Wydawnictwo: Initium
Liczba stron: 528
Rok wydania: 2018
Jestem totalnie zauroczona serią „Kroniki ocalałych”
autorstwa Mary E. Pearson. Amerykańska pisarka stworzyła emocjonującą,
słodko-gorzką opowieść, której drugi tom – podobnie jak poprzedni - porwał mnie
bez reszty.
Po dramatycznych wydarzeniach, do których doszło w finale „Fałszywego
pocałunku”, bohaterowie trafiają do Sanktuarium – głównej twierdzy Vendy, miejsca
spotkań naczelników prowincji – gdzie stają przez okrutnym władcą Komizarem.
Dla Lii, Rafe’a i Kadena nadchodzi czas próby. Cała trójka musi powściągnąć swe
emocje oraz wykazać się niemałymi umiejętnościami aktorskimi, by przetrwać w
niegościnnej, przepełnionej wrogami Vendzie i uchronić tych, których kochają.
Narracja w powieści – podobnie jak w pierwszym tomie serii -
została podzielona pomiędzy głównych bohaterów, dzięki temu czytelnik śledzi
wydarzenia rozgrywające się w różnych miejscach twierdzy oraz królestw, wie
również, jakie motywy kierują działaniami postaci oraz, jak gwałtowne i
skomplikowane emocje targają nimi pod maskami opanowania i pozornej
obojętności. Najwięcej miejsca zajmują oczywiście części poświęcone Lii. Główna
bohaterka niezwykle dojrzała podczas trudnej podróży przez Vendę, nie jest już romantyczną
marzycielką, która siebie i swoje potrzeby stawia ponad dobro innych – staje
się prawdziwą księżniczką, kobietą potrafiącą odsunąć na bok własne pragnienia,
manipulatorką i zimnym strategiem, gotowym ulegać kaprysom Komizara, by
osiągnąć swój cel. Dzięki rozsądkowi, rodzącemu się darowi Pierwszych Córek i
żywej wśród starych vendyjskich plemion legendzie, Lia wywalcza sobie okruchy
wolności oraz zdobywa sympatię prostego ludu, który dostrzega w niej bohaterkę
mającą zmienić losy odrzuconej przez królestwa Vendy. Dziewczyna, choć jest
więźniem Komizara, również otwiera swe serce przed mieszkańcami surowej krainy.
Kreacja psychologiczna głównej bohaterki i otaczających ją
postaci stoi na niezwykle wysokim poziomie. Mary E. Pearson stworzyła
skomplikowanych i wielowymiarowych bohaterów, których działania zostały
solidnie umotywowane. W „Zdradzieckim sercu” szczególnie zaintrygowała mnie
bardzo niejednoznaczna postać Komizara – okrutnego, budzącego strach, ale
również wielki szacunek wśród poddanych władcy, który, mimo wszystkich swych
wad, dążył do tego, by dać Vendyjczykom nadzieję. Przez długi czas trudno określić,
jakie są jego prawdziwe motywy. Czy okrucieństwo mężczyzny wynika z konieczności
i miłości do Vendy, czy jest raczej cechą jego charakteru? Złożoność tej
postaci i jej nieprzewidywalne działania są źródłami nieustającego, fabularnego
napięcia.
Mary E. Perason bardzo ładnie rozwija historię trzech
królestw, ich magicznej przeszłości i zbliżającej się wielkim krokami wojny. Jestem
pod ogromnym wrażeniem wykreowanej przez pisarkę opowieści, sposobem w jaki ujawnia
ona kolejne fakty związane z główną intrygą dworską – spiskiem, którego celem
jest zniszczenie z trudem wypracowanego rozejmu miedzy trzema królestwami.
Cieszę się, że autorka nie skupiła się – jak to czasami bywa w powieściach
fantastycznych dla młodzieży – jedynie na rozterkach miłosnych Lii, Rafe’a i
Kadena, że wątek romantyczny nie przytłacza całej opowieści, choć to właśnie on
napędza akcję do przodu.
„Zdradzieckie serce” jest wyśmienitą kontynuacją „Fałszywego
pocałunku” i naprawdę nie mogę się doczekać premiery finałowego tomu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz