Liczba stron: 304
Rok wydania: 2017
Najmłodsza córka Mackenziego Allena Phillipsa Missy została porwana
podczas rodzinnych wakacji. W opuszczonej chacie, ukrytej na pustkowiach
Oregonu, znaleziono ślady wskazujące na to, że została brutalnie
zamordowana. Cztery lata później pogrążony w Wielkim Smutku Mack dostaje
tajemniczy list, najwyraźniej od Boga, a w nim zaproszenie do tej
właśnie chaty na weekend. Wbrew rozsądkowi Mack przybywa do chaty w
zimowe popołudnie i wkracza do swojego najmroczniejszego koszmaru.
Jednakże to, co tam znajduje, na zawsze odmienia jego życie.
Mack spędza w chacie weekend, uczestnicząc w czymś w rodzaju sesji
terapeutycznej z Bogiem, nazywającym siebie Tatuśkiem, Jezusem, który
pokazuje się pod postacią żydowskiego robotnika, i Sarayu, Azjatką
uosabiającą Ducha Świętego.
Niezwykle rzadko zdarza mi się świadomie sięgnąć po utwory
wpisujące się nurt literatury chrześcijańskiej i religijnej - raczej stronię od
lektury tego rodzaju powieści. Nie lubię bardzo często występujących w tym
gatunku moralizatorstwa i tendencyjnego sposobu przedstawiania świata. Często
drażni mnie nadmierne epatowanie religijnością i kaznodziejski charakter
narracji.
„Chata” Williama Paula Younga to powieść chrześcijańska, która mnie
zaskoczyła. Do sięgnięcia po utwór skłoniła mnie ciekawość związana z fenomenem
popularności wydanej własnym sumptem powieści, która osiągnęła status bestselleru
i doczekała się ekranizacji. William Paul Young udowadnia, że jeśli tylko się
chce o Bogu można pisać bardzo przystępnie i bez nadmiernego zadęcia. Utwór
autorstwa Amerykanina to mocna, nieco kontrowersyjna pozycja literacka, która
oddziałuje na wyobraźnię i inspiruje czytelnika do świeżego spojrzenia na
postać Boga, Jezusa i Ducha Świętego. Bardzo podobał mi się niekonwencjonalny sposób
przedstawienia Trójcy Świętej.
Zasadnicza akcja powieści toczy się w tytułowej chacie. Jest
to miejsce brutalnej zbrodni, a zarazem przestrzeń, którą na objawienie się
człowiekowi wybiera Bóg. Przybierający postać czarnej kobiety Tata zaprasza na
spotkanie Mackenziego Phillipsa, by wspólnie z Jezusem i Sarayu (emanacją Ducha
Świętego) uleczyć rany zadane duszy mężczyzny. Weekend poświęcony na rozmowy z
Bogiem na zawsze zmieni bohatera i na powrót rozbudzi jego wiarę.
„Chata” jest utworem, który pozytywnie mnie zaskoczył. To
przyjemna w odbiorze powieść o bezgranicznej miłości Boga do człowieka o sile
miłosierdzia i wybaczania. Natężenie scen religijnych było w tym utworze
ogromne, ale nie wywoływały one typowej u mnie w takich sytuacjach niechęci, co
stanowi ogromny plus.
W zasadzie nie sięgam po tego typu literaturę, ale "Chata" bardzo mnie intryguje, a do tego zbiera masę pozytywnych opinii, więc na pewno dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńRównież nie sięgam po tego typu powieści, ale "Chata" mnie pozytywnie zaskoczyła. Jestem ciekawa, czy będziesz miała podobne odczucia, jeśli kiedyś zdecydujesz się na lekturę.
Usuń