środa, 31 lipca 2013

"Martwy dla świata" Charlaine Harris

Seria: Sookie Stackhouse (tom 4)
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 400
Rok wydania: 2010

Sookie ratuje półnagiego wampira z amnezją, nie wie jednak, że trafi w sam środek wojny, którą toczą między sobą czarownice, wilkołaki i wampiry!
Sookie Stackhouse pracuje jako kelnerka w małomiasteczkowym pubie w Luizjanie. Jest ładna i dobrze wykonuje swoją pracę. Niestety, nierzadko bywa samotna i ma niewielu przyjaciół, ponieważ nie każdemu podoba się jej dar - dar telepatii. Zresztą, Sookie również niechętnie spotyka się ze zwykłymi mężczyznami, którym potrafi czytać w
myślach. Woli towarzystwo wampirów, do umysłów których nie jest w stanie zajrzeć.
Może właśnie z tego względu zabiera do domu półnagiego Erica… Eric nie pamięta zdarzeń z przeszłości i nie wie, kim jest, lecz Sookie go zna, tyle że... Kiedyś był potężnym, przerażającym luizjańskim szeryfem, a teraz - gdy cierpi na amnezję - zmienia się w słodkiego, wrażliwego, bezradnego przystojniaka, któremu dziewczyna nie potrafi odmówić pomocy ani... swoich wdzięków.
W trakcie prywatnego śledztwa Sookie odkrywa, że czarownica, która pozbawiła Erica pamięci, nastaje także na jego życie. Konflikt narasta, a stąd już prosta droga do potyczki, w której wampiry i wilkołaki zjednoczą się przeciwko groźnym czarownicom.

„Martwy dla świata”, czwarty tom serii o przygodach Sookie Stackhouse, utrzymuje poziom poprzednich tomów. Czytelnik po raz kolejny ma do czynienia z lekką lekturą napisaną dość prostym językiem. Główna bohaterka również zbytnio się nie zmieniła – Sookie to ciągle ta sama prostoduszna, momentami nieco irytująca młoda kobieta, która jest magnesem na kłopoty oraz lepem na coraz przystojniejszych nadnaturalnych mężczyzn.

Telepatka - ku mojej największej uciesze – zerwała wreszcie z Billem. Kobieta nie była w stanie wybaczyć zdrady wampira. Mimo swej decyzji Sookie odczuwa smutek i ból - jej pierwszy, poważny związek właśnie się zakończył, a Bill wyjechał do Peru, by dalej realizować projekt dla królowej wampirów.

Sylwester bohaterka spędza pracując u Merlotte’a. Pracownicy robią noworoczne postanowienia. Sookie obiecuje sobie, że w tym roku nie pozwoli się skrzywdzić, już nigdy nie trafi do szpitala z powodu obrażeń odniesionych podczas udzielania pomocy wampirom. Cóż, telepatka nie ma większej szansy na spokój. Tej samej nocy udziela ona schronienia szeryfowi Strefy Piątej. Okazuje się, że do Shrevport ściągnęły czarownice, które za pomocą magii pozbawiły Erica wspomnień. Sookie kolejny raz daje się wmanewrować w sprawy nieumarłych. Kobieta obiecuje zaopiekować się „chorym” wampirem, to dopiero początek jej kłopotów. Wkrótce znika brat telepatki – Jason. Bohaterka wierzy, że za jego zaginięcie mogą być odpowiedzialne potężne wiedźmy. Czy Sookie rzeczywiście na rację? Czy zniknięcie jej brata ma związek z przybyłym do miasta kowenem? W społeczności nadnaturalnych istot zaczyna wrzeć, kiedy na jaw wychodzą nowe fakty dotyczące czarownic.

Czwarty tom przygód Sookie Stackhoue przeczytałam równie szybko, jak pozostałe trzy części cyklu. „Martwy dla świata” w moich oczach okazał się lekturą nieco gorszą niż poprzednie tomy serii, niemniej jednak powieść dostarczyła mi rozrywki. Akcja może nie porwała mnie zbyt mocno, główną winę za taki stan rzeczy ponosi postać misiowatego, zagubionego Erica – niby jest to mój ulubiony bohater, niby jest go dużo, ale Eric z „Martwego dla świata” nie jest tym samym wampirem, którego poznałam w poprzednich tomach.  Pozbawiony wspomnień szeryf  Strefy Piątej jest niemal tak nieciekawy, jak Bill. Irytowało mnie to, że tak fajna, nieco cyniczna i zabawna postać zaczęła przypominać ciepłe kluchy. Może Eric ukazał swą lepszą, wrażliwszą stronę, jednak mnie to nie ruszyło - zdecydowanie wolę starą wersję wampirzego szeryfa.
 

niedziela, 28 lipca 2013

"Przepowiednia" Dean Koontz

Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 416
Rok wydania: 2006

Życie za życie. W ponurą burzową noc Rudy Tock czeka na przyjście na świat swojego pierworodnego syna. W tym samym czasie na oddziale intensywnej terapii umiera jego ojciec. Przed śmiercią staruszek wypowiada niezwykłą przepowiednię - chłopcu, który wkrótce się urodzi, przydarzy się w życiu pięć strasznych dni, których daty każe zapisać. Wkrótce na świat przychodzi mały Jimmy Tock. Okazuje się, że stary człowiek przewidział także dokładny czas jego urodzin, wzrost oraz wagę. Niespodziewanie dziwna przepowiednia nabiera cech realności.... Dwadzieścia lat później rodzina Tocków w napięciu oczekuje nadejścia pierwszego z feralnych dni. Jakim koszmarem będzie musiała stawić czoła?


„Przepowiednia” jest tytułem, który mocno mnie zaskoczył. Po Koontzu oczekiwałam science-fictin, thrillera lub horroru, tymczasem w moje ręce wpadła powieść przypominająca pastisz tego ostatniego. „Przepowiednia” to groteskowa satyra, w której autor ośmiesza motyw krwiożerczych, psychopatycznych klownów.

Główny bohater utworu Jimmy Tock pochodzi z rodziny, w której od pokoleń zajmowano się piekarstwem i cukiernictwem. Rodzina Tocków przypomina nieco rodzinę Adamsów, jej członkowie prowadzą nocny tryb życia, kiedy cały świat się budzi oni idą spać. Członków rodziny charakteryzuje też pewne poczucie makabry. Szczególnie babcia głównego bohatera snuje przy posiłkach nieprawdopodobne i absurdalne opowieści dotyczące śmierci znanych jej osób.

Jimmy Tock na pierwszy rzut oka jest prostolinijnym potomkiem cukierników, którego największą ambicją jest pójście w ślady przodków. Jimmy z powodzeniem realizuje swój plan, jednak jego życie naznaczone jest piętnem złowieszczej przepowiedni wygłoszonej przez jego dziadka - Josefa Tocka.

Senior rodu umiera tego samego dnia, w którym na świat przychodzi wnuk. Tuż przed narodzinami Jimmy’ego Josef wygłasza przepowiednię – dyktuje swemu synowi pięć dat, będzie to pięć najgorszych dni w życiu wnuka. Jimmy w spokoju dożywa dwudziestych urodzin, jednak wkrótce nadchodzi pierwszy z nieszczęsnych dni. Bohater próbuje podejść do sprawy spokojnie, jednak strach i paranoja dopadają go, kiedy wyjeżdża z bezpiecznego domu do miasta. Jimmy odwiedza bibliotekę i ze zdziwieniem odkrywa, że w budynku przebywa uzbrojony mężczyzna. Nieszczęśliwiec zostaje zakładnikiem obłąkanego Puchinellego Beezo – klowna i swego rówieśnika, syna Konrada Beezo, który w noc narodzin obu chłopców (Jimmy i Puchinello urodzili się tego samego dnia, w tym samym szpitalu) zabił lekarza i pielęgniarkę. Każdy z kolejnych nieszczęśliwych dni będzie związany z działalnością niezrównoważonych cyrkowców, którzy snują szalone, spiskowe teorie.

„Przepowiednia” to książka zabawna i absurdalna. Czarne charaktery, to tak szaleni i pokręceni ludzie, że trudno się bać. Teorie spiskowe snute przez klownów, czy zachowanie akrobaty pozującego na głowę mafijnej rodziny, pełne są absurdu. W przypadku tej powieści ciężko mówić o utworze grozy. Bohaterowie rozśmieszają czytelnika swymi wypowiedziami. Groźne sceny naładowane są czarnym humorem, a nie dramatyzmem.

Jak pisałam na początku, Koontz mocno mnie zaskoczył. Sięgając po powieść oczekiwałam, że będę się bać, tym bardziej, że na okładce znalazła się informacja, iż mam do czynienia z autorem będącym głównym rywalem Stephena Kinga – taka rekomendacja na powieści, która nie ma nic wspólnego z przerażającym horrorem, jest moim zdaniem lekkim nadużyciem. To prawda, że czytając „Przepowiednię” setnie się ubawiłam, oczekiwałam jednak po tej powieści czegoś całkowicie innego. Miałam ochotę na lekturę powieści o mocnej, przerażającej akcji, dostałam pastisz horroru.

Jeżeli macie ochotę na zabawną, lekką i mocno absurdalną powieść, to „Przepowiednia” jest utworem, który spełni wasze wymagania. Jeśli preferujecie książki o przerażającej, pełnej napięcia fabule, sięgnijcie po coś innego.
 

piątek, 26 lipca 2013

"Klub Martwych" Charlaine Harris

Seria: Sookie Stackhouse (tom 3)
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 352
Rok wydania: 2010

Sookie Stackhouse uważa, że w jej życiu jest miejsce tylko dla jednego wampira - Billa Comptona. Niestety, nie wszystko zależy od niej. Ona i Bill ostatnio nieco się od siebie oddalili. W dodatku pewnego dnia ukochany dziewczyny znika. Przystojny, lecz groźny szef Comptona, Eric, podejrzewa, że Bill przebywa w stolicy stanu Missisipi - Jackson. Sookie musi tam pojechać i nawiązać kontakt z nadnaturalnymi bywalcami wampirzego lokalu nazywanego Klubem Martwych. Jest to niewielki elitarny bar w centrum miasta, miejsce, w którym wilkołaki, zmiennokształtni i wampiry bawią się bez przeszkód według własnych upodobań, a spośród istot ludzkich trafiają do niego tylko nieliczni. Sookie
wykorzystuje swoje zdolności i znajduje Billa, ale ponieważ do tego czasu dowiaduje się o niektórych jego postępkach, nie jest pewna - ma go ratować… czy naostrzyć kołek?

Związek Sookie i Billa przechodzi poważny kryzys. Wampir całe noce spędza przed komputerem. Telepatka z Bon Temps ma dość tego, że jej partner ją lekceważy, nie zauważa jej problemów, za to szczodrą i dyskretną opieką otacza dopiero co odkrytych krewnych. Sookie jest wściekła, ale kiedy pewnej nocy Eric przynosi wiadomość, że jej wampir został uprowadzony nie wacha się ani sekundy. Bohaterka wyjeżdża do Jackson, stolicy wampirzego Królestwa Missisipi, gdzie Bill był widziany po raz ostatni. Szeryf Strefy Piątej podejrzewa, ze porwania mógł dokonać wampirzy król Russell Edington. Sookie ma udać się do Jackson i przeczytać myśli ludzi znajdujących się na dworze Russella, który jest częstym bywalcem Klubu Martwych. Do lokalu dla istot nadprzyrodzonych ma wprowadzić Sookie przystojny wilkołak Alcide Herveaux. Prosta kelnerka po raz kolejny musi stawić czoła niebezpiecznym stworzeniom nocy, nie obejdzie się bez poważnych obrażeń fizycznych i emocjonalnych.

„Klub martwych”, trzeci tom serii o przygodach telepatki Sookie Stackhouse, podobał mi się jeszcze bardziej niż „Martwy aż do zmroku” i „U Martwych w Dallas”. Uwielbiam historię wykreowaną przez Charlaine Harris, lubię stworzonych przez nią bohaterów (z wyjątkiem Billa – tej postaci nie trawię). Bill przekroczył w tym tomie wszelkie granice, to co zrobił Sookie było nad wyraz okrutne – mam ogromną nadzieję, że w przyszłości bohaterka  kopnie Billa Comptona w jego blady, wampirzy zadek. Wokół telepatki kręci się tylu przystojnych, troszczących się o nią, nadprzyrodzonych facetów, że Bill nie jest jej do niczego potrzebny – przynajmniej takie jest moje zdanie – ta postać jest wybitnie irytująca. Na tle Erica, Pam, czy nawet Chowa, Bill wypada blado i nieciekawie.

 „Klub Martwych” bardzo mi się podobał, akcja była ciekawa i bogata w wydarzenia. W tym tomie było całkiem sporo prostodusznego na swój sposób Buby, Pam rozbawiała mnie swym zachowaniem, a Eric i Alcide stali się moimi ulubieńcami. Najmocniejszym punktem serii o wampirach z Południa jest humor. Dialogi pomiędzy Sookie i Erikiem, wypowiedzi Pam, zachowanie Buby nieraz doprowadzały mnie do chichotu.

Przeczytałam tę powieść błyskawicznie. Zapadłam się w fabule i nawet nie wiem kiedy dotarłam do ostatniej strony. Jestem fanką serii stworzonej przez Charlaine Harris i na pewno sięgnę po kolejny tom przygód kelnerki telepatki pochodzącej z Południa.        
 

Liebster Blog #3

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Po raz trzeci odpowiem na pytania zadane w ramach zabawy Liebster Blog. Ty razem zostałam nominowana przez Karolinę prowadzącą bloga Pomiędzy życiem a książkami.



1. Jaką książkę najbardziej lubisz?
Na to pytanie niezmiernie ciężko mi odpowiedzieć. Lubię naprawdę wiele powieści i serii. Książki, które pierwsze przyszły mi na myśl to: „Harry Potter i Czara Ognia” J. K. Rowling, „Królowa ciemności” Anne Bishop, „Wywiad z wampirem” Anne Rice, „Kaznodzieja” Camilli Läckberg, „Peonia” Lisy See… i wiele, wiele innych :) Moja lista ulubionych tytułów jest obszerna i nie potrafię zredukować jej do jednej pozycji.

2.Jak osiągnęłaś/łeś swój sukces w prowadzeniu bloga?
Czy osiągnęłam sukces? Trudno powiedzieć. Uwielbiam czytać i zakładałam bloga, by stworzyć coś w rodzaju wirtualnego dziennika przeczytanych książek. Pragnęłam podzielić się swymi wrażeniami płynącymi z lektury danego tytułu, chciałam  poznać zapaleńców podzielających moją pasję – myślę, że zrealizowałam te założenia. „Zaczarowane Strony” istnieją, bo tworzę tego bloga z potrzeby serca, nic na siłę!

3. Czego najbardziej się wstydzisz?
Nie przypominam sobie żadnej rzeczy, której miałabym się wstydzić.

4.Ulubiona piosenka?
„Lullaby” zespołu Hypnogaja.

5. Czego się najbardziej boisz?
Pająków i innego rodzaju robactwa.

6. Wymarzone wakacje?
Hamak i góra książek ;)

7. Najbardziej radosne wspomnienie?
Zdanie egzaminu praktycznego na prawo jazdy za pierwszym razem.

8. Jakie postanowienia na nowy rok szkolny?
Szkołę skończyłam jakiś czas temu, więc nie muszę robić takich planów ;)

9. Wymarzony dom?
Przytulny, mały domek, w którym znalazłoby się miejsce na bibliotekę, w której umieściłabym ogromne, wygodne fotele.

10.Ulubiony owoc?
Brzoskwinia

11. Jakie zwierzę najbardziej podziwiasz?
Koty – od dachowców po tygrysy i lwy. Koty są samodzielne, chadzają własnymi ścieżkami, potrafią o siebie zadbać. Koty zaskakują swą elegancją, smukłością i gibkością ciała.   

wtorek, 23 lipca 2013

"Jak upolować faceta. Po pierwsze dla pieniędzy" Janet Evanovich

Seria: Dziewczyny nie płaczą (tom 1)
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 352
Rok wydania: 2012

Sandałki ze złotymi paseczkami, koszulka z głębokim dekoltem i poręczny Smith&Wesson, kaliber 38. Oto Stepanie Plum, łowca nagród z New Jersey.
 
Kiedy wylatujesz z pracy, windykator zajmuje ci samochód, a matka zabawia się w swatkę, jesteś gotowa desperacko chwycić się absolutnie każdego zajęcia. Nawet jeśli oznacza to, że zamiast wklepywania danych do arkuszy kalkulacyjnych będziesz łapać bandziorów. Gorzej, jeśli jednym z nich jest facet, który wykorzystał cię na podłodze cukierni. A konkretnie, to za ladą z eklerkami.
No, ale to było dawno temu. Naprawdę, nic osobistego.
 
Stephanie dysponuje wszystkim, co może posłużyć do kruszenia męskich serc. Niestety ma także talent do
pakowania się w kłopoty. I wkurzania przy tym naprawdę niebezpiecznych mężczyzn.
A więc sądzisz, że jesteś twardzielem? A założymy się?


„Jak upolować faceta. Po pierwsze dla pieniędzy” to niesamowicie zabawna powieść, w której główna bohaterka przeprowadza czytelników przez wszystkie stadia śmiechu – od zduszonego chichotu po niezbyt elegancki rechot na całe gardło. Jak dobrze, że czytałam tę powieści w domu i nie byłam narażona na dziwne spojrzenia postronnych osób :)

„Jak upolować faceta. Po pierwsze dla pieniędzy” jest pierwszym tomem obszernej serii autorstwa Janet Evanovich. „Dziewczyny nie płaczą” to cykl opowiadający o diablo zabawnych, momentami dramatycznych przygodach łowczyni nagród – Stephanie Plum. Główna bohaterka powieści to zabawna trzydziestolatka, którą charakteryzuje spory tupet, kąśliwy język i ogromna pewność siebie. Stephanie swoim zachowaniem i komentarzami  wielokrotnie doprowadzała mnie do łez rozbawienia. Nie sposób nie polubić tej pozytywnej, zabawnej bohaterki, która została obarczona równie wesołą rodzinką – babcia Mazurowa wymiata!

Bohaterkę poznajemy w niezbyt fortunnym momencie. Stephanie straciła pracę, a windykator ma właśnie odebrać jej samochód, lodówka świeci pustkami, a w mieszkaniu nie pozostało niemal nic, co dałoby się zastawić. Kobieta desperacko poszukuje pracy i decyduje się - z bólem w sercu – przyjąć posadę u swego niezbyt lubianego kuzyna Vinniego. Na miejscu okazuje się, że prowadzący firmę poręczycielską Vinni zatrudnił już kogoś na stanowisko archiwizatora dokumentów. Conie Rosolli, sekretarka kuzyna Stephanie, proponuje bohaterce, by namówiła szefa do powierzenia jej zadania poszukiwania dłużników. Śliweczka przy pomocy małego szantażu zmusza Vinniego, by dał jej zlecenie. Pierwszym „klientem” Stephenie zostaje Joseph Morelli – glina, który został oskarżony o morderstwo. Stephanie żywi ogromną osobistą urazę do poszukiwanego i postanawia dopaść go za wszelką cenę. Okazuje się jednak, że praca łowcy nagród wcale nie jest tak łatwa, jak mogłoby się wydawać…  

Z kart powieści Janet Evanowich wysącza się przedni humor – zarówno sytuacyjny, jak i słowny. „Jak upolować faceta. Po pierwsze dla pieniędzy” to genialna komedia kryminalna, która powinna spodobać się wszystkim kobietom. Książkę czyta się błyskawicznie. Stephanie to postać, która bardzo szybko zyskuje sympatię czytelnika.  

Przy lekturze pierwszego tomu serii Janet Evanovich ubawiłam się setnie i nie ukrywam, że bardzo chciałabym poznać kolejne powieści wchodzące w skład cyklu „Dziewczyny nie płaczą”. Było zabawnie, momentami dramatycznie i nieprzyjemnie, gdzieś trafiły się sceny wywołujące motyle w brzuchu. Pierwszy tom serii „Dziewczyny nie płaczą” to świetna lektura.

Gorąco polecam tę zabawną kryminalną powieść. Jeśli szukacie tytułu, którego lektura poprawiłaby wam humor, to „Jak upolować faceta. Po pierwsze dla pieniędzy” jest trafnym wyborem.
 

niedziela, 21 lipca 2013

"Zygzak" Krzysztof Kotowski

Seria: Agentka Ultra (tom 1)
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 236
Rok wydania: 2003

Życie Adama Kniewicza, dziennikarza TVP, niespodziewanie wali się w gruzy. Zastrzelona zostaje jego dziewczyna, wybuch przeznaczonej dla niego bomby zabija mu przyjaciela, a wszystko - jak się okazuje - powiązane jest z zamordowaniem popularnego senatora. Punkt kulminacyjny akcji rozgrywa się podczas tajnej operacji zorganizowanej przez prezydencką agencję w dalekiej Hiszpanii.


„Zygzak” to debiutancka powieść Krzysztofa Kotowskiego, jest to zarazem pierwszy tom cyklu opowiadającego o przygodach dziennikarza Adama Kniewicza i agentki tajnej organizacji rządowej Ultry. Kotowski stworzył interesujący thriller polityczny, którego akcja rozgrywa się w naszym rodzimym kraju. „Zygzak” to książka o wartkiej akcji, w której wydarzenia rozgrywają się błyskawicznie.

Adam Kniewicz i jego dziewczyna Marta zostają wplątani w spisek sięgający najwyższych organów rządowych. Marta pada ofiarą zamachowca. Adam tylko dzięki szczęściu umyka z pułapki zastawionej przez profesjonalnego mordercę. Dziennikarza przechwytuje agentka Ultra. Kniewicz trafia pod ochronę ściśle tajnej organizacji rządowej. Dziennikarska smykałka i chęć odnalezienia człowieka, który zabił jego ukochaną nie pozwalają Kniewiczowi na siedzenie z założonymi rękoma. Adam nie godzi się na odstawienie na boczny tor i wraz z agentką Ultrą podąża tropami zabójcy oraz jego zleceniodawcy.

Nie znam się na thrillerah politycznych, po ten gatunek sięgam sporadycznie. Osoby interesujące się polityką pewnie rozszyfrują tożsamość niektórych z bohaterów – mnie było obojętne, czy dana postać została stworzona od zera, czy autor wzorował się na rzeczywistych ludziach. Akcja powieści Kotowskiego mknie do przodu niczym pociąg ekspresowy. „Zygzak” to typowa powieść sensacyjna, w której występuje wiele emocjonujących i trzymających w napięciu scen. Postacie posługują się dość wulgarnym językiem, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało – łatwo wyobrazić sobie, że bohaterowie, którzy znaleźli się w nieprzyjemnej, krytycznej sytuacji, nie głaskają się po główkach, ale dość dosadnie dają wyraz swej złości i irytacji.  

Co mogę jeszcze powiedzieć? Nie wiem, jak „Zygzak” prezentuje się na tle polskiego thrillera politycznego, bo nie mam porównania, wiem jednak, że książkę czytało mi się bardzo szybko, wciągnęłam się w akcję. Na pewno sięgnę po kolejne utwory, w których pojawiają się Adam Kniewicz i agentka Ultra.

Książkę polecam miłośnikom powieści sensacyjnych i thrillerów politycznych oraz osobom lubiącym dynamiczną akcję, w której nie ma zbyt wielu pobocznych wątków. 

   

czwartek, 18 lipca 2013

"Syrenka" Camilla Läckberg

Cykl: Saga o Fjällbace (tom 6)
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 488
Rok wydania: 2013

Szósta część rewelacyjnej serii kryminalnej o Fjällbacka  
W Fjällbace w tajemniczych okolicznościach ginie mężczyzna. Cztery miesiące później przypadkowy spacerowicz natrafia na jego zwłoki w skutym lodem jeziorze. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy znajomy zmarłego, pisarz Christian Thydell, zaczyna dostawać anonimowe pogróżki.
Ktoś szczerze go nienawidzi i nie zawaha się spełnić groźby. Kiedy znalezione zostają zwłoki kolejnego mężczyzny, policja doszukuje się wspólnego wątku, a tropy prowadzą w przeszłość...
  


„Syrenka” to szósty tom niezwykle lubianego przeze mnie cyklu kryminalnego stworzonego przez szwedzką pisarkę Camillę Läckberg. Po raz kolejny miałam przyjemność spotkania się z ulubionymi bohaterami. Kolejny raz z napięciem i zainteresowaniem śledziłam wątki kryminalne, społeczno-obyczajowe i psychologiczne.

Patrik jak zwykle silnie angażuje się w prowadzone przez siebie śledztwo. Erika, która oczekuje narodzin bliźniaków, uwikła się w prowadzoną przez męża sprawę, kiedy okazuje się, że jeden  jej przyjaciół dostaje anonimowe listy z pogróżkami. Patirk i Erika przeczuwają, że sprawa anonimów wiąże się ściśle z zaginięciem Magnusa Kjellnera. We Fjällbace dochodzi do dziwnych zdarzeń, a przyjaciele zaginionego milczą jak zaklęci, choć najprawdopodobniej znają osobę wysyłającą listy i wiedzą, jakimi motywami kieruje się przestępca. Przepracowujący się Patrik zaczyna czuć się coraz gorzej, mimo to nie umie przystopować. Rozwiązanie sprawy zaginięcie Kjellnera i ataków na jego przyjaciół będzie okupione ogromnym bólem i dużą dawką nieszczęścia.

W szóstym tomie „Sagi o Fjällbace” dominuje posępna, mroczna atmosfera – czytelnik podskórnie wyczuwa, że bohaterów od nieszczęścia dzieli tylko krok. Drobne wskazówki pozostawiane przez pisarkę sprawiły, że zrodziło się we mnie przekonanie, iż ta historia może skończyć się tragicznie. I rzeczywiście! Zakończenie wgniata w fotel i zmusza do sięgnięcia po kolejną część sagi.

„Syrenka” to kolejny wciągający kryminał Läckberg. Pisarka po raz szósty udowodniła mi, że jest mistrzynią w swym fachu. Nikt nie potrafi tak genialnie połączyć wątków z przeszłości z teraźniejszością. Bardzo lubię sposób narracji, który wprowadza autorka. Uwielbiam wielowątkowość jej powieści, to w jaki sposób pozornie nie związane ze sobą wątki zgrabnie łączą się w finale. Läckberg skupia się nie tylko na wątku kryminalnym, ale pozwala czytelnikowi na zanurzenie się w codziennym życiu zwykłych ludzi, którzy nie są idealni i mają swoje mroczne sekrety i sekreciki nierzadko zepchnięte w najdalsze obszary świadomości. Bardzo lubię retrospekcje pozwalające odkryć czytelnikowi przeszłość przestępcy – to tam znajduje się odpowiedź na pytanie, dlaczego zwykły z pozoru człowiek stał się potworną bestią nękającą swe ofiary.

Szóste spotkanie z kryminałem autorstwa Camili Läckberg było satysfakcjonujące. Koniecznie muszę sięgnąć po „Latarnika” :)

Jeśli lubicie kryminały i gustujecie w literaturze skandynawskiej, jeżeli lubicie wielowątkowe powieści, w których wątki obyczajowe, społeczne i psychologiczne są równie istotne jak wątki kryminalne, to gorąco polecam wam zapoznanie się z cyklem stworzonym przez Camillę Läckberg. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.  


wtorek, 16 lipca 2013

"Pieprzyć przyjaciół" Sophie Andresky

Wydawnictwo: Czarna Owca
Seria wydawnicza: Czerwona Seria
Liczba stron: 224
Rok wydania 2013

Piekielnie gorąca historia!
A mogło być tak pięknie… Gdy Ellen i Hyper poznają parę Irinę i Oskara, zaczynają wspólnie odkrywać rozkosze miłości w czworokącie. Ich namiętny kwartet wydaje się perfekcyjnie dobrany. Cała czwórka zakochuje się w sobie i planuje wspólną przyszłość. Nagle okazuje się jednak, że każde z nich ma coś do ukrycia…

„Pieprzyć przyjaciół” autorstwa Sophie Andresky to pierwsza powieść wchodząca w skład Czerwonej Serii, która całkowicie mnie rozczarowała. Utwór był niesmaczny i ciężkostrawny. Powieść wypełniona została wulgarnymi opisami, które głównie zniesmaczały, a nie pobudzały – pozostaje pytanie, czy wina tkwi po stronie autorki, czy tłumaczki, która zdecydowała się na zastosowanie dość ordynarnego słownictwa przy tłumaczeniu nazw narządów płciowych.

Akcja powieści koncentruje się na opisaniu nietypowego związku pomiędzy Hyrperm i jego żoną Ellen z Iriną i Oskarem. Małżeństwo poznaje Irinę w klubie dla swingersów. Ellen robi swemu mężowi prezent na urodziny i godzi się na odwiedzenie kontrowersyjnego lokalu, w którym obcy sobie ludzie szukają seksualnej przyjemności. Bohaterka staje się obiektem zainteresowania atrakcyjnej tancerki Iriny. Starszej kobiecie pochlebia fakt, że to ona, a nie jej atrakcyjny mąż, została zauważona i adorowana przez młodszą dziewczynę.

Ellen i Hyrper postanawiają podtrzymać znajomość z Iriną, wkrótce poznają jej partnera Oskara. Między dwoma parami wybucha namiętność. Przyjaciele spędzają ze sobą coraz więcej czasu, a nietypowy związek dostarcza im niesamowitej przyjemności i rozkoszy. Niestety nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Wkrótce jedno z kochanków odkrywa, że zostało zdradzone. Wyjście prawdy na jaw powoduje nieprzyjemne konsekwencje dla wszystkich zaangażowanych.

Sophie Andresky napisała powieść, w której aż kipi od seksu. Jestem przyzwyczajona do odważnych powieści erotycznych, w których dominują plastyczne, dosadne opisy, jednak Andresky przekroczyła granicę dobrego smaku. Życie głównej bohaterki robi wrażenie zdominowanego przez seks. Kiedy Ellen nie śpi z trójką swych partnerów, zabawia się ze współpracownicą Iriny lub uczestniczy w orgietkach, tudzież pozwala sobie na śmiałe zabawy z pracownikiem targów erotycznych. Zabrakło mi w tym utworze jakiejkolwiek atmosfery intymności. Pisarka przesadziła z obecnością  obscenicznych scen erotycznych, zdominowały one fabułę.

Powieść zdecydowanie nie przypadła mi do gustu. Całość byłaby może lepsza, gdyby autorka nie udziwniała/odrealniła fabuły wpleceniem zbyt dużej ilości seksualnych przygód Ellen. Bohaterka kojarzyła mi się z prostytutką – łagodnie mówiąc. Nazewnictwo zastosowane w powieści, było żenujące i ordynarne. „Pieprzyć przyjaciół” to literacka słabizna.
 

piątek, 12 lipca 2013

"Gwiazda" Danielle Steel

Wydawnictwo: Amber
Liczba Stron: 312
Rok wydania: 2008

Crystal Wyatt, dorastająca na kalifornijskim ranczu ojca, marzy o karierze filmowej. Jest dziewczyną tak piękną, że młody prawnik, Spencer Hill, po pierwszym spotkaniu z Crystal ma pewność, iż nigdy jej nie zapomni. Życie rozdziela tych dwoje na kilka lat, ale ambitny adwokat decyduje się, wbrew uczuciom, na małżeństwo z kobietą, która pomoże mu osiągnąć wysoką pozycję zawodową. Wkrótce po ślubie Spencer zostaje powołany do wojska i wyjeżdża do Korei. Po powrocie postanawia, nie bacząc już na nic, przedłożyć miłość nad karierę. Okazuje się jednak, że Crystal, która tymczasem osiągnęła cel i została gwiazdą, jest związana z nader zaborczym mężczyzną... 

Danielle Steel ma okropny styl, który mi się nie podoba. Amerykańska pisarka ma tendencję do tworzenie cukierkowato-patetycznych, wyidealizowanych historii, które przytłaczają swą kiczowatością i naiwnością.  Nie znoszę wyidealizowanych, przypominających chodzące po Ziemi anioły, bohaterów. Nie cierpię tego całego patosu i zadręczania ciągłymi powtórzeniami. Nie lubię Steel – a raczej jej stylu – a jednak sięgnęłam po kolejną powieść tej autorki. Tak się złożyło, że w domowej biblioteczce stoi pięć powieści Danielle i jakoś żal mi nie przeczytać książki, którą już mam na półce – rasowy ze mnie książkoholik. A może mam tendencję do zadawania sobie czytelniczych tortur? Mniejsza z tym. Poczekałam na odpowiedni nastrój i pogodę (latem jestem nastawiona wyjątkowo pozytywnie do romansów) i zaczęłam lekturę „Gwiazdy”.

Początek zafundował mi terapię szokową, autorka dokonała jej przy pomocy ptaszków (bez skojarzeń proszę!). Główna bohaterka ma wejście niczym bohaterki bajek Disneya. Niespełna piętnastoletnią Crystal Wyatt o platynowych włosach i nieziemskiej urodzie poznajemy, gdy biega po rosie w koszuli nocnej i śpiewa razem ze wspomnianymi ptaszkami. Autorka nie zapomniała kilkakrotnie podkreślić, że dziewczyna jest wybitnie piękna i promieniuje z niej pewien rodzaj światła, wyróżniający ją z grona wiejskiej społeczności – co to za światło to już nie wiadomo. Crystal ma kochającego ojca, a cały świat - łącznie z jej matką i siostrą – jest zazdrosny o jej nieziemską urodę i ów tajemniczy, wewnętrzny blask.

Przyznaję, że po takim wstępie na poważnie zaczynałam myśleć o tym, by książę potraktować jako parodię celem oszczędzenia sobie irytacji.

Główną postacią męską jest dwanaście  lat starszy od Crystal Spencer Hill. Para poznaje się na ślubie starszej siostry panny Watt. Mężczyzna niemal pada na kolana, kiedy po raz pierwszy dostrzega bohaterkę. Crystal jest młodziutka, Spencer niedawno powrócił z wojny i rozpoczął studia prawnicze. Bohater realistycznie spoglądający na świat nie dostrzega w młodziutkiej, wiejskiej dziewczynie materiału na swą przyszłą małżonkę, niemniej jednak wyjeżdżając z Doliny Alexander zachowuje w sercu obraz swej bogdanki.

Bohaterowie przez długi czas żyją oddzielnie. Spencer się zaręcza. Crystall spotyka nieszczęście, po którym dziewczyna odchodzi z rodzinnego domu i zaczyna robić karierę piosenkarki. Zakochani spotykają się po latach i uczucie odżywa. Niestety Spencer, który jest niesamowitą pierdołą, nie umie podjąć męskiej decyzji i miota się pomiędzy narzeczoną i ukochaną. Mężczyzna daje się ostatecznie omotać kobiecie, do której czuje jedynie nić sympatii. Elizabeth to wyrachowana, wredna żmija z ambicjami, której Spencer całkowicie ulega – ten facet to galaretowata ameba!

A teraz niespodzianka. Mimo całej mej niechęci do stylu Steel, mimo pierdołowatego głównego bohatera i obrzydliwie słodkiej głównej bohaterki, „Gwiazda” wykrzesała we mnie pewną dawkę pozytywnych emocji. Historia miłosna w pewnym momencie zrobiła się ciekawa, a losy Spencera i Crystal zaczęły mnie autentycznie interesować. Akcja powieści rozgrywa się w latach 1950-1963 i myślę, że autorce udało się oddać mentalność mieszkańców Ameryki tamtego czasu. W powieści pojawił się interesujący wątek mieszanego małżeństwa – jeden z sąsiadów Crystal ożenił się z Japonką, co po ataku Japończyków na zatokę Pearl Harbor nie było mile widziane.

Gdyby nie lukrowany styl pisarki, książka mogłaby ogromnie przypaść mi do gustu. Historia była fajna i życiowa. Niestety za duża dawka wewnętrznego blasku głównej bohaterki zbyt często przyprawiała mnie o ból głowy. To byłaby naprawdę świetna historia, gdyby bohaterowie byli mniej idealni – gdyby Crystal nie roztaczała ciągle tego piekielnego blasku, i gdyby Spencer pokazał od czasu do czasu, że jest facetem, a nie dającym sobą manipulować mięczakiem. Lektura „Gwiazdy” dostarczyła mi pewnej przyjemności, niestety wywołała również irytację – oba te uczucia rozłożyły się po połowie. Pomysł mi się podobał, wykonanie nie.     
      

środa, 10 lipca 2013

"Kto się śmieje ostatni" Trish Wylie

Wydawnictwo: Harlequin
Liczba stron: 240
Rok wydania: 2013

Co, kolejny ochroniarz? Przecież ojciec wie, dlaczego pięciu poprzednich szybko zrezygnowało z pracy. Ja, Miranda Kravitz, córka burmistrza Nowego Jorku, przysięgam, że ten szósty też długo nie wytrzyma. Tyler Brannigan to policjant? Nie szkodzi, ja też jestem sprytna. Jest twardy? Mam sposoby, żeby go podejść. Zna Manhattan lepiej ode mnie? Niemożliwe. Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni…



W swoim życiu przeczytałam setki romansów, dlatego obecnie dostrzegam głównie ich niemiłosierną schematyczność. Kiedyś podobał mi się niemal każdy przeczytany tytuł. Dziś o tym, czy dana książka przypadnie mi do gustu decydują maleńkie detale: a to obecność humoru, a to jakaś fajnie rozpisana scena. Cenię sobie książki, w których głównymi bohaterami są niebanalne postacie. Lubię, kiedy w powieści pojawia się fajny wątek poboczny. Romans ma dostarczyć mi rozrywki, ma śmieszyć lub wzruszać. Nie znoszę natomiast romansów, które nie wywołują we mnie żadnych emocji. Ne trawię tytułów, których oś fabularna oparta jest na ciągłym zadręczaniu się bohaterów myślami. Kiedy w powieści nic się nie dzieje, a postacie oddają się nieustannemu dumaniu na temat jakichś abstrakcyjnych przeszkód stających na drodze ich związkowi, to zalewa mnie fala nudy.

„Kto się śmieje ostatni” autorstwa Trish Wylie to zdecydowanie ten drugi nudny, schematyczny, niczym nie wyróżniający się typ romansu. Opis książeczki brzmiał ciekawie. Motyw miłości pomiędzy ochroniarzem i jego podopieczną pozostawiał ogromne pole do popisu. Niestety autorka nie wykazała się i stworzyła opowieść, o której zapominam już kilka godzin po jej przeczytaniu. Wiele scen opisywanych przez Wylie wypadło nienaturalnie – rozgrywałyby się one błyskawicznie i robiły wrażenie wepchniętych do fabuły na siłę. Nie wiem na przykład po co autorka wplotła wątek śledztwa prowadzonego przez Tylera, skoro jego obecność ograniczała się jedynie do kilku zdań. Wielokrotnie odnosiłam wrażenie, że bohaterowie znajdują się na teatralnej scenie i są otoczeni przez papierowe makiety ludzi. Zabrakło mi w tej książce naturalności.

Drugi tom serii KISS okazał się dla mnie rozczarowaniem. Książkę przeczytałam błyskawicznie, niestety równie błyskawicznie o niej zapomnę. Sięgając po ten tytuł spodziewałam się czegoś równie zabawnego, jak „Kronika ślubnych wypadków” Jessiki Hart, tymczasem otrzymałam banalny romans, który niczym się nie wyróżnia – wielka szkoda, bo z książką Trish Wylie wiązałam ogromne nadzieje.  

sobota, 6 lipca 2013

"Uśpienie" Marta Zaborowska

Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 480
Rok wydania: 2013

Z kliniki psychiatrycznej w podwarszawskim miasteczku ucieka psychopata. Dwa dni później w zagadkowy sposób zostaje zamordowana jego lekarz prowadząca. Sprawę bada detektyw Julia Krawiec. Prowadzone przez nią śledztwo obnaża kolejne tajemnice, jakie skrzętnie skrywają przed światem zarówno mieszkańcy miasteczka, jak i z pozoru niezaangażowani w sprawę pacjenci oraz pracownicy kliniki. Wysiłek Julii włożony w rozwiązanie tej skomplikowanej łamigłówki odbywa się kosztem jej prywatnego życia. Doprowadza to do poważnych komplikacji rodzinnych.



„Uśpienie” to świetny kryminał i ciężko uwierzyć mi, że jest to literacki debiut. Marta Zaborowska napisała niesamowicie wciągającą historię - zwroty akcji co rusz zaskakują czytelnika, a główna bohatera bez wątpienia jest interesującą postacią. Kryminał autorstwa Zaborowskiej to najlepszy dowód na to, że akcja książki wcale nie musi toczyć się w jakimś odległym miejscu, by przypaść do gustu czytelnikom. Polscy autorzy potrafią pisać równie dobrze jak ich zagraniczni koledzy, a powieść z akcją osadzoną w naszym rodzimym kraju może być równie emocjonująca, jak ta z akcją toczącą się w Skandynawii, czy Ameryce! Od razu powiem Wam, że lektura „Uśpienia” dostarczyła mi wielu pozytywnych wrażeń :)

Ze szpitala psychiatrycznego ucieka nekrofil, który za dwa dni miał trafić na ławę oskarżonych. Kiedy policjanci poszukują zbiega, jedna z lekarek zostaje napadnięta i brutalnie okaleczona w swoim gabinecie. Dwa dni później ktoś strzela do cudem odratowanej pani psycholog. Czy okaleczenia i morderstwa dokonał zbiegły Jan Lasota? A może ktoś inny miał uraz do pięknej pani doktor? Komisarz Stefaniak zatrudnia Julię Krawiec – panią detektyw, która brała udział w rozwiązaniu kilku spektakularnych spraw. Czy Julii uda się znaleźć Lasotę oraz odkryć, kto i dlaczego zabił Annę Dudczak?

W dochodzenie prowadzone przez Julię angażuje się doktor Artur Maciejewski, ordynator szpitala, w którym doszło do ucieczki i morderstwa. Mężczyzna pragnie schwytać potwora, który okaleczył i zabił kobietę, w której się podkochiwał. Julia i Artur rozpoczynają śledztwo, na jaw wychodzą nowe, zaskakujące fakty. Okazuje się, że doktor Dudczak wcale nie była ideałem na jaki pozowała. Nie jedna osoba należąca do personelu szpitala skrywa mroczne tajemnice…

„Uśpienie” to debiut idealny. Fabuła jest ciekawa. Zagadka kryminalna wcale nie jest tak prosta, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Wraz z rozwojem śledztwa na jaw wychodzi wiele interesujących faktów, które zaprowadzą bohaterów w rejony, w które nie spodziewali się dojść. Grono podejrzanych ciągle rośnie. Powieść jest nieprzewidywalna - to bardzo ważne w kryminale, dzięki temu czytelnik z niezwykłą uwagą śledzi przebieg śledztwa prowadzonego przez bohaterów.

Postać głównej bohaterki to typowa postać detektywa/policjanta z mroczną przeszłością. Zazwyczaj mamy do czynienia z mężczyzną z problemami, tym razem detektywem jest kobieta i wprowadza to pewne urozmaicenie do schematu - tym większe, że Krawiec jest samotną matką, która stara się pogodzić absorbującą pracę zawodową z wychowywaniem córki. Pani detektyw średnio to wychodzi, za to nie można zarzucić pisarce idealizowania, czy upraszczania tego wątku. Julia niesamowicie angażuje się w prowadzone śledztwo i odbija się to na jej życiu domowym – autorka nie słodzi i nie czyni z Julii superwoman, uważam to za ogromny plus.

„Uśpienie” czytałam z ogromnym zaangażowaniem. Marta Zaborowska już od pierwszej strony przykuła moją uwagę. Zaborowska ma niezły styl, któremu niczego nie mogę zarzucić. W powieści brak potknięć, które zdarzają się debiutantom. Autorka nie nudzi, nie rozwija nadmiernie nieistotnych wątków, akcja płynie wartko, a zakończenie jest nieprzewidywalne do samego końca i bardzo zaskakuje. Pisarka stworzyła pasjonująca powieść i nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny tom przygód detektyw Julii Krawiec.

Jeżeli gustujecie w kryminałach, to gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po ten niezwykle udany debiut polskiej autorki.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca. 


czwartek, 4 lipca 2013

"Morderstwo w Orient Expressie" Agata Christie

Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 264
Rok wydania: 2010


W środku nocy Orient Express wpada w zaspy śnieżne. Na kilka dni odcięci od świata podróżni z przerażeniem stwierdzają, że opóźnienie pociągu nie jest najgorszym złem, jakie ich spotkało. W zamkniętym od wewnątrz przedziale znajdują zasztyletowanego mężczyznę. Dlaczego wszyscy pasażerowie kłamią podczas przesłuchania? Prawda jest tak dziwna, że nawet Poirotowi trudno w nią uwierzyć.


„Morderstwo w Orient Expressie” od zawsze uważałam za czołowy kryminał Agaty Christie. Nie jestem oddaną fanką pisarki, nie potrafię sypać tytułami jej powieści jak z rękawa, a jednak gdyby ktoś spytał mnie co napisała Christie, to w pierwszej kolejności wymieniłabym wspominany tytuł. Do niedawna mogłam poszczycić się jedynie znajomością ekranizacji książki, którą obejrzałam jako dziecko, obecnie postanowiłam pogłębić nieco swoją wiedzę – sięgnęłam po tę najbardziej znaną i lubianą powieść Christie i dałam się wciągnąć przedstawionej w niej historii.

Herkules Poirot po raz kolejny daje pokaz swoich niebywałych dedukcyjnych umiejętność, kiedy w pociągu, którym wraca do Anglii dochodzi do morderstwa. Orient Express utyka w śnieżnych zaspach, morderca ukrywa się wśród pasażerów podróżujących wagonem Stambuł-Calais. Mały Belg staje przed kolejną skomplikowaną zagadką. Gdzie ukrywa się zabójca, jeśli wszyscy pasażerowie mają niepodważalne alibi?

„Morderstwo w Orient Expressie” to klasyczny kryminał, którego akcja nie opiera się na spektakularnych pościgach, a trup nie ściele się gęsto. Poirot przesłuchuje współpasażerów, porównuje ich zeznania i wysnuwa wnioski. Osoby zaczytujące się we współczesnych kryminałach, powieściach akcji i thrillerach mogą poczuć się rozczarowane sposobem prowadzenia narracji, ja byłam jednak w pełni usatysfakcjonowana historią wykreowaną przez Królową Kryminału. Podziwiałam przenikliwość detektywa i nawet jeśli w pewnej chwili przypomniałam sobie rozwiązanie zagadki, to dalej czerpałam przyjemność z czytania.

Książkę polecam czytelnikom, którzy mają ochotę poznać powieść wpisującą się do klasyki kryminału. Fanów Christie nie muszę przekonywać do lektury. Ja z każdą przeczytaną powieścią coraz bardziej przekonuje się do twórczości Królowej Kryminału. Czwarte spotkanie z autorką zaliczam do wyjątkowo udanych.