach. Dobrze by było, gdyby wszystko udało się załatwić do południa, ponieważ wtedy właśnie kapitan Vimes oficjalnie przechodzi w stan spoczynku, oddaje odznakę i się żeni. A że wszystko to dzieje się w Ankh-Morpork, wiele rzeczy może się wydarzyć w samo południe.  


Za mną lektura kolejnej powieści autorstwa Terrego Pratchetta. Proza pisarza, - jak na razie - mnie zachwyca, przy okazji podnosi mi poziom endorfin we krwi i poprawia humor. „Zbrojni” piętnasty tom, cyklu „Świat Dysku”, drugi tom podserii o strażnikach z Ankh-Morpork, to literacki klejnocik. Niby jest to typowa powieść rozrywkowa, a tak naprawdę skrywa w sobie sporą dawkę literackiego bogactwa formy i treści. Nie sposób nie dostrzec w „Zbrojnych” świetnej i ironicznej satyry na kryminał. Uważny czytelnik odnajdzie w utworze parę smaczków, jak np. postać wzorowaną na Leonardzie do Vinci, czy choćby krótkie, ale zgrabne i zabawne nawiązanie do powieści „Lew, czarownica i stara szafa” C. S. Lewisa.  

Powieść jest genialnie napisana. Uwielbiam absurd stworzonego przez pisarza świata, specyficzny, ironiczny humor autora oraz swoisty dualizm powieści – jest to utwór literatury popularnej, ale pisarz stosuje chwyty, które niewątpliwie spodobają się czytelnikom nieco bardziej wymagającym, porusza również tematykę dyskryminacji. „Zbrojni” to kryminał osadzony w konwencji fantasy. Fabuła zawiera w sobie wszystkie obowiązkowe dla kryminału elementy – jest niebezpieczny morderca i zagmatwana, prawie idealna zbrodnia, są idealni i mniej idealni stróże prawa, jest przechodzący kryzys kapitan Straży. No i jest oczywiście śledztwo, które, według mnie, momentami ładnie karykaturuje i subtelnie wyśmiewa popularne chwyty stosowane przez autorów kryminałów.

Mocną storna tytułu są bohaterowie. Czytelnik po raz kolejny spotka się z dobrze znanymi z poprzedniej części postaciami – kapralem Marchewą, który nadal jest prostodusznym, szczerym, ale jednak już nieco wyrobionym przez życie w Ankh-Morpork adoptowanym krasnoludem; kapralem Nobbsem i sierżantem Colonem, pod skrzydła których trafiają nowi rekruci, przedstawiciele mniejszości etnicznych miasta. Nocna Straż wzbogaca się o trolla i krasnoluda oraz o przedstawicielkę płci pięknej. Nowi bohaterowie są fantastycznie wykreowania, a ich zachowanie nie raz doprowadza czytelnika do gromkiego śmiechu. Poznajemy również całą gamę postaci pobocznych – członków Gildii Błaznów, Gildii Skrytobójców, Gildii Żebraków, a nawet psy należące do psiej Gildii.

„Zbrojni” to kawał przyjemnej, zabawnej lektury. Czytelnicy znajdą w tym tytule ciekawą akcję, tajemnicę i olbrzymią dawkę humoru, a wszystko podlane pokaźną dawką wysokogatunkowego absurdu.

Czytałam, że Pratrchetta można kochać lub nienawidzić, ja –jak na razie- zdecydowanie zaliczam się do tej pierwszej grupy czytelników. Polecam.   

poniedziałek, 4 stycznia 2016

"Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery

Wydawnictwo: Greg
Liczba stron: 240
Rok wydania: 2001

Maryla i Mateusz Cuthbertowie postanowili zaadoptować sierotę. Myśleli o chłopcu, który z czasem pomoże w pracach na gospodarstwie. Sierociniec jednak wysłał im dziewczynkę. W pierwszej chwili rodzeństwo uznało, że szczupła, by nie powiedzieć wątła, dziecina o rudych włosach na nic się na ich farmie nie zda. Od kiedy jednak Ania przekroczyła próg domu Cuthbertów, życie na Zielonym Wzgórzu zaczęło się przecudownie zmieniać. Mijały dni, a Maryli i Mateuszowi coraz trudniej było sobie wyobrazić Zielone Wzgórze bez Ani.


Mając jedenaście lat zaczytywałam się w „Ani z Zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery. Powieść o rudej, roztrzepanej marzycielce podbiła moje serce i pozostała w nim do dziś, choć  musiała walczyć z coraz nowszymi i bardziej fantastycznymi tytułami. Dzisiejsza młodzież ma Harry'ego Pottera, Igrzyska Śmierci, Zmierzch oraz tuziny innych, magicznych bestsellerów zapełniających biblioteczne i księgarskie półki. Zastanawiam się, czy młody czytelnik nie ginie wśród tego nawału tytułów. Czy liczą się dla niego tylko sezonowe nowości? W tym roku powieść o wampirach, w następnym dystopie, w kolejnych latach powieści o księżniczkach i arystokracji...

Czy młodzież pamięta jeszcze o prostej, ale uroczej opowieści rozgrywającej się na Wyspie Księcia Edwarda? Opowieści trochę niepozornej, w której próżno szukać magii, wartkiej akcji i hollywoodzkiego romansu. Zamiast nich mamy ciepłą historię o przyjaźni, dorastaniu i dojrzewaniu. Czy takie spokojne powieści dla młodzieży mają szansę cieszyć się popularnością równą popularności zalewających rynek bestsellerów? Czy młodzi czytelnicy sięgną nie zachęcani po powieści Lucy Maud Montgomery?

„Ania z Zielonego Wzgórza” jest powieścią, która przetrwała próbę czasu. Czytałam ten utwór wielokrotnie i za każdym razem ulegałam wzruszeniu. Sięgałam po „Anię…” kiedy chodziłam do gimnazjum, w liceum, i na studiach, Czytywałam tę powieść wczesną wiosną. Dotrzymywała mi ona towarzystwa podczas letnich upałów, w dżdżyste jesienne dni i podczas zimowych mrozów. Znam tę książkę niemal na pamięć, a mimo to nigdy mnie nie znudziła, nie zniechęciła, nie zwiodła, chyba dlatego zdecydowałam się rozpocząć bieżący rok lekturą właśnie tej powieści – powieści bardzo przeze mnie lubianej, co do której mam pewność, że nie rozczaruje.

Powieść autorstwa Lucy Maud Montgomery to utwór kultowy, inaczej o tym tytule powiedzieć nie sposób. Ania Shirley zjednała sobie miłość setek czytelników na całym świecie. Książki o niezwykłej mieszkance Zielonego Wzgórza, jej przyjaciołach oraz opiekunach bawią i wzruszają od blisko 108 lat. Przygody roztrzepanej dziewczynki nie tracą nic ze swego uroku, choć młodym czytelnikom, rozczytanym w pełnych wartkiej akcji i intryg współczesnych powieściach dla młodzieży, mogą (niestety) wydawać się blade i nieinteresujące. Czasem warto jednak zrezygnować z lektury kolejnego, tworzonego masowo bestsellera i sięgnąć po coś z klasyki – po utwór, który przetrwał próbę czasu i ma do zaoferowania coś więcej niż książka o kolejnej Mary Sue odgrywającej rolę Kopciuszka.