niedziela, 31 stycznia 2021

"Czwarta Małpa" J. D. Barker

Seria: Sam Porter (tom 1)
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 432
Rok wydania: 2018

Sam Porter jest na urlopie, kiedy pewnego ranka dostaje pilną wiadomość od kolegi z wydziały zabójstw. Niedaleko Hyde Parku  doszło do wypadku, w którym zginął najprawdopodobniej poszukiwany przez śledczych od ponad pięciu lat Zabójca Czwartej Małpy.  Obok ciała policja odkrywa białą paczkę obwiązaną czarną wstążką (znak rozpoznawczy mordercy), w której znajduje się odcięte ucho – pierwsza z trzech części ciała, które przestępca wysyła rodzinom ofiar zanim je zabije. Porter i jego partner Nash rozpoczynają walkę z czasem, by zidentyfikować i dotrzeć do jego właścicielki nim będzie za późno. 

Wszystko wskazuje na to, że śmierć mordercy nie była przypadkowa, a Czwarta Małpa nawet po śmierci postanowił zabawić się z policjantami w kotka i myszkę. Znaleziony przy mężczyźnie pamiętnik skrywa klucz do jego mrocznej przeszłości i kierujących nim motywów.  Czy Porter zdoła w nim jednak odnaleźć wskazówki prowadzące do czekającej na ocalenie, ostatniej ofiary zwyrodnialca?

„Czwarta Małpa” J.D. Barkera to świetnie napisany, trzymający w napięciu thriller z doskonale skonstruowanymi zwrotami akcji, który otwiera trylogię kryminalną o śledczym Samie Porterze. Powieść składa się z dwóch głównych wątków ujętych w przeplatające się ze sobą rozdziały. W jednej części powieści  czytelnik towarzyszy rozwiązującemu sprawę Czwartej Małpy Porterowi. W drugiej czyta przepełnioną makabrą historię wypełnionego kontrastami dzieciństwa mordercy. Czwarta Małpa to zdecydowanie jeden z tych fascynujących, złożonych  czarnych charakterów, o których szybka się nie zapomina. To właśnie lektura rozdziałów poświęconych zabójcy dostarczyła mi najwięcej emocji.

Barker stworzył fantastyczny dreszczowiec i polecam go gorąco wszystkim fanom gatunku.

środa, 20 stycznia 2021

"Magia cierni" Margaret Rogerson

Wydawnictwo McElderry Books
Liczba stron 456
Rok wydania: 2019
 

„Magia cierni” to jedna z moich ulubionych powieści fantastycznych YA. Jak mogłabym nie pokochać bowiem tytułu, którego fabuła skoncentrowana jest wokół książek, a akcja w znacznej części rozgrywa się w magicznych bibliotekach wypełnionych żywymi grymuarami?

Główną bohaterką powieści autorstwa Margaret Rogerson jest Elizabeth Scrivener, szesnastoletnia sierota, która całe życie spędziła w Wielkiej Bibliotece Summershall - jednej z sześciu bibliotek, w których przechowywane są groźne, żywe księgi skrywające w sobie sekrety magii.

Pewnej nocy dochodzi do tragedii. Jeden z pilnie strzeżonych w podziemiach biblioteki grymuarów ulega uszkodzeniu, przekształca się w Malefikt  (mrocznego demona zniszczenia) i ucieka. O wydostaniu się księgi na wolność jako pierwsza dowiaduje się właśnie Elisabeth. Dziewczyna dzielnie staje do walki z potworem, jednak mimo swego bohaterstwa, to właśnie ona zostaje oskarżona o jego uwolnienie.  Bohaterka zostaje oddana w ręce magistra magii – Nathaniela Thorna, który ma zabrać ją do Brassbridge, gdzie czeka ją przesłuchanie. Właśnie tak rozpoczyna się niezwykła powieść o perypetiach  młodej bibliotekarki, pełnego sekretów czarodzieja i jego wiernego sługi Silasa.

Stworzona przez Margaret Rogerson,  osadzona w świecie przypominającym wiktoriańską Anglię historia przepełniona jest intrygami, magią i przygodą. Mnie w tym tytule urzekła przede wszystkim niezwykle zajmująca, dynamicznie rozwijająca się fabuła oraz obecny w powieści humor ujawniający się w dialogach i scenach, w których występują Elisabeth i Nathaniel. Moje czytelnicze serce skradł natomiast bezapelacyjnie Silas.

Lektura „Magii cierni” dostarczyła mi wiele przyjemności.

sobota, 16 stycznia 2021

"Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" Stuart Turton

Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 512
Rok wydania: 2019

O jedenastej wieczorem Evelyn Hardcastle zostanie zamordowana.
Masz osiem dni i osiem wcieleń.
Pozwolimy ci odejść pod warunkiem, że odkryjesz, kto jest zabójcą.
Zrozumiano? W takim razie zaczynamy…

„Siedem śmierci Evelyn Hardcastle” to wybitnie udamy mariaż powieści kryminalnej  z elementami fantastycznymi i powieścią gotycką. Jestem tym tytułem zachwycona!

Akcja książki Stuarta Turtona rozgrywa się w odizolowanej od świata, położonej wśród lasów, podupadającej posiadłości należącej do państwa Hardcastle. Główny bohater zostaje uwięziony przez tajemniczą siłę w  mrocznych murach Blackheat House, by rozwiązać tajemniczą sprawę śmierci córki gospodarzy. Aiden Bishop rozpoczyna walkę z czasem i ze śmiertelnie groźnymi przeciwnikami, którzy zostali uwięzieni w domostwie razem z nim. O akcji tej powieści nie można powiedzieć  więcej, by przypadkiem nie zdradzić przyszłym czytelnikom zbyt wiele. Zawartą w książce tajemnicę koniecznie trzeba odkryć samodzielnie!

„Siedem śmierci Evelyn Hardcastle” jest debiutem literackim Stuarta Turtona, debiutem wyśmienitym i dopracowanym w najdrobniejszych szczegółach, którego konstrukcja skojarzyła mi się z mechanizmem zegarowym, w którym każdy element musi być do siebie perfekcyjnie dopasowany, by urządzenie działało prawidłowo. Historia stworzona przez Stuarta Turtona  jest właśnie taka - doskonała w najdrobniejszym szczególe. Dałam się całkowicie uwieść tej opowieści. Cenię ten tytuł za genialną i złożoną zagadkę kryminalną, za mroczny i duszny klimat rodem z powieści gotyckiej, za obecny w niej nastrój grozy i rosnącego napięcia, za genialne wykorzystanie motywu pętli czasowej oraz świetną kreację głównego bohatera. Dla mnie ten utwór to arcydzieło literatury kryminalnej!

Jeśli jesteście fanami złożonych zagadek kryminalnych, kochacie powieści gotyckie i nie straszna Wam odrobina fantastyki, gorąco  zachęcam do sięgnięcia po „Siedem śmierci Evelyn Hardcastle”! Ja nie mogłam oderwać się od lektury.

 

piątek, 8 stycznia 2021

"629 kości" M.M. Perr

Cykl: Podkomisarz Robert Lew
Wydawnictwo: Prozami
Liczba stron: 352
Rok wydania: 2020

„629 kości” to dla mnie powieść ze zmarnowanym potencjałem, której lektura przypominała mi  ciągłą jazdę w górę i w dół kolejką górską – były w tym tytule całkiem niezłe fragmenty, które rozbudzały ciekawość i napięcie, jednak w moim odczuciu było ich niewiele i szybko ustępowały one miejsce niedopracowanym i irytującym wątkom, które ciągnęły fabułę w dół i mocno obniżyły moją ocenę tego tytułu.  

M.M. Perr świetnie zaczęła. W chacie w Bieszczadach grupka licealistów, która schroniła się przed niespodziewaną śnieżycą, odnajduje zbiór kości i notatniki, w których ktoś opisał najprawdopodobniej ich właścicieli. Do chaty zostaje wysłany z Warszawy podkomisarz Robert Lew, który ma zająć się ta sprawą. Policjanci dość szybko typują i aresztują podejrzanego, więc ich śledztwo polega głównie na próbach odkrycia tożsamości ludzi, do których należą  szczątki oraz  znalezieniu jednoznacznych dowodów świadczących o tym, że zostali oni zamordowani. Sam wątek kryminalny do pewnego momentu był naprawdę ciekawy, jednak mam sporo uwag dotyczących szczegółów fabuły.

W książce nigdy nie został wyjaśniony tytuł powieści. „629 kości” zdecydowanie brzmi chwytliwie, intryguje, ale skąd właściwie wzięła się taka liczba?  W domu w Bieszczadach nie było ich aż tyle, biorąc pod uwagę fakt, że w niektórych ze znalezionych kasetek znajdowały się jedynie pojedyncze fragmenty szkieletów, a w innych zakonserwowane tkanki miękkie. Czytając, nie odnosiłam wrażenia, że policjanci zajmują się badaniem aż takiej liczby kości. Może się czepiam, ale ten element fabuły rzeczywiście wzbudził moje rozczarowanie.

Wielokrotnie podczas lektury odnosiłam wrażenie, że pewne fragmenty tekstu do siebie nie pasują, że zaburzona jest płynność rozdziałów, zdarzało mi się zgubić w fabule. Miałam wrażenie, że niektóre części książki nie były pisane chronologicznie. W pewnym momencie odniosłam nawet wrażenie, że jakiś fragment tekstu musiałam pominąć, ponieważ rozdział, który czytałam nie miał powiązania z wcześniejszymi wydarzeniami i dotyczył postaci, o której wcześniej nie było mowy.

Niezwykle irytujący był obecny w powieści wątek rodzinny podkomisarza, który właściwie niczego nie wnosił do fabuły. Jak większość policjantów i detektywów pojawiających się w kryminałach, również Robert Lew ma problemy rodzinne, ale autorka nie rozwinęła  tego wątku w wystarczającym stopniu i zrobiła z niego swoistego rodzaju bezsensowny i w gruncie rzeczy zbędny wypełniacz.  Rodzina komisarza pojawia się około 5 razy w  bardzo okrojonych scenach tylko po to, by swą „wielką” rolę odegrać w epilogu, który stanowi najgorsze z możliwych zakończeń powieści kryminalnych z jakim do tej pory się spotkałam - chyba jeszcze nigdy nie czułam aż tak ogromnego rozczarowania.

Na kilkudziesięciu ostatnich stronach książki pisarka rozbudziła mój apetyt. Liczyłam na wyjaśnienia i zamknięcie sprawy, tymczasem dostałam niedopracowane do granic możliwości zakończenie, które trzyma czytelnika w totalnym zawieszeniu. Akcja nagle się urywa, a toczący się pół roku po opisanych wydarzeniach epilog to jakieś nieporozumienie, którego celem było zagranie na emocjach czytelnika i skłonienie go do sięgnięcia po kolejny tom serii, w którym będzie najprawdopodobniej kontynuowane śledztwo podkomisarza Lwa. Zakończenie pozostawiło mnie z naprawdę nieprzyjemnym wrażeniem, że zmarnowałam swój czas.

Podsumowując, „629 kości” to książka, co do której mam bardzo mieszane uczucia. Przedstawiona w powieści  sprawa kryminalna był intrygująca, ale w fabule było również sporo niedociągnięć. Największym rozczarowaniem okazał się finał, który pozostawiał mnie bez najważniejszych odpowiedzi.

czwartek, 7 stycznia 2021

"Światło i cienie" Anne Bishop

Cykl: Filary Świata (tom 2)
Wydawnictwo: Initium
Liczba stron: 544
Rok wydania: 2020
 
Anne Bishop, bestsellerowa autorka „New York Timesa”, powraca w drugiej części fenomenalnej trylogii Tir Alainn, zabierając nas w pełną ekscytujących przygód podróż po swoim świecie. Światło i cienie to perełka wśród opowieści gatunku fantasy, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, osnuta mgiełką romansu i pełnej oddania miłości…

 

„Światło i cienie” to emocjonująca kontynuacja „Filarów świata” Anne Bishop. Powieść, podobnie jak poprzedni tom, dostarczyła mi mnóstwa silnych emocji. Kiedy już zaczęłam czytać, nie mogłam odłożyć książki, dopóki nie dotarłam do ostatniej strony.

Magiczny świat wróżek stoi nad krawędzią zagłady, jednak pochodzący ze wschodu Fae nadal myślą tylko o sobie i nie chcą przyjąć do wiadomości istnienia potomków domu Gaian i ich roli w utrzymaniu Tir Alainn.  Bierność  Światłego i Łowczyni sprawia, że do władzy dochodzą okrutni Inkwizytorzy. Wydaje się, że szaleństwo przywódcy Czarnych Płaszczy zaczyna rozlewać się na cały świat. Tymczasem dwójka Fae, którzy poznali Ari (bohaterkę poprzedniego tomu) i zrozumieli rolę wiedźm w ocaleniu magii światów, wyrusza w pełną niebezpieczeństw drogę na zachód, gdzie od lat żyją tajemnicze klany wróżek. Bard i Muza mają nadzieję, że tam znajdą sojuszników, którzy pomogą im przekonać wschodnich Fae, że czas biernego obserwowania świata ludzi się skończył i nadeszła pora, by stanąć w obronie potomków rodu Gaian.

W „Światłach i cieniach” Anne Bishop kontynuuje przesyconą magią i dramatem historię o walce Inkwizytorów, wiedźm i Fae. W drugim tomie trylogii „Tir Alainn” pisarka skupia się na postaciach wróżek – Barda i Muzy oraz przedstawicieli zachodnich klanów – którzy postawiają stanąć w obronie prześladowanych przez Inkwizytorów wiedźm. Tym razem to przedstawiciele Fae są głównymi bohaterami powieści.

W książce przeplata się ze sobą kilka wątków. Czytelnik śledzi podróż Barda i Muzy. Jest świadkiem prób wpłynięcia Inkwizytorów i wschodnich baronów na władców zachodu. Obserwuje dramatyczny los kobiet, którym mężczyźni brutalnie odbierają prawa. Wszystkie te wątki splatają się w cudowną i do głębi poruszającą historię, od której nie mogłam się oderwać. Podczas lektury zamieniłam się w emocjonalny kocioł, w którym radość i czułość mieszały się z wściekłością  i smutkiem, kiedy czytałam fragmenty poświęcone prześladowaniom kobiet.

Anne Bishop po raz kolejny mnie zaczarowała, pisząc pełną akcji powieść, w której mieszają się ze sobą życie i śmierć, nadzieja i okrucieństwo, światło i cienie. Nie pozostaje mi nic innego niż po raz kolejny przyznać, że totalnie uwielbiam prozę tej amerykańskiej pisarki.