Seria: Annex (tom 1)
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 316
Rok wydania: 2013
Porywająca i niezapomniana historia o odwadze i miłości w niemoralnym świecie.
Elizję stworzono po to, by służyła mieszkańcom Dominium, rajskiej
wyspy, na której mieszkają najbogatsi ludzie na Ziemi. Szesnastolatka
jest klonem bez emocji, które mogłyby ją odrywać od bycia opiekunką
dzieci gubernatora.
Kiedy jednak spotyka Tahira, wspaniałego,
enigmatycznego młodzieńca, pochodzącego z jednej z najbardziej
wpływowych rodzin, niespodziewane emocje zaczynają pojawiać się w jej
umyśle. Elizja nie rozumie, co się z nią dzieje, nie wie, jak sobie
radzić z czymś, czego nigdy się nie spodziewała.
Jeżeli inni
dowiedzą się o tym, że Elizja potrafi kochać, czeka ją przerażający los.
Ale pożądanie do Tahira jest zbyt silne, by móc je ignorować. Gdy
okrutny los ich rozdziela, dziewczyna postanawia uciec, bez względu na
koszty!
Kiedy przeczytałam „Betę” autorstwa Rachel Cohn miałam
mieszane uczucia, z jednej strony powieść czytało mi się bardzo szybko, fabuła
mnie zaciekawiła, z drugiej strony książka nie była jakaś odkrywcza. Pierwszoosobowa
narracja nie pozwoliła mi w pełni poznać świata przedstawionego. Powieść była
obiecująca, ale pisarka nie do końca wykorzystała potencjał tej historii.
Główną bohaterką i zarazem narratorką powieści jest Elizja –
beta, jedna z pierwszych nastoletnich klonów stworzonych, by spełniać zachcianki
ludzi mieszkających na rajskiej wyspie Dominium. Dziewczyna budzi się do życia
jako szesnastolatka, wkrótce zostaje kupiona przez żonę gubernatora wyspy i
staje się towarzyszką jej i jej dzieci. Początkowo życie Elizji wygląda jak
bajka – dziewczyna jest traktowana niemal jak członek rodziny, dnie
upływają jej na zabawach z nastoletnim „bratem” i młodszą „siostrzyczką”.
Beta zgodnie ze swą naturą odgrywa narzuconą jej rolę,
jednak w pewnym momencie dostrzega, że coś jest z nią nie tak, że posiada
umiejętności, których nie powinna mieć jako klon. Elizja czuje smak, odkrywa
uczucia, ma wspomnienia swej Pierwszej (dziewczyny, która dała jej życie).
Klony takie jak nasza bohaterka - klony które wychodzą poza wyznaczone im role,
klony które zaczynają samodzielnie myśleć – nazywane są defektami. Twory
podobne do Elizji niszczy się, ponieważ stanowią niebezpieczeństwo dla
ustalonego porządku rzeczy. Nastolatka zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa, więc
nie kwapi się z informowaniem kogokolwiek o swych „wadach”.
Kiedy na wyspie pojawia się Tahir Fortescue – przystojny syn
jednej z najbogatszych rodzin na świecie – bohaterka zostaje wystawiona na ciężką próbę. Dziewczyna
zaczyna darzyć nastolatka silnym uczuciem. Rodzi się w niej bunt. Czy w
świecie, w którym klony pełnią rolę posłusznych sług znajdzie się miejsce dla
bety, która nauczyła się czuć?
„Beta” jest antyutopią, ale autorka wbrew moim oczekiwaniom
nie skupiła się na opisaniu wykreowanego przez siebie świata, czy
przedstawieniu konfliktów rozgrywających się w tle sielskiej scenerii.
Czytelnik poznaje jedynie Dominium – sztucznie stworzoną rajską wyspę, na
której mieszkają najbogatsi ludzie świata. Nie wiemy niestety jak wygląda świat
poza wyspą, jakie panują w nim warunki.
Autorka wspominała w kilku miejscach o jakichś Morskich
Wojnach, nie wytłumaczyła jednak czym one były – wielka szkoda. Powieść bardzo
dużo traci na tym, że Cohn wprowadziła pierwszoosobową narrację. Obserwujemy
świat oczami Elizji, a ona jako świeżo wykluty klon-nastolatka nie potrafi
udzielić nam szczegółowych informacji o świecie przedstawionym i jego historii.
Autorka skupiła się na ukazaniu życia i uczuć nastolatków mieszkających na
wyspie. Niestety postacie są bardzo płytkie i nudne. Jakaś ciekawsza akcja zaczyna
zawiązywać się dopiero na końcu powieści. Szkoda, że autorka nie poświęciła
więcej miejsca na rozwinięcie wątków stricte antyutopijnych, zamiast na
opisywaniu nieciekawych działań zblazowanych nastolatków. Powieść zdecydowanie
by zyskała, gdyby Cohn poświęciła mniej miejsca romansowi.
Wątek miłosny dominował w tej książce, ale w moim odczuciu został
słabo wykreowany - w tej książce pojawia się miłości określana terminem insta-love.
Pisarka idzie na łatwiznę i nie pokazuje nam jak ewoluuje uczucie bohaterów,
nie motywuje ich działań. Postacie patrzą na siebie i z miejsca się w sobie
zakochują – rzeczą, która przyciąga do siebie bohaterów jest ich atrakcyjny
wygląd. Autorka nie stopniowała napięcia i to zabiło wątek miłosny – nie
dostrzegałam chemii pomiędzy bohaterami, ich uczucie wydawało się równie
płytkie jak oni sami, zabrakło mi tutaj głębi.
Rachel Cohn miała interesujący pomysł, dużo gorzej było z
wykonaniem. Dostrzegłam sporo minusów, powinnam więc ocenić tę książkę bardzo
słabo, do tego wypadałoby stwierdzić, że nie sięgnę po kontynuację… jednak tak
się nie stanie. Rachel Cohn zaskoczyła mnie i zaintrygowała w finale. Pisarka
ucięła akcję w takim momencie, że czuję wewnętrzny przymus poznania dalszej części opowieści. Końcówka powieści bardzo rozbudziła moją ciekawość. Ostatnie
strony ratują ten tytuł.
Nie będę namawiała was do lektury „Bety”, ale nie będę was
również zniechęcała. Dostrzegłam w tym tytule wiele wad, ale mimo to czerpałam
pewną przyjemność z lektury. Mam ogromną nadzieję, że w kontynuacji autorka
wykorzysta cały potencjał stworzonej przez siebie historii - mniej bezbarwnego
romansu, więcej akcji i będzie świetnie.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca
Narracje pierwszoosobowe maja niestety to do siebie, że pozwalają zobaczyć tylko tyle, ile widzi bohater. A szkoda, o często ta opcja zabiera czytelnikowi głębszą analizę.
OdpowiedzUsuńO tej książce nie słyszałam i przyznam - w ogóle by mnie nie zainteresowała. I chyba na razie tak pozostanie ;)