niedziela, 30 sierpnia 2015

"Panna Billy" Eleanor H. Porter

Seria: Panna Billy (tom 1, pozostałe tomy nie zostały wydane w Polsce)
Wydawnictwo Łuk
Liczba stron: 240
Rok wydania: 1992

„Panna Billy” to urocza i słodka powieść, której akcja rozgrywa się w Bostonie z początku XX wieku, pierwszy - i niestety jedyny wydany w Polsce – tom trylogii przedstawiającej perypetie tytułowej Billy, młodziutkiej panny o gołębim serduszku, która wywraca do góry nogami świat dwóch kawalerów, jednego wdowca i ich służących. Rezolutna i żywiołowa Billy jest bohaterką, której nie sposób nie lubić – podobnie jak powieściowi opiekunowie tego słodziutko naiwnego dziewczęcia, szybko uległam jej urokowi. Kto by nie pokochał dziewczyny zrobionej z cukru, przypraw i wszystkiego, co miłe?

Osiemnastoletnia, osierocona Billy trafia do domu przyjaciela swego ojca i jego dwóch braci. Przybyciu heroiny towarzyszą niemałe zawirowania, gdyż jej nowi opiekunowie byli przekonani, że decydują się na przyjęcie pod swój dach chłopca. Mimo początkowych obaw William, Cyryl i Bertram dość szybko odnajdują się w nowej sytuacji. Młodziutka podopieczna szybko podbija serca mężczyzn i staje się oczkiem w głowie trójki oryginałów zamieszkujących dom nazywany Warstwą.

Fabuła „Panny Billy” nie jest może szalenie wybitna, ale nie da się jej odmówić uroku. Eleonor H. Porter stworzyła bardzo ciepłą opowieść opartą na świetnym pomyśle, wykreowała też sympatyczne postacie, które od razu zjednały sobie moją sympatię. Wydany w roku 1911 tytuł jest przesycony specyficznym, sielankowym klimatem, charakterystycznym dla powieści skierowanych do młodych panienek żyjących na początku XX wieku.

„Panna Billy” to piękna i szalenie pozytywna książka, choć współczesny czytelnik niewątpliwie dostrzeże w fabule pewną dozę naiwności. Jest to niezwykle lekka i przyjemna w odbiorze powieść, która powinna spodobać się  młodym dziewczętom oraz kobietom, które lubią sięgnąć po nieco starsze tytuły zaliczane do klasyki literatury popularnej.
 

środa, 26 sierpnia 2015

"Zwykły człowiek" Graeme Cameron

Wydawnictwo: Harper Collins Polska
Liczba stron: 288
Rok wydania: 2015

Codziennie mijasz go w drodze do pracy. Mieszka w domku z zadbanym ogródkiem, tak jak ty robi zakupy w osiedlowym sklepie. Miły, zawsze grzeczny i uśmiechnięty. Na pozór przeciętny, może nawet nudny.
Nikt nie wie, że od lat morduje młode kobiety. Wyrusza na polowanie jak drapieżnik, starannie wybiera ofiary. Przetrzymuje je w klatce, a potem zabija, bo tylko dzięki temu odzyskuje spokój. Taki zwykły seryjny morderca.

Pewnego dnia czuje, że już czas na kolejne morderstwo. Ale po raz pierwszy precyzyjny plan zawodzi, a sytuacja zupełnie wymyka się spod kontroli… 

Drodzy Państwo chciałabym przedstawić Wam zwykłego człowieka. Nie ma on konkretnej twarzy, nie podam wam jego wieku, numeru buta i adresu – może to przystojniak, a może całkiem przeciętny facet, który niczym się nie wyróżnia, może to wasz sąsiad, a może dziwak z przedmieścia. Zwykły człowiek – człowiek rozkosznie anonimowy, któremu nie poświęcicie większej uwagi, właściciel jednej z tysiąca mijanych codziennie obcych twarzy. Zwykły człowiek – inteligentny morderca, którego uwagi nie chcielibyście przyciągnąć. Mężczyzna zdolny jednocześnie do nieludzkiego okrucieństwa i gestów czułości. Zwykły człowiek - tytułowy bohater powieści Graeme Camerona, diablo intrygująca postać zagadka, którą wbrew rozsądkowi polubiłam, choć ten zabójca ma więcej wspólnego z okrutnym Hannibalem Lecterem niż dobrym mordercą  Dexterem Morganem

Akcja utworu rozgrywa się w bliżej niesprecyzowanym miejscu w Anglii. Dom ze stodołą i ukrytą zmyślnie piwnicą staje się główną sceną dramatu, do którego zostaje wciągnięta młoda dziewczyna – ofiara naszego bohatera. „Zwykły człowiek” jest historią codziennego życia mordercy, opowieścią snutą przez przeciętnego faceta, który pod powłoką normalności skrywa mroczne pragnienie zabijania. Autor nie odkrywa przed czytelnikiem żadnych danych dotyczących bohatera, dzięki czemu intensyfikuje wrażenie, że przewrotnym zabójcą kobiet rzeczywiście jest zwykły, niczym nie wyróżniający się z tłumu facet. To zadaniem czytelnika jest wykreowanie w swoim umyśle obrazu pana X - bezimiennej postaci, której złożoną relację będzie śledził. Każdy czytelnik staje  się współtwórcą postaci głównego bohatera, każdy otrzymuje niesamowitą możliwość stworzenia wizerunku pana X wedle własnego uznania.

Fabuła opiera się na modnym ostatnio pomyśle osadzania w roli głównego bohatera utworu mordercy. Wykreowanie postaci zabójcy, która nie budziłaby wstrętu i niechęci czytelnika nie należy jednak do najłatwiejszych zadań. Cameron poradził sobie z tym problemem znakomicie, tworząc bardzo złożoną i wbrew pozorom niejednoznaczną postać, której nie jestem w stanie kategorycznie potępić, a w pewnym momencie – o zgrozo! – zaczęłam nawet jej kibicować.

„Zwykły człowiek” jest przerażającą i trzymającą w napięciu opowieścią o mordercy i jego ofierze.  Lekturze książki towarzyszą mocne i sprzeczne uczucia. Obrzydzenie i niechęć mieszają się z sympatią do bestii, która sprawia wrażenie nieszkodliwego, inteligentnego faceta - mrocznego pana X, duchowego brata serialowego Hannibala Lectera. Powieść Graeme Camerona jest fascynującym i zarazem niepokojącym tytułem.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Harper Collins Polska


wtorek, 25 sierpnia 2015

"Osaczona" P.C. Cast, Kristin Cast

Cykl: Dom Nocy (tom 5)
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 400
Rok wydania: 2011

Przyjaciele Zoey znów są przy niej, a Stevie Rae i czerwoni adepci przestali być tajemnicą Neferet. Zagrożenie pojawia się ze strony potężnego Kalony. Klucz do powstrzymania jego rozprzestrzeniającej się władzy leży w przeszłości – co jednak, jeśli odkrywając ją, Zoey dotrze do tajemnic, których wolałaby nie znać?
 
Zoey czuje także, że nie może w pełni ufać czerwonym adeptom. Musi również dokonać wyboru między byłym chłopakiem, Erikiem, a Starkiem – łucznikiem, który zmarł w jej ramionach pamiętnej nocy, by odrodzić się jako sługa Neferet. Dziewczyna postanawia za wszelką cenę go uwolnić. Ukryte w nim zło jest przerażające. 

Pierwsza połowa piątego tomu „Domu Nocy” wywarła na mnie fatalne wrażenie. W trakcie lektury byłam pewna, że zjadę „Osaczoną” od góry  do dołu, by dać wyraz wściekłości płynącej z faktu zmarnowania wspaniałego potencjału i, co tu dużo mówić, wynikającej z konieczności śledzenia losów bohaterów, którzy przypominają pustaki i wydmuszki (nie dość, że w wielu sytuacjach zachowują się jak idioci, to niektórzy mają ogromne problemy z nadmiernie rozbudowanym libido). Druga połowa podratowała tytuł, więc po kilkudziesięciu linijkach narzekania będzie o plusach.

Poprzednia część zakończyła się w niesamowicie emocjonujący sposób i liczyłam na dramaty, mrok i wartką akcję, tymczasem autorki wróciły do wałkowania irytującego wątku romantycznego i ponownego roztrząsania życia uczuciowego Zoey, która ciągle poszerza swoje horyzonty i pląta się w miłosny trójkąt/prawie czworokąt. Jeśli w cyklu pojawi się przystojny wampir, adept lub człowiek, to za pewnik można uznać, że bohaterka poczuje do niego miętę, uwikła się w romans, a później będzie przeżywała wyrzuty sumienia, by na koniec mieć pretensje do swoich kilku chłopaków, ponieważ ją ranią i porzucają. Logika tej bohaterki wbija czytelnika w ziemię, jak cegła spadająca na głowę – człowiek nie wie, co go znienacka trafiło, ale uporczywy ból głowy jest nie do zniesienia. W fatalnej połowie znalazło się również miejsca na nużące przypominanie wydarzeń z poprzednich tomów.

Początek powieści jest naprawdę słaby. W Tulsie rozpętało się piekło, bohaterom udało się zejść do tuneli, gdzie zamiast skupić się na obmyślaniu planu przeżycia lub poddać się uczuciu strachu czy zagubienia, podejść do dramatycznych wydarzeń na poważnie, wampirskie nastolatki zajmują się komentowaniem wystroju, żarcikami i urządzaniem wojny prysznicowej z wykorzystaniem mocy żywiołów! Największym problemem Zoey staje się fakt, że Erik che się z nią chyba przespać, bo to dorosły (!) wampir z potrzebami. Przypomnę, bohater jest tylko dwa lata starszy od panny Redbird, przemianę przeszedł zaledwie kilka dni temu, ale wedle autorskiej logiki chyba sam fakt jej przejścia robi z niego automatycznie dojrzałego mężczyznę – wybaczcie panie Cast, ale takich cudów nie kupuję. Dojrzałość nie przychodzi wraz z magicznym przekroczeniem pewnej granicy wiekowej, tudzież magicznej przemiany w wampira; zresztą zachowanie Nighta po przemianie wcale nie ulega gwałtownej zmianie.

Panie Cast mają naprawdę irytujące i śmieszne pomysły oraz niezwykłą zdolność do zabijania genialnego potencjału, brutalnego mordownia napięcia i scen akcji (wydarzenia, które z założenia powinny mieć dynamiczny przebieg, są przerywane miałkimi dialogami, wewnętrznymi rozterkami Zoey lub fillerami; autorki niezwykle przeciągają opowieść – cóż skądś trzeba było wytrzasnąć materiał na dwanaście tomów). Zachowanie głównych bohaterów nijak ma się do rozgrywającego wokół nich dramatu. Zoey to - bardzo łagodnie mówiąc - nastoletnia femme fatale i dziwię się, że nie nosi szkarłatnej naszywki na swoich ubraniach. Autorki może chciały dodać swej serii pieprzyku, ale jego nadmiar sprawia, że cykl staje się ciężkostrawny. Lektura zamienia się momentami w prawdziwy czytelniczy survival dla wytrwałych twardziel, którzy są w stanie znieść tortury autorek. Gdyby P.C. i Cristin więcej energii włożyły w budowanie akcji, a nie ciągłe opisywanie problemów miłosnych bohaterki, seria mogłaby być o niebo lepsza.

Ponarzekałam, upuściłam trochę pary, więc przyszła pora na obiecane plusy. Mnie więcej od połowy „Osaczona” nabiera rumieńców. Autorki litują się nad zrozpaczonym czytelnikiem i wreszcie zajmują się rozwojem akcji. Doczekałam się wypatrywanych dramatów, wartkiej akcji i mroku, co znacząco podniosło moją ogólną ocenę powieści. Była krew i potwory, a bohaterowi wreszcie zajęli się czymś sensowniejszym niż zwiedzanie kanałów.

Dokończę tę serię, ale podejrzewam, że lekturze jeszcze nie raz będzie towarzyszyła irytacja. Pisarki niepotrzebnie tak bardzo rozciągnęły cykl, który mógłby zakończyć się na pięciu/sześciu tomach, gdyby skupiły się na akcji i dopracowaniu wątków, a nie na ciągłej paplaninie Zoey i powtarzaniu wydarzeń z poprzedniej części. 

Zżera mnie ciekawość, co też panie Cast przyszykowały dla czytelnika w siedmiu kolejnych tomach. Będzie równia pochyła i dno, czy autorki doznały olśnienia i spłynął na nie twórczy geniusz? Na pewno się przekonam, ale z lekturą kolejnego tomu chyba jednak trochę poczekam. 
 

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

"Burza" William Shakespeare

Wydawnictwo: W.A.B
Przekład: Piotr Kamiński
Wstęp i komentarz: Anna Cetera
Liczba stron: 244
Rok wydania: 2012

„Burza” jest ostatnią w pełni samodzielną sztuką Williama Shakespeare’a. Akcja tej komedii rozgrywa się na śródziemnomorskiej wyspie zamieszkanej przez maga Prospero (byłego władcę Mediolanu), jego córkę Mirandę i ich pokracznego sługę Kalibana. Pewnego dnia za sprawą Prospera u brzegu wyspy rozbija się statek, którym podróżują władca Neapolu z rodziną, brat maga  (Antonio, uzurpator, który pozbawił go tronu) oraz ich świta. Władający żywiołami Prospero postanawia wykorzystać okazję zesłaną przez los i zmusić rozbitków do dokonania rachunku sumienia. Mag staje się zręcznym manipulatorem wodzącym swych „gości” za nos. Z pomocą wiernego sługi, ducha Ariela, reżyseruje tylko sobie znany scenariusz, który umożliwi mu odzyskanie tego, co stracił – dla bohatera to ostatnia szansa na odwrócenie swojego przeznaczenia.

Powiem tyle:
Przedziwnym trafem łaskawa fortuna
(Dziś mi przychylna) rzuciła mych wrogów
Ku naszym brzegom. Wiem dzięki mej sztuce,
Że zenit mojego losu zależy
Od gwiazdy, z której sprzyjających wpływów
Muszę skorzystać dziś – w przeciwnym razie
Jej blask nade mną zgaśnie.
(I 2. 174-181, str. 71)

Nowy, dwunasty już przekład „Burzy” dokonany przez Piotra Kamińskiego został znacznie uwspółcześniony, pojawiło się w nim kilka dosadnych, wulgarnych wyrażeń, co według mnie świadczy o sporej odwadze tłumacza, który pozwolił zaistnieć takiego typu słownictwu w klasycznym, siedemnastowiecznym utworze (obecność wulgaryzmów zaskoczyła mnie i zszokowała) . Wydawnictwo W.A.B. zadbało w swym wydaniu o obecność naukowej oprawy, która bardzo ułatwia odbiór dzieła Shakespeare’a. Wstęp przygotowany przez Annę Ceterę stanowi dość rozległą i wielokierunkową interpretację „Burzy”. W posłowi zamieszczono komentarze dotyczące genezy tej komedii, jej recepcji oraz uwagi dotyczące redakcji oryginału i przekładu. No końcu publikacji zamieszczono aneks, w którym znalazły się ocalałe zapis nut do piosenek, które śpiewa Ariel, spis polskich przekładów „Burzy” (bardzo przydatny dla miłośników dramatopisarza, którzy mieliby ochotę porównać różne tłumaczenia utworu), spis opracowań dramatu, lista rodzimych teatrów, w których wystawiano sztukę oraz indeks nazwisk. Jak widać, najnowsze wydanie „Burzy” zostało bardzo rzetelnie opracowane.

Dramat będący utworem z pogranicza literatury i teatru od zawsze stanowił  moją czytelniczą piętą achillesową. Uważam, że pełną wartość tego dzieła z pogranicza sztuk można dostrzec jedynie podczas oglądania przedstawienia teatralnego, w końcu taka jest funkcja dramatu - być wystawianym i odgrywanym na teatralnych deskach; nie inna refleksja towarzyszyła mi podczas lektury „Burzy”. Dramat w formie papierowej nie wywarł we mnie większych emocji, choć jestem świadoma jego wartości. W szekspirowskich komediach bardzo brakuje mi motywowania działań postaci, ich psychologizacji (Miranda i Ferdynand; umotywowanie działań Prospera, który według mnie dość nagle przebacza bratu). Tragedie dramatopisarza zawsze były dla mnie łatwiejsze w odbiorze, komedie (a tym samym „Burza”) zbytnio do mnie nie trafiają; chociaż – kto wie – może wszystko rozchodzi się o kwestię sięgnięcia po „odpowiednią” sztukę.


Książa przeczytana w ramach wyzwania 2015 Reading Challenge - sztuka. 

sobota, 22 sierpnia 2015

"Tygrysy w porze czerwieni" Liza Klaussmann

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 448
Rok wydania: 2012


Debiutancka książka Lizy Klaussmann to polifoniczna powieść obyczajowa o (nie)idealnej rodzinie. Historia lepka, odurzająca oparami alkoholu,  przygniatająca ciężarem tajemnic i niedomówień. Proza klimatyczna, ale lekko nużąca i monotonna, ponieważ kilkakrotnie obserwujemy te same wydarzenia.

Bohaterami „Tygrysów w porze czerwieni” są członkowie rodzin Derringerów i Lewisów. Właśnie skończyła się druga wojna światowa. Dwie zżyte ze sobą kuzynki siedzą na werandzie rodzinnej posiadłości Tiger House i oddają się marzeniom o przyszłości. Przebojowa Nick czeka na powrót męża z Europy. Spragniona uczuć Helena ma udać się do Hollywood, gdzie czeka na nią narzeczony, Avery Lewis. Kobiety przepełnia radość i nadzieja na wspaniałą, wypełnioną miłością przyszłość. Obje bohaterki przekonają się wkrótce, że rzeczywistość bardzo rzadko pokrywa się z marzeniami, a życie pisze dla ludzi przedziwne, przewrotne scenariusze.

Nick nie potrafi odnaleźć się w roli idealnej, amerykańskiej żony. Jej męża Hughesa zdają się trapić wojenne wspomnienia, mężczyzna wyraźnie dystansuje się od Nick. Córka pary, szara myszka Daisy, przeżywa dramat pierwszej, nieszczęśliwej miłości u boku popularnej matki, która skupia na sobie uwagę otoczenia. Helena pada ofiarą naciągacza mającego obsesję na punkcie zmarłej kochanki. Zaślepiona miłością kobieta wkrótce popada w nałóg. Jej syn, Ed, jest zamkniętym w sobie, przejawiającym niepokojące skłonności chłopakiem chadzającym własnymi ścieżkami; jedna z nich prowadzi go do ukrytej w zagajniku wiacie, gdzie znajduje okaleczone zwłoki kobiety.

Każda z wyżej wspomnianych postaci otrzymała w powieści swoje pięć minut. Utwór został podzielony na pięć części, których narracja skupia się na jednym z przedstawionych bohaterów. Czytelnik obserwuje te same wydarzenie z perspektywy wielu postaci. Okazuje się, że z pozoru idealna, kochająca się rodzina wcale nie jest tak nieskazitelna. Pod uśmiechem i życzliwością buzują mroczne i destrukcyjne emocje, wzajemne pretensje, głęboko skrywana niechęć. Za pudrowymi pastelami spokojnych obrazków przedstawiających eleganckie i zawsze poprawne panie domu oraz ich szarmanckich, pracowitych i uczciwych mężów, kryją się ciemne i chaotyczne myśli, uczucia i pragnienia.

Dopiero morderstwo popełnione w pobliży Tiger House uświadamia bohaterom, że wszyscy ukrywają się za fasadą poprawności, pod którą znajdują się prawdziwe, niedostępne dla nikogo oblicza. Morderstwo nie wprowadza do fabuły wątku kryminalno-detektywistycznego. Stanowi ono punkt symboliczny, moment, w którym bohaterowie uświadamiają sobie, że każdy człowiek na wiele twarzy i osobowości – jedną dla rodziny, jedną dla sąsiadów, jedną ukrytą w głębokich czeluściach własnej istoty; dzięki polifonicznej narracji czytelnik uzyska możliwość przyjrzenia się wszystkim tym wizerunkom.


Książa przeczytana w ramach wyzwania 2015 Reading Challenge - książka z kolorem w tytule.

środa, 19 sierpnia 2015

"Gretel i ciemność" Eliza Granville

Wydawnictwo: PWN
Liczba stron: 384
Rok wydania: 2015

WIEDEŃ, 1899 rok
Słynny psychoanalityk Josef Breuer spotyka najdziwniejszą ze swoich pacjentek. Znaleziona nieopodal szpitala dla psychicznie chorych, chuda, z ogoloną głową, twierdzi, że nie ma imienia ani uczuć – że w ogóle nie jest człowiekiem. Breuer postanawia zgłębić przyczyny jej stanu.


NAZISTOWSKIE NIEMCY, WIELE LAT PÓŹNIEJ

Mała zagubiona Krysta całymi dniami bawi się sama. Jej mama zmarła. Jej ojciec pracuje w lecznicy z „ludźmi-zwierzętami”. Dziewczynka, zatopiona w historiach o Hanselu i Gretel, Fleciście i innych baśniowych postaciach, nie dostrzega niebezpieczeństwa, jakie czai się wokoło. A kiedy wszystko się zmienia i świat wokół niej staje się straszniejszy od jakiejkolwiek opowieści, odkrywa, że wyobraźnia ma większą moc, niż kiedykolwiek podejrzewała…
Te dwa światy staną się częściami jednej znacznie większej opowieści, która wnika w najciemniejsze, najbardziej wstydliwe miejsca historii XX wieku i ukazuje – w oszałamiającym finałowym zwrocie akcji – drogę prowadzącą z powrotem ku światłu. 

„Gretel i ciemność”  jest enigmatyczną opowieścią, której fabuła rozgrywa się na trzech, przeplatających się ze sobą planach czasowych i geograficznych. Jedna z części powieści rozgrywa  się w Wiedniu 1899 roku. Do domu słynnego psychoanalityka trafia piękną, pobita, kobieta, która straciła pamięć. Dziewczyna, którą doktor Bauer nazywa Lilie, twierdzi, że nie jest człowiekiem, a jej zadaniem jest zabicie potwora ukrywającego się w miejscowości Linz. Wkrótce zafascynowany urodą młodej pacjentki lekarz zaczyna snuć szalone plany zrobienia z niej swojej kochanki, na drodze do urzeczywistnienia marzenia staje jednak uczucie, które rodzi się pomiędzy Lilie i ogrodnikiem Benjaminem. Drugi wątek rozgrywa się w niesprecyzowanym czasie, a jego bohaterką jest rozpuszczona Krysta, córka lekarza, która wraz z ojcem przenosi się do tajemniczego miejsca, gdzie za płotem znajduje się ogrodzone drutem kolczastym, pilnowane przez strażników zoo zamieszkane przez ludzi-zwierzęta. Czytelnik dość szybko przekonuje się, że dziwny, niepokojący świat, który obserwuje naiwna dziewczynka to nazistowskie Niemcy. Trzecia część historii to opowieść wypełniona mrocznymi i sadystycznymi baśniami, które surowa i momentami brutalna opiekunka opowiadała swojej podopiecznej. Ciągle ewoluujące opowieści snute przez Greet stały się w życiu dziecka źródłem siły i nadziei, drogą ucieczki i pośrednim narzędziem zemsty na strażnikach strzegących „zoo”.

Powieść Elizy Grenville jest utworem złożonym, w którym splatają się ze sobą trzy linie fabularne. Skomplikowana narracja dodaje temu tytułowi tajemniczości, do samego końca nie wiadomo czym jest ta wypełniona baśniami, dramatyczna opowieść, co wspólnego mają ze sobą piękna Lilie i niesforna dziewczynka Krysta. Dopiero przewrotny finał pokazuje czytelnikiem w jaki sposób trzy z pozoru niezależne od siebie wątki stają się spójną całością.

Lubię eksperymenty literackie i szkatułkową narrację wypełnioną fabularnymi niespodziankami, pod tym względem „Gretel i ciemność” okazała się dla mnie lekturą idealną. Niestety złożoność i doskonałość konceptu narracyjnego nie przełożyła się na wszystkie elementy utworu.

W warstwie językowej powieści znalazły się niemieckie makaronizmy, których wstawienie, według mnie, jest w tym tytule całkowicie zbędne. Fabuła powieści rozgrywa się w krajach niemieckojęzycznych. Z góry założyłam, że postacie posługują się językiem niemieckim, tymczasem pisarka wstawiła do tekstu niemieckie słowa i wyrażenia. Po co to potrzebne? Po co do dialogów, które z założenia są wypowiadane po niemiecku, wplatać niemieckie wyrazy i zdania? Totalny bezsens. Czyżby bohaterowie powieści Grenville, mieszkający w Niemczech i Wiedniu oraz będący obywatelami tych krajów, posługiwali się innym językiem i tylko od czasu do czasu wstawiali do swoich wypowiedzi zdania w rodzimym języku?  Nie widzę żadnego uzasadnienia dla stosowania w tej powieści niemieckich makaronizmów.

Raziło mnie przekręcenie nazwisk znanych pisarzy dla dzieci. Nie mam pojęcia czemu Lewis Carroll stał się amerykańską lekkoatletką Carol Lewis, dlaczego autor „Alicji w Krainie Czarów” został przerobiony w tej książce na kobietę (zresztą nie on jeden) – „Kiedy dorosnę, zostanę sławną pisarką jak Carol Lewis albo Elle Franken Baum[…]”, str. 100. Autor „Czarnoksiężnika z Krainy Oz” z Lymana Franka Bauma przekształcił się w panią Elle Franken Baum. Karla May, autor historii o Winnetou, został przemianowany na May Karl. Nie wiem, jaki zamysł przyświecała Elizie Granville, kiedy decydowała się na zmienienie płci popularnych autorów książek dziecięcych.

Podsumowując. „Gretel i ciemność” to tajemniczy, mroczny utwór o ciekawie skonstruowanej narracji, który przedstawia obraz II Wojny Światowej z perspektywy dziecka. Tytuł poruszający, ale w moich oczach nie wolny od wad.


Książa przeczytana w ramach wyzwania 2015 Reading Challenge - książka napisana przez kobietę.  

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

"Brzuch Paryża" Emil Zola

Cykl: Rougon - Macquartowie (tom 3)
Wydawnictwo: PIW
Liczba stron: 284
Rok wydania: 1957 

Emil Zola był malarzem. Malarzem bardzo utalentowanym, ale nietypowym,  jego paletę, farby i pędzel stanowiły słowa, płótnem były karty papieru. Czy spotkaliście się kiedykolwiek z tak magicznym opisem zwykłego targowiska, jak ten przedstawiony we fragmencie pochodzącym z trzeciego tomu cyklu o rodzinie Rougon-Macquart? 

Szarawy świt wstawał zwolna, barwiąc wszystkie przedmioty na jasny, pastelowy ton. Te sterty, które wełniły się jak pędzące fale, ta rzeka zieleni, która zdawała się płynąć korytem jezdni, niby ulewa deszczów jesiennych, przybierały delikatne i perłowe tony, subtelny fiolet, róż z mlecznym odcieniem, zieleń rozpuszczoną w żółtym kolorze, wszelkie blade barwy, które o wschodzie słońca czynią z nieba mieniący się jedwab. I w miarę jak płonący świt wzbijał się w górę rzutem płomieni, w głębi ulice Rambuteau coraz to rozbudzały się warzywa, wynurzały z wielkiego, ciągnącego się po ziemi błękitnienia. Sałaty, laktuki, cykorie, endywie, tłuste jeszcze od gleby, rozchylały się ukazując lśniące głąby; paczki ze szpinakiem, paczki ze szczawiem, pęki karczochów, stosy fasoli i grochu, sterty rzymskich sałat, związanych źdźbłem słomy, grały całą gamą zieleni, począwszy od jasnej glazury strączków do ciemnozielonych liści, gamą nieprzerwaną, która szła blednąc stopniowo aż do pstrokatych kiści porów i korzeni selerów. Lecz ostre, stale najmocniej grające tony to były plamy jaskrawej marchwi i jasnej rzepy, które rozsiane w zdumiewającej ilości wzdłuż targu, oświetlały go blaskiem tych dwóch pstrokatych kolorów. Na rogu ulicy Centralnych Hal główki kapusty tworzyły góry; olbrzymie białe głowy, ścisłe i twarde jak kule z jasnego metalu, włoska kapusta, której ogromne liście przypominały misy z brązu, czerwona kapusta, którą jutrzenka zmieniała we wspaniałe fioletowe kwiecie z plamkami karminu i ciemnej purpury. W drugim końcu, na rozdrożu, u zbiegu ulic przy Św. Eustachym, wylot ulicy Rambuteau zagradzała barykada z dwóch rzędów pomarańczowych dyń, które rozłożyły się wydymając brzuchy. A złotobrązowy lakier kosza z cebulą, krwawa czerwień sterty pomidorów, przyćmiony, żółtawy kolor jakiejś partii ogórków, ciemny fiolet kiści bakłażanów świeciły tu i ówdzie, podczas gdy duże czarne rzodkwie, ułożone w żałobne pasma, pozostawiały jeszcze kilka mrocznych wgłębień wśród tych porywających uroków jutrzenki. (str. 27-28)

Czytając opisy zamieszczone w „Brzuchu Paryża”, odczuwałam dreszcze zachwytu. Zola namalował słowami przepiękne, wielobarwne i jasne obrazki, ale także makabryczne, krwawe i odpychające płótna, na których utrwalony został obraz nieistniejących już Centralnych Hal – dzielnicy pawilonów handlowych, która była nie tylko brzuchem Paryża, do którego codziennie dostarczano nieskończone ilości produktów spożywczych, ale i jego karmicielką.

Bogata w przecudne opisy powieść koncentruje się na przedstawieniu losów zesłańca, któremu udało się uciec z kolonii karnej i powrócić do Paryża. Florentyn zamieszkuje ze swoim bratem, masarzem Quinu i jego piękną żoną Lizą, która należy do rodziny Macquartów. Główny bohater próbuje ułożyć sobie życie, ale duszna atmosfera Hal nie wpływa pozytywnie na jego osobę. Od kiedy w domu szanowanej rodziny masarskiej zamieszkał tajemniczy mężczyzna, w dzielnicy targowej zaczął szerzyć się ferment. Miejscowe plotkary, nie potrafiące znieść otaczającego Florentyna nimbu tajemnicy, opętane żądzą posiadania informacji siały zamęt. Wraz z pojawieniem się głównego bohatera  atmosfera w Halach stała się niezwykle duszna - szerzą się pomówienia, a w duszach handlarek wybucha nienawiść i zawiść, które przekształcają się w pragnienie zemsty.

Trzeci tom cyklu o rodzinie Rougon-Macquartów to przepięknie napisany utwór. Fabuła jest co prawda nieco nużąca, ale warto sięgnąć po ten tytuł chociażby dla wspaniałych, plastycznych opisów Hal.   

niedziela, 16 sierpnia 2015

"Vortex" Jarosław Prusiński

Wydawnictwo: e-bookowo.pl
Liczba stron: 185
Rok wydania: 2015

Świetny zbiór opowiadań science fiction. Krótkie, dynamiczne, pełne akcji opowiadania zapewnią wspaniałą rozrywkę na kilka wieczorów. W Vorteksie mamy przekrój umiejętności autora: od opowiadań nawiązujących do współczesności (Security), poprzez opowieści katastroficzne (Manit, Katastrofa), świetną wizję futurystycznego społeczeństwa w opowiadaniu tytułowym, a kończąc na trzech opowieściach z gatunku fantasy. Smakowity kąsek dla wielbicieli gatunku i nie tylko. 


„Vortex” to bardzo udany zbiór opowiadań składający się z siedmiu nowelek science fiction i trzech krótkich fragmentów powieści fantastycznych wchodzących w skład trylogii „Szary Mag”. Wszystkie utwory zamieszczone w analogi trzymają równy poziom, wyjątek stanowi tylko „Kontakt”, który mnie wydał się nieco słabszy i mniej wciągający niż pozostałe tytuły.

Jarosław Prusiński stworzył bardzo ciekawy i intrygujący zbiorek, w którym zostaje poruszona niezwykle różnorodna tematyka. Opowiadania science fiction skłaniają do refleksji dotyczących kondycji współczesnego świata i kierunków jego rozwoju, a trzy ostatnie utwory to kawał porządnie napisanego fantasy, które intryguje i zachęca do sięgnięcia po debiutancką powieść pisarza (Szary Mag. Trylogia). Opowiadania są krótkie, ale na ich przeczytaniu przygoda z tym zbiorkiem się nie kończy - pół nocy rozmyślałam nad przesłaniem poszczególnych tekstów, doszukiwałam się nawiązań i inspiracji, analizowałam.

Najmocniejszym i zarazem bardzo kontrowersyjnym tekstem jest „Security”, w którym zostaje ukazany przerysowany, groteskowy świata przyszłości, w którym kwestia bezpieczeństwa publicznego przekroczyła granice absurdu. Bardzo ciekawym zagadnieniem jest pytanie o charakter przedstawionego świata, którego mieszkańcy są przekonani, że żyją w państwie demokratycznym – model społeczny całkowicie temu przeczy. Czy mamy do czynienia z wizją świata, w którym doszło do stopniowego zdegenerowania idei demokratycznych, czy z systemem totalitarnym udającym demokratyzm? Czy nasz świat nie zmierza przypadkiem w kierunku, który zaprezentował Prusiński? Nowelka zdecydowanie daje do myślenia.

Równie mocnymi i atrakcyjnymi fabularnie tekstami są „Katastrofa” i tytułowy „Vortex”. Widać, że w pierwszym opowiadaniu autor czerpał inspirację z głośnych wydarzeń politycznych. Nowelka nawiązuje do katastrofy Smoleńskiej oraz porusza mnóstwo kwestii politycznych – szerzenie propagandy do osiągnięcia własnych celów; kwestie zwalczania terroryzmu, a także wykorzystywanie tego hasła do zajmowania atrakcyjnych w surowce naturalne obszarów. Liczące sobie szesnaście stron opowiadanie jest naprawdę bogate w treść. „Vortex” to natomiast skrzyżowanie „Matrixa”, „Incepcji” i „Diaspory” Grega Egana. Tekst jest świetny, zakończenie zaskakuje. Pisarz zrobił mi wodę z mózgu, oczywiście w pozytywnym tego wyrażenia znaczeniu ;) Może fani gatunku nie dadzą się wyprowadzić w maliny, tak jak ja.

„Monit”, „Ratownicy” i wspominany już „Kontakt” są opowiadaniami nieco mniej obszernymi, ich treść jest niezwykle zwięzła i to do czytelnika należy dopowiedzenie sobie dalszej historii oraz wyciągnięcie wniosków z przeczytanych nowelek. W pierwszym momencie bardzo żałowałam, że teksty nie są dłuższe i nie wyjaśniają więcej, ale z drugiej strony ich króciutka forma, otwarte zakończenie i niejaka enigmatyczność dają czytelnikowi szerokie pole interpretacyjne.

Ostatnim opowiadaniem, o którym jeszcze nie wspomniałam, jest „Noel 12”, które stanowi wstęp do obecnie pisanej przez Jarosława Prusińskiego powieści mającej nosić ten samym tytuł. Tekst rozbudza wyobraźnię i zapowiada, że utwór nad którym pracuje autor będzie połączeniem kryminału i powieści science fiction. Wstęp do powieści porusza ciekawe zagadnienia dotyczące równouprawnienia oraz zawiera zabawny wątek związany z kwestią modyfikacji genetycznych i plastycznych ciała.

Zbiór opowiadań autorstwa Jarosława Prusińskiego to doskonała lektura nie tylko dla fanów gatunku. Pod fantastycznonaukowym przybraniem kryją się bowiem inteligentne, zabawne teksty, w których bez trudu można dostrzec drugie, głębsze dno.


Serdecznie dziękuję autorowi za umożliwienie mi przeczytania książki :)

sobota, 15 sierpnia 2015

"Nieposkromiona" P.C. Cast, Kristin Cast

Cykl: Dom Nocy (tom 4)
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 360
Rok wydania: 2010

Życie robi się nieznośne, gdy przyjaciele są na ciebie wściekli. W ciągu tygodnia Zoey traci wszystkich swoich trzech chłopaków i staje się wyrzutkiem, choć jeszcze niedawno otaczał ją krąg znajomych. Teraz liczba przyjaciół zmalała do dwóch osób, z których jedna jest Nieumarłą, a druga Nienaznaczoną.
Tymczasem Neferet wypowiada wojnę ludziom. Zoey jest temu przeciwna, ale czy ktokolwiek jej wysłucha? Wydarzenia w szkole dla dorastających wampirów przybierają niebezpieczny obrót. Zostają ujawnione szokujące fakty, budzi się pradawne zło.


Opłacało się być wytrwałą czytelniczką i męczyć się nieco z trzema pierwszymi tomami „Domu Nocy”. Czarty tom serii jest po prostu niesamowity. Po trwającym nieskończoną ilość stron roztrząsaniu miłosnych perypetii Zoey Redbird, siedemnastoletniej wampirzej adeptki, przyszedł czas na wprowadzenie do fabuły krwi (która  nie ma nic wspólnego z wampirzymi posiłkami i dobrowolnymi ofiarami), konkretnych spisków, mrocznych i bardzo niebezpiecznych wrogów. Akcja w „Nieposkromionej” zawiązała się, że aż miło.

Od wydarzeń przedstawionych w poprzedniej części minęły zaledwie dwa dni. Neferet dopięła swego, Zoey została sama. Przyjaciele się od niej odwrócili. Młodzi mężczyźni, których pokochała odeszli. Przy odrzuconej bohaterce pozostała jedynie Afrodyta, ale jej obecność nie wystarczy wybrance Nyx. Wizjonerka przekazuje nastoletniej koleżance tragiczną wiadomość - bez przyjaciół zginie i to dosłownie. Tylko otoczona bliskimi jest w stanie uniknąć podstępnych szponów śmierci. Atmosfera w Domu Nocy gęstnieje z dnia na dzień. Kapłanka dąży do wszczęcia wojny z ludźmi, a bezpieczną do tej pory noc zagarniają dla siebie tajemnicze kreatury czające się w najmroczniejszych cieniach. Afrodyta wygłasza proroctwo o powrocie niebezpiecznego demona, który siał postrach wśród Czirokeskich plemion. Dzieję się dużo, wydarzenie rozgrywają się bardo szybko, a zakończenie powieści wywołuje dreszcze i doprowadza czytelnika do okrzyku „Chcę więcej!”.

„Nieposkromiona” jest tytułem, który pozytywnie mnie zaskoczył. Niezwykle zaangażowałam się w lekturę, przeszywały mnie ciarki podczas czytania co mroczniejszych scen. Szalenia zaintrygował mnie wątek Kruków Prześmiewców i ich pana. Intensywnie przeżywałam fabułę i nie przeszkadzał mi nawet stylizowany na młodzieżowy język powieści (choć niektóre wyrażenia były dla mnie całkowicie obce). Bardzo się cieszę, że mam na półce piąty tom cyklu, bo powieść kończy się w tak niesamowitym momencie,  że ręce aż świerzbią, by bezzwłocznie otworzyć kolejną część.

Nie spodziewałam się, że „Nieposkromiona” okaże się aż tak wciągającym, rozbudzającym ciekawość tytułem. Mam straszną nadzieję, że piąty tom będzie równie dobry.
 

piątek, 14 sierpnia 2015

"Martwe Jezioro" Olga Rudnicka

Seria: Martwe jezioro (tom 1)
Seria wydawnicza: Klub Książki Kobiecej (tom 23)
Wydawnictwo: Edipresse Polska
Liczba stron: 240
Rok wydania: 2015

Beata - niezależna trzydziestoletnia singielka - zaczyna podejrzewać, że z rodziną, z którą od lat nie utrzymuje żadnego kontaktu, nie łączą jej nawet więzy krwi. Wynajmuje prywatnego detektywa, który pomimo odkrycia wielu zaskakujących tropów, nie potrafi jej pomóc. W poszukiwaniu prawdy o przeszłości wspiera Beatę przyjaciółka - roztrzepana Ula, która przy okazji chce wyswatać ją ze swoim bratem Jackiem. Lawinę zdarzeń wywołuje niespodziewane zaproszenie od rodziny na ślub znienawidzonej siostry... 

Olga Rudnicka może poszczycić się wybitnie lekkim piórem. Debiutanckiej powieści autorki nie trzeba czytać, wystarczy dać porwać się nurtowi opowieści i popłynąć na fali rewelacyjnie skonstruowanych, zabawnych dialogów, by z niejakim żalem przekonać się, że nie wiadomo kiedy przeczytaliśmy całą książkę i właśnie przewracamy jej ostatnią stronę. „Martwe Jezioro” to powieść, którą czyta się błyskawicznie, jest to idealna pozycja na upalne dni, gdy człowiek marzy jedynie o kawałku cienia i zimnym napoju w dłoni - lekka i zabawna lektura stanowi doskonałe uzupełnienie tego obrazka

Badania krwi i pewien artykuł przewracają do góry nogami życie zaradnej, trzydziestoletniej Beaty Rostkowskiej, która dowiaduję się, że jej grupa krwi nie pokrywa się z grupami jej rodziców. Genetyki oszukać się nie da, są dwa wyjaśnienia dla tej sytuacji: Beata nie jest biologicznym dzieckiem Rostkowskich, albo jej ojciec wcale nie jest jej ojcem; oba tłumaczyłyby oschły stosunek rodziców do jej osoby. Bohaterka postanawia wynająć prywatnego detektywa, by pomógł rozwikłać tajemnicę jej przeszłości. Trzydziestolatka nie spodziewa się jakie szokujące fakty odkryje wynajęty przez nią mężczyzna. Wizyta u rodziny wydaję się być nieunikniona, zwłaszcza że nagle, po dwóch latach milczenia, bliscy przypominają sobie o jej istnieniu i w ostatniej chwili wysyłają zaproszenie na ślub młodszej siostry Beaty.

Pisarka ma niewątpliwy talent do tworzenia zabawnych postaci (pan Zenek, stażystka Kinga) i dialogów. Nie sposób powstrzymać się od śmiechu, kiedy śledzi się kolejne wyczyny nierozgarniętej stażystki, jej postać rozbraja na łopatki. Podobnie jest z dialogami, które w mojej opinii są wspaniałe – lekkie, zabawne, brzmią naturalnie i czyta się je jednym tchem, co jakiś czas doprowadzają do niekontrolowanych wybuchów śmiechu.

„Martwe Jezioro” to doskonała komedia z wątkiem kryminalnym. Lektura książki niesamowicie odpręża i dostarcza dużej porcji rozrywki.


Książa przeczytana w ramach wyzwania 2015 Reading Challenge - książka, którą przeczytałam w jeden dzień.
 

czwartek, 13 sierpnia 2015

"Dom po drugiej stronie lustra" Vanessa Tait

Wydawnictwo: Czwarta strona
Liczba stron: 352
Rok wydania: 2015

Dom po drugiej stronie lustra to nie tylko oczywiste nawiązanie do słynnej Alicji w Krainie Czarów. Autorką powieści jest Vanessa Tait, prawnuczka pierwowzoru Alicji, czyli Alice Liddell, dla której Lewis Carroll napisał słynną powieść. W głównej roli występuje tu jednak nie Alicja, a Maria – typowa kobieta schyłku epoki wiktoriańskiej, która hołduje kodeksowi moralnemu, nie ma wielkich wymagań wobec świata, a praca nie przynosi jej satysfakcji.
Maria ma 28 lat i choć uchodzi za starą pannę, bardzo pragnie wyjść jeszcze za mąż. Życie tej prostej, niezbyt sympatycznej i nudnej guwernantki, która nie przepada za dziećmi, nabiera kolorów, kiedy podejmie pracę u nader dziwacznej rodziny dziekana Liddella. Jego elegancka, wesoła żona, osobliwy wielebny Dodgson i trzy dziewczynki – Ina, Edyta i Alicja Liddell przewrócą jej życie do góry nogami. Nagle kobieta trafia do świata wyższych sfer, o którym do tej pory mogła usłyszeć jedynie od plotkujących sąsiadek swojej matki.

Mam hopla na punkcie utworów, w których znajdują się nawiązania do „Alicji w Krainie Czarów” lub autora tej książki, tudzież pierwowzoru głównej bohaterki baśni. Kiedy natknęłam się na informację, że zostanie wydana powieść autorstwa prawnuczki Alicji, w której pojawi się wątek związku Charlesa Dodgsona z rodziną dziekana Liddella, wiedziałam, że muszę przeczytać ten utwór. Fakt, że powieść napisała krewna Alicji Liddell jest dodatkowym walorem książki, która ukazała się w 150 rocznicę powstania „Alicji w Krainie Czarów”.

Główną bohaterką powieści jest guwernantka córek państwa Liddell, dwudziestoośmioletnia Maria Prickett (postać mająca swój pierwowzór w rzeczywistości) - marzycielka pragnąca wybić się ze swojej sfery, snująca fantazje na temat korzystnego zamążpójścia z odwiedzającym pracodawców wykładowcą matematyki. „Dom po drugiej stronie lustra” jest opowieścią o życiu zahukanej, niezbyt wykształconej, szorstkiej w kontaktach z dziećmi kobiety, która miała szczęście otrzymać posadę u znanej i szanowanej oxfordzkiej rodziny, co umożliwiło jej pośrednie uczestniczenie w życiu miejscowej śmietanki towarzyskiej. Jest to również historia niezwykłej przyjaźni, która wywiązała się między Charlsem Dodgsonem i Alicją Liddell.

Pisząc swą powieść, Vanessa Tait wymieszała fikcję z rzeczywistością. Kanwą do stworzenia opowieści stał się zbiór faktów dotyczących kontaktów Dodgsona z Iną, Alicją i Edytą Liddell, oraz krążąca kiedyś po Oxfordzie plotka, jakoby matematyk zalecał się do guwernantki dziewczynek. Tait przedstawiła ubarwioną wersję tych wydarzeń. Fabuła skupia się przede wszystkim na ukazaniu codziennego życia Marii, w którym w pewnym momencie niebagatelną rolę zaczyna odgrywać dorosły przyjaciel jej wychowanek.

Prawnuczka Alicji Liddell, podobnie jak kilku autorów przed nią, spróbowała przedstawić czytelnikom naturę związku Charlesa Dodgsona ze swoją dziecięcą muzą oraz wyjaśnić powód nagłego zerwania kontaktów tegoż z rodziną oxfordzkiego dziekana. Dziesięciolecia bez odpowiedzi na pytanie o charakter przedziwnej sympatii dorosłego mężczyzny do dziecka przyniosły szereg kontrowersyjnych hipotez, w których prym wiedzie przypuszczenie, że Carroll żywił niezdrowy pociąg do małych dziewczynek. Vanessa Tait nie potwierdza tego faktu, ale kreuje postać Dodgsona w sposób niejednoznaczny -  nie trudno podejrzewać go nienaturalne skłonności, jednak stwierdzenie, że matematyk był pedofilem również jest niemożliwe (w krótkim, ale ciekawym posłowiu autorka wyznaje, że sama nie wierzy w tę hipotezę). Wyjątkowa sympatia i opiekuńczość w stosunku do Alicji równie dobrze mogły być przejawami sympatii, która swe podłoża miała w uczuciach ojcowskich, co znajduje potwierdzenie w jednej z wypowiedzi bohatera.

Vanessa Tait stworzyła interesującą powieść, choć tematyka, którą porusza wcale nie jest świeża i odkrywcza. O „kontrowersyjnym” związku Alicji i Dodgsona pisała m. in. Melanie Benjamin w „Alicji w krainie rzeczywistości”, która - podobnie jak Tait - zdecydowała się na bardzo niejednoznaczne ukazanie kontaktów wykładowcy z córką dziekana. Swoistym novum było natomiast przedstawienie historii z punktu widzenia guwernantki obserwującej związek tych dwojga.
 

sobota, 8 sierpnia 2015

"Japońskie cięcie" Krzysztof Kotowski

Seria: Agentka Ultra (tom 2)
Wydawnictwo: Cat Book
Liczba stron: 242
Rok wydania: 2009

Porwanie rzecznika rządu, UOP, CBŚ, politycy z pierwszych stron gazet, mafia krakowska, psychiatrzy dokonujący nielegalnych eksperymentów na pacjentach czyli sensacja kryminalna w polskich realiach. 




„Japońskie cięcie” to sprawnie skonstruowany thriller, który charakteryzuje się wartką akcją wypełnioną sensacyjnymi scenami i ciętymi dialogami, w których nie brak akcentów humorystycznych. Akcja od samego początku pędzi na łeb, na szyję.

Robert Czechowicz, warszawski chirurg, zostaje wplątany w sprawę zaginięcia rzecznika prasowego rządu oraz jego żony i zabójstwo dwóch funkcjonariuszy BOR-u. Mężczyzna był ostatnia osobą, która kontaktowała się z żoną Morawieckiego i obecnymi w jego mieszkaniu agentami, więc automatycznie staje się głównym podejrzanym. Sytuacja Czechowicza dramatycznie się pogarsza, kiedy nieznani mu mężczyźni zabijają eskortującego go policjanta. Lekarzowi udaje się uciec napastnikom. Zaszczuty Czechowicz postanawia zwrócić się o pomoc do człowieka, który rok wcześniej przechodził przez bardzo podobne wydarzenia – dziennikarza telewizyjnego, Adama Kniewicza.

Kniewicz - po wysłuchaniu historii ściganego - kontaktuje go ze znaną sobie tajną agentką Ultrą. Trójka bohaterów rozpoczyna śledztwo, wkrótce odkrywają oni sensacyjne fakty, które świadczą o tym, że Czechowicz został wplątany w akcję prowadzoną przez agencję podlegającą premierowi. Lekarz został wciągnięty w sieć spisków i tajemnic, która wydaje się łączyć bezpośrednio z działaniami pewnej grupy psychiatrów i firmy archeologicznej.

„Japońskie cięcie” to sensacja w najczystszym wydaniu. Krzysztof Kotowski nie rozwleka fabuły, skupia się na konkrecie i dynamicznym prowadzeniu akcji. Nie uświadczymy w tym tytule rozbudowanych opisów czy głębokiej analizy psychologicznej postaci, dostaniemy za to fabułę, która mogłaby posłużyć za podstawę do nakręcenia świetnego filmu akcji.

Powieść polecam przede wszystkim miłośnikom sensacji, którym nie przeszkadza obecność wątków rodem z archiwum X. W tym tytule występuje pewna doza niesamowitych motywów, które mogą nie spodobać się czytelnikom będącym zwolennikami rozwiązań opartych na twardych faktach.    
 

piątek, 7 sierpnia 2015

"Córka dymu i kości" Lani Taylor

Seria: Córka dymu i kości (tom 1)
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 400
Rok wydania: 2012

Na wszystkich kontynentach na drzwiach domów pojawiają się czarne odciski dłoni. Wypalają je skrzydlaci nieznajomi, którzy wkradają się do naszego świata przez szczelinę w niebie...
Przemierzająca kręte uliczki zasypanej śniegiem Pragi siedemnastolatka ze szkoły sztuk plastycznych zostanie wkrótce uwikłana w brutalną wojnę istot nie z tego świata. I odkryje prawdę o sobie - zrodzonej z dymu i kości...
Jej szkicowniki są pełne potworów. Mówi w wielu językach, nie tylko ludzkich. Ma jaskrawoniebieskie niefarbowane włosy, niezwykłe tatuaże i blizny. Kim jest?
Karou prowadzi podwójne życie: jedno w Pradze jako utalentowana i tajemnicza artystka, drugie w sekretnym sklepie, gdzie rządzi Brimstone - Dealer Marzeń. Karou nie wie,skąd przybywa i czy jest tylko człowiekiem. Nie wie, po co wyrusza przez magiczny portal na ryzykowne wyprawy. I nie wie, do którego świata należy. Dopóki nie spotka najpiękniejszej istoty: mężczyzny o skrzydłach z płomienia, ustach bez uśmiechu i oczach koloru ognia, których spojrzenie jest jak płonący lont wypalający powietrze pomiędzy nimi.

Wydawało mi się, że pula magicznych stworzeń, które można wykorzystać do zasiedlenia światów w romansach paranormalnych i powieściach fantastycznych skierowanych do nastolatek została już wyczerpana. Czytałam powieści o wampirach, wilkołakach, aniołach, słyszałam o książkach, w których występują wróżki, ale o chimerach nie miałam pojęcia.

„Córka dymu i kości” to tytuł, który zaskoczył mnie w wielu momentach. Poczynając od wyboru miejsca akcji, przez kreację świata fantastycznego, po sposób wykreowania bohaterki.

Akcja powieści rozgrywa się w malowniczej Pradze, gdzie niemal na każdym rogu czy placu kręcą się artyści – fajnie, że autorka zrezygnowała z osadzenia akcji w mrocznym, pełnym tajemnic, amerykańskim miasteczku.

Magiczne drzwi rozlokowane na całym świecie prowadzą do tajemniczego sklepu, w którym w zamian za zęby nabywa się życzenia.  – intrygujący pomysł fabularny.

Bohaterka to zaprawiona w walce siedemnastolatka, udająca niezależnego kota chodzącego swoimi drogami, ale tak naprawdę panicznie bojąca się samotności i odrzucenia przez swą niesamowitą, przybraną rodzinę – wreszcie pojawia się silna postać kobieca, która nie czeka na ratunek przystojnego wybranka serca, a jej problemy wychodzą poza kwestię wyboru jednego z dwóch zakochanych w niej chłopców/mężczyzn

Pierwszy tom trylogii Lani Taylor jest obiecującym wprowadzeniem do serii. Czytelnik poznaje główne postacie, wraz z Karou i jej kompanem odkrywa przeszłość bohaterki i poznaje sytuację panującą w świecie Eretz, gdzie toczy się krwawa wojna. Odcięta od magicznych drzwi dziewczyna, z pomocą zafascynowanego nią serafina Akivy, próbuje znaleźć drogę do sklepu swego opiekuna, po drodze odkrywając kim jest i dlaczego wychowywały ją chimery.

„Córka dymu i kości” przypomina bardziej przygodową powieść fantastyczną niż romans paranormalny. To nie wątek miłosny dominuje – jest on właściwie dodatkiem do opowieści mającej wprowadzić czytelnika w historię trwającego wieki konfliktu, który niespodziewanie przeniósł się do wymiaru zamieszkanego przez ludzi.

Powieść Taylor jest przyjemną i orzeźwiającą lekturą, która zdecydowanie odstaje od typowych romansów paranormalnych. Tytuł pozytywnie wyróżnia się na tle literatury romantycznej skierowanej do nastoletnich czytelniczek.
 

czwartek, 6 sierpnia 2015

"Ziarno prawdy" Zygmunt Miłoszewski

Cykl: Teodor Szacki (tom 2)
Seria wydawnicza: Nowa fala polskiego kryminału (tom 2)
Wydawnictwo: W.A.B (partner kolekcji Edipresse Polska)
Liczba stron: 432
Rok wydania: 2015

Pod murami starej synagogi w Sandomierzu zostają znalezione zwłoki znanej działaczki społecznej. Szacki odkrywa, że urocze miasto kryje mroczne tajemnice. Znienacka odżywają antysemickie przesądy. Wśród zagadek i kłamstw prokurator próbuje odnaleźć ziarno prawdy.
Dawne winy, współczesne zbrodnie i legenda o krwi.

Potwierdziły się opinie czytelników twierdzących, że „Ziarno prawdy” jest świetnym kryminałem. Nie przeczytałam jeszcze całej serii o prokuratorze Szackim, więc nie wiem czy jest to najlepsza część cyklu, jednak ten tom na głowę bije „Uwikłanie”.

Akcja tej części przenosi nas do Sandomierza, spokojnego, a w oczach Szackiego prowincjonalnego miasteczka, w którym współcześnie nie dochodzi do spektakularnych, krwawych zbrodni – oczywiście wszystko do czasu. Sandomierską prokuraturą i społecznością wstrząsa informacja o brutalnym morderstwie znanej i szanowanej społeczniczki, żony radnego, Elżbiety Budnik. W mieście, w którym wszyscy znają wszystkich, a miejscowa pani prokurator była dobrą przyjaciółką ofiary oraz jej męża, nie ma mowy o przeprowadzeniu rzetelnego, bezstronnego śledztwa. W tym momencie na scenę wkracza Szacki – obcy w mieście, człowiek, który sprawdzi każdą hipotezę, który spojrzy na sprawę obiektywnym okiem i nie pozwoli, by emocje i stare przyjaźnie wpłynęły na przebieg czynności śledczych.

Intryga kryminalna została zbudowana perfekcyjnie. Miłoszowski stworzył wyjątkową historię, w której śledztwo przeplata się z refleksjami i wątkami dotyczącymi smutnej, brutalnej i bardzo drażliwej przeszłości Kielecczyzny, która zdaje się mieć bezpośredni wpływ na bieżące wydarzenia. Komuś bardzo zależy, by obudzić demony przeszłości i siać antysemicki ferment. Czy mamy do czynienia ze zbrodnią na tle religijnym i ideowym, czy rozwiązanie sprawy jest o wiele bardziej prozaiczne - do ostatniego momentu nie wiadomo.

Wątkowi kryminalnemu nie mam nic do zarzucenia - jest zaskakujący, nieoczywisty i trzyma w napięciu do ostatniej strony. Rozwiązanie sprawy szokuje. Negatywnym zgrzytem była dla mnie postać głównego bohatera, zwłaszcza jego stosunek do kobiet, a także sam sposób kreacji otaczających go pań. Szacki to ten sam cyniczny, inteligentny, momentami bardzo wrażliwy mężczyzna z tomu pierwszego - akurat do tych cech postaci nie mam zastrzeżeń. Nie podoba mi się natomiast, że bohater nie ma żadnych hamulców, by iść z kobietą do łózka, nawet jeśli niespecjalnie ma na to ochotę - okazji nie przepuści nigdy, to istny James Bond polskiej palestry. Co do postaci kobiecych, temu Casanowie nie oprze się ani młoda dziewczyna, ani wierna (!) mężowi żona. W tym tomie żadna kobieta mu nie przepuści, każda marzy, żeby się z nim przespać. Bohater cyklu Miłoszewskiego jest nietuzinkowy, ale jego przedmiotowe podejście do otaczających go przedstawicielek płci pięknej mocno mi przeszkadza, tak samo jak otaczające go stado zaślepionych pożądaniem kobiet. W relacjach Szacki - kobiety autor nie przewidział chyba zbudowania związku nie podszytego erotyką.

Ten tom uświadomił mi na czym polega fenomen kryminałów Zygmunta Miłoszowskiego, ale fenomenu pana prokuratora Teodora Szackiego nie zrozumiem chyba nigdy. To prawda, ze bohater wpisuje się w schemat popularnego wśród kobiet motywu niegrzecznego chłopca, ale w tym wydaniu ta kreacja mnie nie ruszyła. Szacki to świetny prokurator, ale jako facet nie zjednał sobie mojej czytelniczej sympatii. Jednego nie da się zaprzeczyć - postać wykreowana przez Miłoszewskiego budzi ogromne emocje. 


Książka przeczytana w ramach wyzwania 2015 Reading Challenge - trylogia, tom 2

wtorek, 4 sierpnia 2015

"Gorzej niż martwy" Charlaine Harris

Seria: Sookie Stackhouse (tom 8)
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 432
Rok wydania: 2011

Nadprzyrodzona społeczność Bon Temps i Luizjany podnosi się po dwóch ciężkich katastrofach: naturalnej katastrofie wywołanej przez Huragan Katrina i spowodowanej przez człowieka eksplozji na szczycie wampirów w północnej części Rhodes. Stackhouse Sookie jest bezpieczna, tyle że oszołomiona i tęskni za normalnym życiem. Ale powrót do normalności jej nie grozi.
Zbyt wiele wampirów – kilkoro przyjaciół, kilkoro nieznajomych – ginie albo ulega zranieniu, a jej chłopak, tygrysołak Quinn zaginął. Pewnie, wiele rzeczy ulega zmianom, nie ważne czy wilkołakom i wampirom się to podoba. I Sookie, przyjaciel stada, połączona więzami krwi z szeryfem miejscowej społeczności wampirów, została wplątana w te zmiany. Musi stawić czoło niebezpieczeństwu, śmierci i nie pierwszy raz, zdradzie kogoś, kogo kocha. A kiedy zmiennokształtni przestaną się przemieniać, a zimna krew przestanie płynąć, świat Sookie zmieni się nieodwracalnie… 

Po dramatycznych wydarzeniach, do których doszło podczas wampirzego szczytu w Rhodes, część wampirów liże swoje rany i pomału dochodzi do zdrowia, inne są zaabsorbowane swoimi sprawami. Wydaję się, że telepatka z Bon Temps będzie miała wreszcie chwilę wytchnienia. O tym, że Sookie przyciąga kłopoty jak magnes wiedzą jednak wszyscy czytelnicy, którzy pokochali serię i sięgnęli po jej ósmy tom. Jeśli nie wampiry, to wilkołaki tudzież inne fantastyczne stworzenia wciąganą bohaterkę w samo środek swoich konfliktów.

W shrevporckim stadzie dochodzi do rozłamu. Wilkołak atakuje Sookie, ktoś bestialsko morduje partnerkę Alcide’a Herveaux, porwana zastaje żona obecnego przywódcy stada Patrika Furnana. Mężczyźni oskarżają się nawzajem o dokonanie zbrodni, szykuje się wojna domowa między poplecznikami Furnana, a przyjaciółmi syna byłego przywódcy. Zaślepieni mężczyźni są głusi na argumenty i zapewnienia  przeciwnika, że  nie ma on nic wspólnego z czynem, o który się go oskarża. Będąca przyjaciółką stada Sookie zostaje wciągnięta w sam środek konfliktu, dwudziestosiedmiolatka staje się mimowolną mediatorką pomiędzy dwoma zaślepionymi wilkołakami.

„Gorzej niż martwy” sposobem kreowania fabuły przypomina mi nieco piąty tom serii. Podobnie jak w powieści „Martwy ja zimny trup” mamy do czynienia z wieloma wątkami składającymi się na akcję. Brak jest przewodniego motywu, fabuła ma charakter patchworkowi. Konflikt wilkołaków to tylko jeden z poruszonych przez pisarkę tematów. Sookie odkrywa nowych krewnych, poznaje wiedźmę będącą mentorką swojej współlokatorki, interesuje się nią tajemniczy wampir, do miasteczka wraca wynajęta przez Peltów Tanya Grissom, brat przysparza jej samych kłopotów, a jej ukochany jakby zapadł się pod ziemię. W tym tomie bardzo wiele się dzieje, nie sposób się nudzić.

O minusach serii pisałam tyle razy, że tym razem podaruję sobie powtarzanie – zainteresowani mogą zajrzeć do recenzji poprzednich tomów. „Gorzej niż martwy” to przyjemne, relaksujące czytadło.
 

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

"Życie na sprzedaż" Nora Roberts

Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 528
Rok wydania: 2011

Wydaje się, ze Emma ma wszystko: urodę, talent, pieniądze, wspaniałego ojca. Lecz na jej życiu kładzie się cieniem ponura zbrodnia, której świadkiem była w dzieciństwie. I oto nagle przeszłość powraca, a z nią śmiertelny strach...


Do „Życia na sprzedaż” Nory Roberts mam ogromny sentyment. To jedna ze starszych powieści pisarki, została po raz pierwszy wydana w 1990 roku, ale niczym nie ustępuje jej nowszym utworom. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że „Życie na sprzedaż” to jedna z najlepszych powieść tej autorki (przynajmniej takie jest moje zdanie). Zanim trafiłam na ten tytuł podchodziłam bardzo sceptycznie do twórczości Nory Roberts – byłam przekonana, że Amerykanka tworzy tylko przesłodzone i banalne romansidła. Jakże się myliłam!

„Życie na sprzedaż” jest zdecydowanie czymś więcej niż historią miłosną. Autorka stworzyła świetny thriller romantycznym z mocno zarysowanymi wątkami społeczno-obyczajowymi. Fabuła powieści rozpoczyna się w roku 1990, ale akcja obejmuje lata wcześniejsze. Krótki prolog pozwala czytelnikowi zerknąć na rozgrywający się w teraźniejszości tajemniczy dramat, a już za moment fabuła cofa się o kilkadziesiąt lat, by pozwolić nam śledzić historię życia głównej bohaterki powieści. Czytelnik jest świadkiem jakiegoś dramatu, ale widzi tylko jego migawkę. Chwilowe zerknięcie na życie tajemniczej postaci, której jeszcze nie znamy, mocno pobudza ciekawość i podsyca napięcie. Już na starcie pojawia się masa pytań. Kim jest tajemnicza kobieta? Przed kim lub czym ucieka? Co się stało? Jaki związek ma ona z bohaterami, których poznajemy? Czy jest to główna bohaterka, a może ktoś związany z jej rodziną? Pisarka zdecydowanie wie, jak zainteresować czytelnika.

Główną bohaterką powieści jest Emma, córka Briana McAvoya, lidera kapeli rockowej Devastation. Fabuła skupia się na przedstawieniu jej losów oraz życia jej bliskich - życia niezwykle barwnego, obfitującego zarówno w przyjemne wydarzenia, jak i smutne dramaty. Autorka ciekawie ukazała funkcjonowanie kapeli działającej w latach 70. i 80. oraz problemy, które stawały się udziałem członków jej składu – narkotyki i alkohol, zakrapiane domówki, przygodny seks, ukrywanie homoseksualnej orientacji. Nie brak w powieści wątków romantycznych, obyczajowych i kryminalnych dotyczących życia Emmy i jej bliskich.

Pisarka poruszyła w swej powieści bardzo wiele tematów i wszystkie one były doskonale wkomponowane w fabułę. Nie odnosiłam wrażenia, że jakiś wątek jest wepchnięty na siłę lub jest zbędny. Powieść czytałam płynnie, przystanki robiąc tylko wtedy, kiedy buntował się organizm – bardzo trudno było mi oderwać się od tej książki.

Dla mnie „Życie na sprzedaż” okazało się jednym z tych tytułów, przy których czytelnik zapomina o bożym świecie. Liczyła się tylko wykreowana przez pisarkę historia i wszechogarniające pragnienie poznania jej finału.  


Książka przeczytana w ramach wyzwania Czytamy Norę Roberts