czwartek, 28 czerwca 2012

"Błękit szafiru" Kerstin Gier (audiobook)

Cykl: Trylogia czasu (tom 2)
Wydawca: Egmont
Łączny czas nagrania: 10 godzin
Lektor: Małgorzata Lewińska

Błękit Szafiru to drugi tom Trylogii czasu. Gwen i Gideon wrócili właśnie z początku XX wieku. Ale sprawy tylko się skomplikowały. Czy Strażnicy mają rację, uznając Lucy i Paula za przestępców, czy też może mylą się w swej wierności hrabiemu de Saint Germain? Gwendolyn jako jedyna zdaje się mieć wątpliwości. Uczucia Gideona do Gwen zostają wystawione na najpoważniejszą próbę.



„Błękit szafiru” to drugi tom „Trylogii czasu” – serii, która została napisana przez niemieckojęzyczną pisarkę Kerstin Gier. Dzięki uprzejmości portalu nakapanie.pl otrzymałam niezwykłą szansę poznania dalszych losów dwójki młodych podróżników w czasie – Gwen i Gideona. Muszę przyznać, że w przeciwieństwie do pierwszego tomu cyklu („Czerwień rubinu”), który przyjęłam nieco chłodniej niż większość czytelników, ta część trylogii całkowicie mnie zauroczyła – wielki wpływ miała na to niewątpliwie Małgorzata Lewińska, która czyta książkę.

Aktorka zaangażowana, by pełnić rolę lektorki tekstu, wspaniale interpretuje postacie oraz stara się zindywidualizować bohaterów. Uwielbiam sposób, w jaki pani Lewińska czyta wypowiedzi pojawiającego się w tym tomie gargulca-demona Xemeriusa. Nieco skrzeczący głos budzący we mnie skojarzenie ze starszą kobietą, słowa przerywane mlaskaniem, które jest całkowicie uzasadnione jako, że sympatyczny demon pełnił kiedyś rolę rynny wypluwającej wodę – te drobne elementy stają się charakterystycznymi cechami  mowy bohatera i sprawiają, że słuchający od razu wiem, która postać wypowiada się w danym momencie, Dbałość o zróżnicowanie języka postaci pokazuje, że aktorka bardzo dobrze przygotowała się do pracy. Małgorzata Lewińska musiała niewątpliwie poświęcić dużo czasu, by przemyśleć, w jaki sposób czytać tekst: jak modulować głos, jak interpretować dane fragmenty używając odpowiedniego tonu, czy też jakie dodatkowe efekty dźwiękowe zastosować. Szalenie spodobał mi się zwłaszcza sposób w jaki Lewińska czytała jedną z wypowiedzi Xemeriusa, który co jakiś czas prosił widzącą go Gwen rozczulającym głosem „Kupisz mi kota?” – chociażby dla tego krótkiego zdania, wtrącanego w najmniej spodziewanym momencie, przeczytanego w świetny sposób przez panią Lewińską, warto sięgnąć po „Błękit szafiru” w wersji audio. Nawet w chwili, w której to piszę, w moich uszach rozbrzmiewa głos demona co doprowadza mnie do niekontrolowanego chichotu.  Przed oczami staje niezwykły obraz – jedna z najbardziej charakterystycznych scen pochodząca z animowanej bajki „Shrek”: błagalnie patrzący kot w butach ;)  Słuchając wypowiedzi Xemeriusa, które w większości zabarwione są dużą dozą humoru, uśmiech sam wypełzał na usta, by przeobrazić się w niekontrolowany głośny śmiech, w kącikach oczu zbierają się łzy. W „Błękicie szafiru” występuje zresztą bardzo wiele zabawnych scen i dialogów, które stanowią niewątpliwy atut tej części cyklu.

Wielki plusem tego tomu są bohaterowie, zwłaszcza ci drugoplanowi: najlepsza przyjaciółka głównej bohaterki Leslie, na tę dziewczynę, jej pomoc i dobre rady Gwen może zawsze liczyć. Pocieszny gargulec Xemerius jest niesamowicie zabawny, a przy tym, wydaje się być lojalnym pomocnikiem podróżniczki w czasie wspierającym nastolatkę, kiedy to przeżywa miłosne rozterki. Zarówno postać Leslie jaki i Xemeriusa zyskały sobie moją ogromną sympatię.

W „Błękicie szafiru” akcja wyraźnie się zawiązuje. W tekście powieści wplecione są fragmenty przepowiedni dotyczących Gwendolyn i Gideona, które podsycają ciekawość czytelnika. Podróże w czasie ukazane zostają ciekawiej niż w „Czerwieni rubinu”. Gwen bierze udział w pierwszych spotkaniach towarzyskich, w przeszłości trafia na swego dziadka, którego prosi o pomoc w rozwiązaniu pewnych tajemnic. Bohaterka spotyka się z podstępnym hrabią de Saint-Germain, który wyraźnie ma swoje plany wobec ostatniej podróżniczki w czasie, która jest obdarzona tajemniczą magią kruka. Akcja zdecydowanie nabiera tempa.

Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu:

środa, 27 czerwca 2012

"Wyspa namiętności" Lorie O'Clare

Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 360
Rok wydania: 2012


Egzotyczna wyspa. Zniewalający mężczyzna. Żądna przygód kobieta. Romans skrywany przed światłami jupiterów popularnego reality show. Jednak łącząca ich namiętność nie jest jedynym sekretem wyspy. Wkrótce uwagę wszystkich przykuje temat zaginionej szkatułki pełnej drogocennej biżuterii oraz zagadkowe morderstwo. Tropikalny raj zacznie ujawniać nie tylko zmysłowe, ale i mroczne tajemnice.


Po przeczytaniu „Wyspy namiętności” Lorie O’Clare muszę przyznać, że czuję się okropnie zawiedziona. Powieść okazała się dziełem wybitnie „papierowym” – bohaterowie nie przekonali mnie do siebie w żaden sposób, również kryminalną zagadkę, która pojawia się w tle powieści odbieram jako nijaką.

Andrea Denton jest organizatorką konkursów piękności. Bohaterka ma zająć się przygotowaniem Najbardziej Pożądanego Mężczyzny, jak łatwo się domyśleć jest to konkurs, w którym udział biorą najprzystojniejsi przedstawiciele płci męskiej każdego ze Stanów Ameryki. Impreza wykupiona przez milionera Marka Trippa seniora ma odbyć się na jego prywatnej wyspie. Przy organizowaniu konkursu z Andreą ma współpracować syn Trippa – Mark junior. Jak nie trudno zgadnąć, między dwójką bohaterów zaczyna iskrzyć, w wyniku czego bez żadnych ceregieli, po właściwie kilkudniowej znajomości, na zimno zawierają kontrakt, wedle którego zostaną seksualnymi przyjaciółmi – zero uczuć i zero refleksji. Wątek romansowy, a właściwie seksualny nie podobał mi się wcale.

Gdzieś na tle intensywnych spotkań miłosnych dwójki bohaterów, do których dochodzi w przeróżnych miejscach, rozgrywa się prywatne śledztwa Marka juniora mające na celu odnalezienie kosztowności, które kiedyś na wyspie zakopała jego matka. Poszukiwania przeprowadza wynajęta przez bohatera ekipa. Zero napięcia, zero ciekawego przedstawienia wątku. Autorka jedynie sporadycznie przedstawia efekty jakie osiągnęli wynajęci ludzie.

Powieść nie wzbudziła we mnie żadnych emocji. Bohaterowie zostali przedstawieni jako niezwykle płascy ludzie, którzy w moim odczuciu nie reprezentowali sobą niczego ciekawego. Nawet, w krótkich harleqinach autorki potrafią zawrzeć więcej uczuć, niż pojawiło się na kartach 360 stronicowej „Wyspy namiętności”. Autorka nie zadbała, by budować i stopniować napięcie, tylko od razu wpakowała dwójkę obcych sobie ludzi do łóżka. Lori O’Clare nie udało się również stworzenie interesującego wątku kryminalnego.

Są książki, które wciągają czytelnika sprawiając, że przeżywa przygody razem z ich bohaterami, kibicuje ich uczuciom, serce podchodzi mu do gardła, kiedy ma wydarzyć się coś złego, niestety „Wyspa namiętności” nie budzi żadnych z tych uczuć. Ta powieść to utwór, który na pewno nie zostanie w mojej pamięci, a jedyne słowo, które mogłoby określić tę powieść brzmi „nijaka” – niejakie postacie, nijaka akcja i ostatecznie nijaka przyjemność płynąca z obcowania z tą książką.

piątek, 22 czerwca 2012

"Nadzieja" Katarzyna Michalak

Wydawnictwo: Termedia
Liczba stron 272
Rok wydania 2012

Lilianę poznajemy, gdy jako mała, samotna dziewczynka wędruje przez las, szukając miejsca, gdzie będzie bezpieczna i szczęśliwa. Zamiast Arkadii znajduje rannego Aleksieja, syna sąsiadki, który od tego dnia staje się dla niej najserdeczniejszym - i jedynym - przyjacielem. Dzieci razem dorastają, dzieląc się największymi tajemnicami i lękami. Niestety, los wkrótce je rozdziela i choć wydaje się, że ich drogi nigdy się nie skrzyżują, Lilianę i Aleksieja połączyły na zawsze dwa uczucia, silniejsze od przeznaczenia: miłość i nienawiść.
Mężczyzna ciągle powraca do kobiety, mimo że ta potrafi jedynie go ranić. Ona, Lilith, jest jak ogień, on, jak ćma. Ona jak lód, on jak płomień. Miłość staje się obsesją, przeznaczenie - fatum, owładnęły obojgiem, a Liliana i Aleksiej nie potrafią, a może nie chcą się temu przeciwstawić. Pozostaje tylko Nadzieja...
Katarzyna Michalak napisała książkę inną. Inną niż jej dotychczasowe powieści. Pełniejszą, bardziej przejmującą, niekiedy dramatyczną.

 
Przeglądając zapowiedzi w jednej z internetowych księgarni moją uwagę przykuła przepiękna okładka utrzymana w przyjemnej kolorystyce ze zdjęciem nastrojowego widoku na dole. Zaciekawiona tytułem trafiłam na stronę autorki książki, gdzie po lekturze fragmentu tekstu wiedziałam, że muszę sięgnąć po powieść, która nie tylko wabi piękną oprawą wizualną, ale również niezwykle interesującym początkiem. Czym prędzej zaopatrzyłam się w „Nadzieję” Katarzyny Michalak, by na kilka godzin dać się porwać niezwykle smutnej i wzruszającej historii dwojga ludzi, których losy nieustannie się ze sobą splatały.

Lilianę czytelnik poznaje w dość niecodziennych i tajemniczych okolicznościach – kobieta wyraźnie przed czymś ucieka, topi w nurtach Wisły wszelkie urządzenia, które mogłyby doprowadzić do jej odnalezienia. Jedyną z rzeczy, która zostaje ocalona jest komórka, której numer zna jedna osoba – przyjaciel z dzieciństwa. Lila we wspomnieniach powraca do swej młodości i odtwarza dzieje niezwykłej i skomplikowanej przyjaźni, która stała się jej udziałem.

Sześcioletnia, jąkająca się dziewczynka maltretowana przez ojca ratuje życie, o dwa lata starszego od niej chłopca – Aleksieja. Między dziećmi odrzucanych przez wiejskie środowisko ze względy na ich inność – jąkanie się Lili i obce pochodzenie chłopca – rodzi się wyjątkowo silna więź. Jednak sielanka nie trwa wiecznie, chłopiec przeprowadza się wraz ze swoją opiekunką do odległej chaty noszącej nazwę „Nadzieja” położonej wśród jodłowej puszczy. Lila zostaje sama z brutalnym ojcem. Od tej chwil życie dzieci biegnie dwoma zupełnie oddzielnymi torami. Alek znajduje kolegów i wiedzie szczęśliwe życie. Lila, która staje się niespotykaną pięknością, staje się obiektem ataków nie tylko swego taty.

Historia przedstawiona przez Katarzynę Michalak jest niezwykle poruszająca, ale nie brak w niej dużej dozy goryczy. Maltretowana Lila wielokrotnie, by ocalić siebie wbijała nóż w plecy pragnącego chronić ją Aleksa – działanie karygodne, ale jak najbardziej prawdopodobne. Nie trudno było mi wyobrazić sobie dziewczynkę, a później kobietę, która wycierpiała tak wiele, że nie cofnie się przed niczym byle znów nie doświadczyć przemocy. Jedną rzecz jaka mi się nie podobała jest sposób w jaki autorka kierowała losami bohaterki: Lilę spotykają w życiu same nieszczęścia. Zwłaszcza opis jej losów, kiedy wybrała się na studia budził mój sprzeciw i wywoływał poczucie, że pisarka nieco przesadziła w obarczaniu Liliany tak wielką ilością nieszczęść – opisywaną rzeczywistość odnoszącą się do czasów szkolnych dziewczyny odbierałam jako nieco przerysowaną. Jeżeli jestem już przy omawianiu tego, co mi się nie spodobało to wspomnę, że kilkakrotnie zdarzyło się, iż transformacji ulegały ubrania noszone przez bohaterkę: Lilka była ubrana w szorty i bluzkę, by dosłownie za moment poprawiać sukienkę, lub też w innym fragmencie powieści nosiła  kurtkę, która na moment stawała się kożuszkiem, by za chwilę na powrót stać się kurtką – drobny z pozoru nieistotny szczegół dla przebiegu akcji, a wywoływał u mnie zagubienie. Czytając te fragmenty musiałam się cofać w lekturze i sprawdzać, czy przypadkiem nie przeoczyłam jakiejś partii tekstu.

W ogólnym podsumowaniu powieść Katarzyny Michalak oceniam dobrze. „Nadzieja” to książka bardzo wzruszająca, a jej ostatnie strony są prawdziwym wyciskaczem łez. Po skończeniu lektury jeszcze długo siedziałam z książką w rękach patrząc przed siebie i „trawiąc” to co  właśnie przeczytałam poruszona do głębi losami bohaterów, których wykreowała pani Michalak. Zakochałam się w rycerzu na białym koniu – Aleksieju  i współczułam doświadczanej przez los Lili. Z bohaterami żegnałam się z prawdziwym żalem w sercu. Niezwykle zżyłam się z postaciami wykreowanymi przez pisarkę, mocno przeżywałam ich sukcesy i porażki, z ciekawością śledziłam jak toczyło się ich życie. Myślę, że „Nadzieja” nie będzie ostatnią powieścią Katarzyny Michalak, którą przeczytam.

piątek, 1 czerwca 2012

Ulubione książki mojego dzieciństwa


1 czerwca to szczególny dzień dla wszystkich dzieci - dzisiaj jest ich święto.

Dziś chciałabym przedstawić Wam ulubione książki mojego dzieciństwa:

 "Moje Bajki" to pierwsza książka jaką dostałam. Zbiór baśni był  urodzinowym prezentem od moich dziadków. Książka składa się z pięciu popularnych bajek, do których przepiękne ilustracje stworzyła Jane King. "Czerwony Kapturek", "Śpiąca królewna", "Kopciuszek", "Kot w butach", "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków" - te bajki pobudzały moją dziecięcą wyobraźnię.

 A tutaj jedna z moich ulubionych ilustracji zamieszczonych w "Śpiącej królewnie". Uwielbiałam wszystkie wróżki, które znalazły się na obrazku, pamiętam, że bardzo lubiłam wyobrażać sobie kim są czarodziejki przedstawione w tle, a także jakie przygody mogłyby stać się ich udziałem :) Jako dziecko nie tylko czytałam książki, z równym zamiłowaniem wymyślałam dalsze losy bohaterów poznanych opowieści.



Kolejną ukochaną książką stał się "Dzwonnik z Notre Dame" wydany w serii Disneya.




"Karolcia" Marii Kruger, "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren i "Ania z Zielonego wzgórza" Lucy Maud Montgomery - to książki, które czytałam w szkole podstawowej i do dzisiaj wspominam je niezwykle pozytywnie. "Karolcia" obudziła moją miłość do książek z elementami nadprzyrodzonymi. "Dzieci z Bullerbyn" skłoniły mnie do pisania pamiętnika. "Ania z Zielonego Wzgórza" to wspaniała historia, po którą sięgam co jakiś czas.




 W gimnazjum niekwestionowanym faworytem, który w cień zepchnął wszystkie inne książki, stał się Harry Potter. Przed poznaniem serii o młodym czarodzieju broniłam się rękami i nogami. Myślałam, że popularność cyklu szybko minie, aż pewnego dnia do moich rąk trafił pierwszy tom... Wpadłam jak śliwka w kompot i plułam sobie w brodę "dlaczego tak późno sięgnęłam po tę książkę? Przecież ona jest świetna!". Jak całe rzesze czytelników zakochałam się w chłopcu, który pewnego dnia dowiedział się, że jest czarodziejem.




Wszystkie z przedstawionych pozycji wywarły na mnie duże wrażenie. Do dzisiaj wspominam te książki z ogromnym sentymentem, a do niektórych z przyjemnością wracam.