niedziela, 30 grudnia 2012

"Gra o tron" George R. R. Martin

Cykl: Pieśń Lodu i Ognia (tom 1)
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 778
Rok wydania: 2003

W Zachodnich Krainach o ośmiu tysiącach lat zapisanej historii widmo wojen i katastrofy nieustannie wisi nad ludźmi. Zbliża się zima, lodowate wichry wieją z północy, gdzie schroniły się wyparte przez ludzi pradawne rasy i starzy bogowie.
Zbuntowani władcy na szczęście pokonali szalonego Smoczego Króla, Aerysa Targaryena, zasiadającego na Żelaznym Tronie Zachodnich Krain, lecz obalony władca pozostawił po sobie potomstwo, równie szalone jak on sam.
Tron objął Robert - najznamienitszy z buntowników. Minęły już lata pokoju i oto możnowładcy zaczynają grę o tron..

„Gra o tron” to pierwszy tom bijącej rekordy popularności sagi fantasy„Pieść Lodu i Ognia” napisanej przez George’a R. R Martina. Cykl powieści napisanych przez amerykańskiego pisarza zyskał sobie ogromne rzesze fanów na całym świecie. Do wzrostu popularności sagi przyczynił się niewątpliwie serial nakręcony przez stację HBO, który swą premierę miał w 2011 roku. Do dzisiejszego dnia wyemitowano dwa sezony, trzeci ma wystartować w marcu 2013 roku.

Po powieść Martina sięgnęłam kierowana ciekawością. Przeczytawszy ogromną ilość pozytywnych opinii dotyczących zarówno książki, jak i jej serialowej ekranizacji, zapragnęłam przekonać się, czym zachwyca się tak ogromna liczba ludzi. Sięgnęłam po pierwszy tom serii i wsiąknęłam…

Z północy nadchodzi zima, a wraz z nią budzą się zmarli i potwory, które miały istnieć jedynie w opowieściach starej niani. Na południu trwają przygotowania do przejęcia władzy, gra o tron jest niebezpieczna: albo w niej zwyciężasz, albo giniesz. W wolnych miastach, pozostających poza władzą króla Roberta, budzi się ostatni smok, potomek obalonego trzynaście lat wcześniej władcy. Emocjonującą przygodę, pełną zwrotów akcji pora rozpocząć!

„Gra o tron” podzielona jest na rozdziały, w których czytelnik obserwuje poczynania różnych bohaterów. Akcja powieści przeskakuje z miejsca na miejsce. W jednej chwili śledzimy intrygantów spiskujących w królewskiej twierdzy, by za moment przenieść się na Mur oddzielający królestwo od dzikich terenów zamieszkiwanych przez pradawne istoty budzące się do życia, bądź przenosimy się do wolnych miast położonych za morzem, gdzie ukrywają się ostatni potomkowie obalonego króla zabitego trzynaście lat wcześniej. Martin wprowadził do akcji niezwykle pokaźną grupę bohaterów, co początkowo dość mocno mi przeszkadzało. Przeskakiwanie od postaci do postaci oraz przechodzenia z miejsca na miejsce, w pierwszej części powieści męczyło mnie. Bohaterowie mylili mi się, momentami nie wiedziałam kto jest kim i jaką rolę odgrywa. Na szczęście, wraz z posuwaniem się akcji do przodu w bardzo naturalny sposób przysposobiłam sobie, którzy z bohaterów zadomowią się w powieściowym uniwersum na dłużej.

Powieść George’a R. R. Martina jest skonstruowana w sposób, który działa zdecydowanie na jej korzyść, choć czytelnik może czuć się przez pewien czas zdezorientowany lub zagubiony z powodu narracyjnych przeskoków. Czytający na przemian towarzyszy ósemce głównych bohaterów (Nedowi Starkowi, lordowi Winterfell, Namiestnikowi Północy, oddanemu przyjacielowi króla, któremu zostaje nadane stanowisko Namiestnika Króla; Jonowi Snow, bękartowi Neda, który przystaje do Nocnej Straży, grupy strażników strzegących Muru - budowli oddzielającej królestwo od dzikich terenów zamieszkanych przez pradawne istoty i potwory; Aryi i Sansie Stark córkom lorda Neda, które są jak ogień i woda, i które wraz z ojcem udają się na królewski dwór; Branowi Starkowi, ośmioletniemu synowi Neda, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Bran zostaje kaleką, ponadto ktoś próbuje go zabić, gdyż jest w posiadaniu cennych informacji mogących zaszkodzić spiskowcom. Czytelnik śledzi również przygody Catelyn Stark, żony lorda Winterfell, która pragnie odkryć prawdę dotyczącą zamachu na swego syna oraz dąży do chronienia swej rodziny przed ambitnym klanem Lannisterów; Daenerys Targaryen ostatniej spadkobierczyni obalonego trzynaście lat temu króla, której potomkowie mogą zagrozić obecnemu władcy; Tyriona Lannistera, karła, przebiegłego brata królowej. Ważną postacią, która jest wspominana przy okazji różnych rozdziałów jest Robb Stark, piętnastoletni syn Neda, który przejmuje obowiązki ojca, kiedy ten wyjeżdża do stolicy), dzięki temu dostaje on całościowy obraz tego co dzieje się w różnych obszarach świata wykreowanego przez Martina.

„Gra o tron” okazała się świetną powieścią, której lektura niezwykle mnie zaabsorbowała i wywołała wiele skrajnych emocji. Martin wykreował pokaźną grupę zróżnicowanych i ciekawych postaci, których poczynania rzadko można ocenić jednoznacznie. Żaden z bohaterów nie jest obdarzony jedynie pozytywnymi czy negatywnymi cechami i tak naprawdę nie do końca wiadomo, kto stoi po stronie prawości, a kto dba o własne interesy. Martin dostaje ode mnie ogromny plus za wykreowanie tak rzeczywistych i wielowymiarowych bohaterów.

Akcja powieści, koncentrująca się na trzech głównych wątkach toczących się równolegle (dworskie intrygi i knowania w celu zdobycia tronu; budzące się za Murem zło i nadchodząca zima, która może trwać wiele lat, wątek ostatniej potomkini obalonego króla Targaryena), choć rozwija się dość wolno i mało w niej wątków stricte fantastycznych, jest poprowadzona w taki sposób, że trudno oderwać się od książki. Zakończenie „Gry o tron” wzbudziło mój czytelniczy apetyty na więcej. Jak tylko uda mi się dostać „Starcie królów” zabieram się do lektury.

wtorek, 25 grudnia 2012

"Atlas chmur" David Mitchell

Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 544
Rok wydania: 2012 

Pasażer statku, z utęsknieniem wyglądający końca podróży przez Pacyfik w 1850 roku; wydziedziczony kompozytor, usiłujący oszustwem zarobić na chleb w Belgii lat międzywojennych; dziennikarka-idealistka w Kalifornii rządzonej przez gubernatora Reagana; wydawca książek, uciekający przed gangsterami, którym jest winien pieniądze; genetycznie modyfikowana usługująca z restauracji, w oczekiwaniu na wykonanie wyroku śmierci; i Zachariasz, chłopak z wysp Pacyfiku, który przygląda się, jak dogasa światło nauki i cywilizacji – narratorzy Atlasu Chmur słyszą nawzajem swoje echa poprzez meandry dziejów, co odmienia ich los zarówno w błahym, jak i w doniosłym wymiarze.

„Atlas chmur”, powieść autorstwa Davida Mitchella to utwór wyjątkowy i  niezwykle zaskakujący. Skłamałabym jednak, gdybym stwierdziła, że książka zauroczyła mnie od pierwszej strony i nie pozwoliła się odłożyć dopóki nie dotarłam do finału. Powieść, a szczególnie jej pierwszą połowę, czytałam kierowana raczej zawzięciem niż zainteresowaniem.

„Atlas chmur” na pierwszy rzut oka wydaje się utworem złożonym z sześciu odrębnych, niepowiązanych ze sobą opowiadań, których akcja rozgrywa się w różnych częściach globu i różnych przedziałach czasowych (od XIX aż do bliżej niesprecyzowanej przyszłości) . Nowelki składające się na powieść reprezentują różne gatunku literackie, mamy więc kolejno: dziennik, powieść epistolarną, powieść sensacyjną, utwór kojarzący się z groteską, powieść science-fiction i powieść przygodową z elementami filozoficznymi. Pierwsza część „Atlasu chmur” - „Adama Ewinga Dziennik Pacyficzny” - jest niezwykle mocno stylizowana zarówno w warstwie językowej jak i stylistycznej. Tą część powieści czytałam najdłużej i sprawiła mi ona niemało kłopotu, a nawet zniechęciła mnie na pewien czas do dalszego poznawania książki. Kolejne części powieści Mitchella - „Listy z Zedelghem”,  „Okresy półtrwania. Pierwsza zagadka Luisy Rey”, „Upiorna udręka Timothy’ego Cavendisha”, „Antyfona Sonmi-451”, „Bród Slloshy i wszystko co potem” – czytałam już bez dłuższych postojów.

Tym co mnie urzekło w „Atlasie chmur” nie była fabuła poszczególnych części, ale forma powieści. Autor zbudował swój utwór w niezwykle przemyślny sposób. W miarę jak czytelnik posuwa się do przodu z niemałym zaskoczeniem odkrywa, że poszczególne części łączą się ze sobą. Sposób w jaki dane historie zostały przedstawione niezwykle silnie kojarzył mi się z odwróconą konstrukcją szkatułkową. Czytając kolejne fragmenty „Atlasu chmur” odkrywałam, że ich bohaterowie poznawali historię swych poprzedników. Tym samym dane opowiadanie funkcjonowało w dwóch wymiarach czasowych: w teraźniejszości (kiedy daną historię poznawał czytelnik powieści) i w przeszłości (kiedy dopiero co poznane przez czytelnika „Atlasu chmur” opowiadanie okazywało się być tekstem, który odkrywa i poznaje bohater kolejnego opowiadania). Kolejnym interesującym zabiegiem było urywanie danej części w najbardziej ekscytującym momencie akcji.

Ogromne wrażenie wywarła na mnie druga połowa powieści, która została zbudowana symetrycznie do części pierwszej. Po „pełnym” opowiadaniu „Bród Slloshy i wszystko co potem”, autor dopowiada opowiadania, które zostały wcześniej ucięte w następującej kolejności: „Antyfona Sonmi-451”, „Upiorna udręka Timothy’ego Cavendisha”, „Okresy półtrwania. Pierwsza zagadka Luisy Rey”, „Adama Ewinga Dziennik Pacyficzny”. Druga połowa „Atlasu chmur” ponownie zostaje zbudowana na pomyśle powieści szkatułkowej. Bohaterowie poszczególnych opowiadań otrzymują możliwość poznania zaginionych części tekstów. Okazuje się, że poszczególne opowieści są ze sobą o wiele mocniej związane niż wynikałoby to z pierwszej połowy powieści. Działania, które podejmowali bohaterowie miały bowiem bezpośredni wpływ na kształtowanie się przyszłości świata.

Powieść Davida Mitchella jest wyjątkowa nie tylko ze względu na zastosowanie pomysłowej budowy utworu. „Atlas chmur” to powieść o niezwykle bogatej warstwie filozoficznej czy symbolicznej. Mitchell ciekawie przedstawił kwestię reinkarnacji, powtarzalności losów ludzkich, czy zakreślania kół przez historię. 

„Atlas chmur” to powieść dla dojrzałego, wymagającego czytelnika, który poszukuje w literaturze nie tyle przyjemnych i łatwych w odbiorze fabuł co interesujących rozwiązań literackich i niecodziennych konceptów. To powieść, której trzeba poświęcić wiele czasu i uwagi, której urok i genialność rozpoznaje się dopiero po dotarciu do ostatniej strony. Przyznam, że męcząc się przy pierwszej części „Atlasu chmur” nie spodziewałam się, że  książka wywrze na mnie tak ogromne wrażenie.

wtorek, 18 grudnia 2012

"Zimowy ślub" Sharon Owens

Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 288
Rok wydania: 2011

Czarująca atmosfera ośnieżonego Londynu z odrobiną magii w powietrzu. Ona, Emily - urocza, utalentowana, z polotem. On, Dylan - przystojny, szlachetny i zawsze wie, jak się zachować. Para jak z bajki, brakuje tylko szczęśliwego happy endu, czyli wspaniałego ślubu. Jednak Emily nie potrafi zapomnieć o swoim poprzednim niedoszłym weselu, kiedy to jej narzeczony uciekł sprzed ołtarza. Czy da szczęściu drugą szansę i pozwoli, by złożona przysięga miłości ogrzała jej serce? 

Kiedy za oknem prószy śnieg a kalendarz wskazuje, że Święta Bożego Narodzenia zbliżają się wielkimi krokami, nachodzi mnie potrzeba sięgania po ksiązki, w których mogę odnaleźć wątki zimowo-świąteczne. Jedną z powieści, która znalazła się w grupie lektur mających wprowadzić mnie w świąteczny klimat, stał się „Zimowy Ślub” Sharon Owens. Opatulona w kocyk, z kubkiem ciepłej, zielonej herbaty pod ręką, rozpoczęłam czytanie, by po kilkunastu stronach stwierdzić z żalem, że książka nie spełnia moich oczekiwań.

Bajeczna okładka powieści i pierwsze zdanie opisu wydawcy - „Czarująca atmosfera ośnieżonego Londynu z odrobiną magii w powietrzu.” – kazały mi przypuszczać, że do moich rąk trafił utwór przepełniony niesamowitym zimowym klimatem. Niestety myliłam się. „Zimowy ślub” to banalny romans z wplecionymi wątkami obyczajowymi, w którym ciężko odnaleźć czarującą atmosferę oraz magię. Wbrew oczekiwaniom, akcja „Zimowego ślubu” w znacznej części rozgrywa się w innych porach roku niż zima.

Akcja utworu rozpoczyna się tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Główna bohaterka, Emily, to trzydziestoletnia kobieta ze smutną przeszłością. Pewnego dnia, kierowana impulsem, postanawia, że pozbędzie się niepotrzebnych przedmiotów, które zalegają w jej mieszkaniu. Emily postanawia podarować zbędne rzeczy sklepowi organizacji dobroczynnej. Spotyka tam niezwykle przystojnego Dylana, który natychmiast budzi jej zainteresowanie. Reszta akcji powieści to typowy romans, w którym pojawiają się epizody opisujące małżeńskie problemy przyjaciółki Emily oraz fragmenty odnoszące się do przeszłości bohaterki i jej dysfunkcyjnej rodziny. Fabuła powieści rozgrywa się na przestrzeni kilku lat. Autorka dość często dokonuje kilkumiesięcznych przeskoków czasowych, by zaprezentować czytelnikowi najważniejsze zmiany zachodzące w życiu uczuciowym bohaterów.

„Zimowy ślub” to utwór, którego lektura mnie znużyła. Sięgając po książkę spodziewałam się, że otrzymam romantyczną historię osadzoną w bajecznej, zimowej scenerii. Kilka pierwszych stron utworu dawało mi nadzieję, że mam do czynienia z powieścią, która wprowadzi mnie w świąteczny nastrój. Niestety bardzo szybko przekonałam się, że mam do czynienia ze zwykłym romansem, który nie pozostanie długo w mej pamięci. By być sprawiedliwą w stosunku do tej książki, na koniec pozostaje mi jedynie stwierdzić, że gdybym nie oczekiwała po „Zimowym ślubie” magicznej i klimatycznej opowieści, której akcja w całości rozgrywa się w ośnieżonym Londynie, moje wrażenie po przeczytaniu tej powieści mogłyby być zupełnie inne. Niestety wydawca i autorka obiecali mi coś czego nie odnalazłam w tej pozycji, dlatego wydaje mi się, ze moje rozczarowanie jest jak najbardziej uzasadnione.

sobota, 8 grudnia 2012

"Krąg ognia" Michelle Zink

Cykl: Proroctwo sióstr (tom 3)
Wydawnictwo: TELBIT
Liczba stron 358
Rok wydania: 2012

Determinacja Lii Milthorpe jest silniejsza niż kiedykolwiek.
Pozostało niewiele czasu na podróż śladem ostatnich tajemnic proroctwa, które od wieków kładzie się cieniem na losy kolejnych pokoleń sióstr. U kresu drogi czeka Lię konfrontacja z przeznaczeniem i ostateczna walka z samą sobą. By jednak mieć w niej jakąkolwiek szansę, musi zbliżyć się do Alice - bliźniaczki, którą przepowiednia uczyniła jej największym wrogiem...

„Krąg ognia” to ostatnia część trylogii Proroctwa sióstr. Powieść czytałam z ciekawością charakterystyczną dla osób, które pragną poznać zakończenie pewnej opowieści. Niestety w ostatecznym rozrachunku muszę stwierdzić, że cała trylogia okazała się „szyta grubymi nićmi”. Po przeczytaniu wszystkich tomów czekało mnie srogie rozczarowanie. Zamiast pasjonującego finału i spektakularnego starcia z siłami ciemności dostałam powieść opartą na pomyśle, który nie został fabularnie zrealizowany.

W ostatniej części trylogii Lia ponownie musi wykonać zadania, które doprowadzą ja do upragnionego zakończenia przepowiedni. Autorka wprowadziła nieco napięcia, jednak to co stanowi sekret i niewiadomą dla bohaterki, dla czytelnika jest oczywistością. Bez największego trudu odkryłam tożsamość ostatniego Klucza.

Najgorszym elementem całej historii napisanej przez Michelle Zink jest finał, który został napisany bez polotu. Czytając ostatnie strony powieści miałam wrażenie, że autorka nie miała pomysłu, jak w ekscytujący i trzymający w napięciu sposób zakończyć swą opowieść, poszła więc po najmniejszej linii oporu. Finał pozostawił mnie z jednym pytaniem. Po co właściwie było to wszystko? Do czego potrzebny był autorce wątek rywalizacji sióstr bliźniaczek, skoro powieść mogła właściwie obejść się bez niego? Alice jest postacią praktycznie nieobecną w powieściowym uniwersum. Owszem, jej daleka obecność niepokoi główną bohaterkę, ale „fizycznie” młodsza bliźniaczka nie podejmuje niemal żadnych działań. Wszelkie próby powstrzymania Lii, są przeprowadzane przez wysłanników Samaela.

Czytelnikowi nie dana została możliwość poznania Alice, polubienia jej czy znienawidzenia. Oponentka bohaterki skojarzyła mi się ze zwykłym pionkiem udającym jedynie królową. Alice przypominała mi kozła ofiarnego, którego o wszystko się oskarża. Uważam, że gdyby Michelle Zink pokusiła się o sportretowanie tej bohaterki, a nie tylko na opisie pozytywnych postaci, trylogia zdecydowanie zyskałaby na wartości.  Autorka nie ujawniła jakie motywy kierują młodszą bliźniaczką. Podjęte przez Alice działania są niezrozumiałe dla czytelnika, jej pojawienie się w finale powieści i działania jakie podejmuje są niespodziewane i nielogiczne. Motywy kierujące Alice są niejasne i sprawia to, że finał prezentuje się niezwykle niekorzystnie. W żaden sposób nie jestem w stanie zaakceptować zakończenia tej powieści.

Przeczytałam wszystkie tomy trylogii. W trakcie lektury przyjemnie się bawiłam, jednak po zakończeniu niechybnie przychodziły refleksje, a przed oczami stawały wszystkie niedociągnięcia i niekonsekwencje fabuły. „Krąg ognia” mógł stać się fajną powieścią, jednak okropny finał sprawił, że cała przyjemność płynąca z czytania ulotniła się w mgnieniu oka. Trylogia Michelle Zink to zbiór książek, o których bardzo szybko zapomnę.     

wtorek, 4 grudnia 2012

"Strażniczka bramy" Michelle Zink

Cykl: Proroctwo sióstr (tom 2)
Wydawnictwo: TELBIT
Liczba stron: 388
Rok wydania: 2010

Uwikłane w historyczne proroctwo bliźniaczki Milthorpe rozstają się. Lia opuszcza rodzinny dom, by z dala od swojej siostry doprowadzić do końca przepowiednię, za sprawą której stały się dla siebie śmiertelnymi wrogami. Tymczasem Alice, chcąc jej w tym przeszkodzić, odsłania swoje najbardziej przerażające oblicze. Obie wiedzą, że jakkolwiek rozstrzygnie się ta walka - naznaczona zdradą i nadzieją – tragicznego finału nie da się uniknąć...

Druga część trylogii stworzonej przez Michelle Zink zdecydowanie przebija pierwszy tom serii. W „Strażniczce bramy” akcja nabrała rozpędu, a bohaterowie ukazali swe nowe oblicza. Ta część podobała mi się o wiele bardziej niż debiutancka powieść pisarki  - „Proroctwo sióstr”.

Od wydarzeń przedstawionych w pierwszej części trylogii minęło osiem miesięcy. Lia przeniosła się do Londynu, gdzie pod okiem swej doświadczonej przyjaciółki i powiernicy, rozwija umiejętności mające pomóc jej w zakończeniu proroctwa sióstr. Przed Amalią zostają postawione kolejne zadania. Bohaterka musi odnaleźć drugą części przepowiedni, która zniszczyła jej rodzinę i przysporzyła jej niewysłowionego cierpienia. By dowiedzieć się gdzie zostały ukryte stronice zawierające ostatnią część proroctwa zmuszona jest udać się na mistyczną wyspę Altus, gdzie od swej krewnej ma otrzymać dalsze instrukcje.

Kiedy główna bohaterka czeka na wezwanie zakonu Sióstr, jej sojusznicy poszukują kolejnych Kluczy – dziewcząt, których los spleciony został z proroctwem. Na horyzoncie pojawia się również tajemniczy, młody mężczyzna. Bohaterka musi odkryć kto jest jej sprzymierzeńcem, a kto wrogiem. Nic nie jest takie jak się wydaje. Czas nieubłaganie mija, a Alice staje się coraz silniejsza…

Drugi tom trylogii jest zdecydowanie bardziej dynamiczny niż część pierwsza. Bohaterka ma do wykonania dość pokaźną liczbę zadań i tym razem autorka zadbała o to, by Lia musiała włożyć w ich wykonanie znacznie więcej wysiłku niż do tej pory. W przeciwieństwie do tomu pierwszego, Amalia nie otrzymuje wszystkich odpowiedzi jak na tacy. Także w sposobie kreacji postaci nastąpiła zmiana na lepsze. Bohaterowie przestali przypominać nieomylnych, oddanych jedynie sprawie herosów, stali się bardziej realni – targają nimi zwątpienie, strach i nieufność. Koniec z wyidealizowanymi do granic możliwości aniołami, dla których najważniejszą sprawą na świecie jest zakończenie proroctwa.

„Strażniczkę bramy” czytałam z o wiele większym zainteresowaniem niż „Proroctwo sióstr”, Powieść ta pod wieloma względami jest lepsza od pierwszego tomu trylogii, jednak nie zmienia to faktu, że uważam ją za pozycję przeciętną. Podobnie, jak w pierwszym tomie, niezwykle brakowało mi obecności Alice. Wydaje się, że w powieści, której akcja została oparta na wątku rywalizacji dwóch sióstr, częste interakcje pomiędzy bliźniaczkami powinny być czymś naturalnym. Alice, mimo że jest to centralną postacią fabuły, jest traktowana po macoszemu. Nie wiem na czym ma niby polegać siła tej bohaterki skoro czytelnik prawie wcale jej nie dostrzega, a jej działania wydają się nad wyraz nijakie. To, że pisarka, nie dopracowała wątku Alice, i nie pozwoliła czytelnikowi na poznanie motywów kierujących tą bohaterką, jest jej największym błędem.

„Strażniczkę bramy” przeczytałam błyskawicznie. W powieści pojawiły się emocjonujące fragmenty, które śledziłam z zainteresowaniem, jednak w momencie odłożenia książki na bok zaczęłam odczuwać zwątpienie oraz przekonanie, że fabuła nie została do końca przemyślana.