Wydawnictwo Poligraf
Liczba stron: 344
Rok wydania: 2013
W życiu każdego człowieka są takie chwile, kiedy czuje, że
czas coś zmienić.
Niektórzy czekają, aż im przejdzie.
Inni pakują samobieżne walizki i ruszają w podróż przez galaktykę - tak postąpiły znudzone monotonią uciekających dni mieszkanki ekskluzywnego ośrodka `Kwietne Ogrody` z planety Kholoma.
Nie było to łatwe. A to, co działo się później, zmusiłoby niejednego poszukiwacza przygód do wycofania się na z góry upatrzony wygodny fotel.
Wystarczyła jednak odrobina uporu, szczypta szczęścia i nieco irytująco pozytywnego myślenia, żeby dokonać niemożliwego.
Niektórzy czekają, aż im przejdzie.
Inni pakują samobieżne walizki i ruszają w podróż przez galaktykę - tak postąpiły znudzone monotonią uciekających dni mieszkanki ekskluzywnego ośrodka `Kwietne Ogrody` z planety Kholoma.
Nie było to łatwe. A to, co działo się później, zmusiłoby niejednego poszukiwacza przygód do wycofania się na z góry upatrzony wygodny fotel.
Wystarczyła jednak odrobina uporu, szczypta szczęścia i nieco irytująco pozytywnego myślenia, żeby dokonać niemożliwego.
„Spokojnie, to nie inwazja” to bardzo udany literacki debiut
Anny Heleny Kubiak. Jest to niezwykle zabawna i lekka powieść science-fiction,
która dość mocno skojarzyła mi się z książką Jonasa Jonassona „Stulatek, który
wyskoczył przez okno i zniknął”. Fabuły obu powieści zostały oparte na podobnym
pomyśle – staruszkowie w zaawansowanym wieku postanawiają zwiać z domów opieki,
a w trakcie dalszej podróży czeka na nich cała masa szalonych przygód. Obie
książki opierają się na podobnym pomyśle, jednak do mnie o wiele bardziej
trafiła fantastyczna historia wykreowana przez panią Kubiak.
Siedem pensjonariuszek luksusowego domu opieki mieszczącego
się na planecie Kolhoma postanawia wyrwać się z „Kwietnych ogrodów”, gdzie
każdy aspekt życia seniorów jest kontrolowany przez wyspecjalizowane roboty.
Mocno posuniętym w latach paniom udaje się uprowadzić ponad stuletni statek
jednostki ratunkowej, który z najwyższą konsternacją konstatuje, że żwawe
staruszki w jakiś cudowny sposób obeszły wszystkie protokoły bezpieczeństwa.
Panie wbrew wszelkim regułom przejęły kontrolę nad systemem, który w obliczu spotkania
z niestandardową załogą zaproponował uruchomienie interfejsu przyjaznego
asystenta Steve’a. Rozpoczyna się międzygalaktyczna, pełna przygód podróż
siedmiu charakternych staruszek i ich wirtualnego opiekuna, który wraz z
upływem czasu odkrywa w sobie działanie coraz to nowych, nieprzydatnych
aplikacji mieszających w jego podstawowym programie i czyniących jego świadomość
– o zgrozo! – coraz bardziej ludzką.
Opowieść wykreowana przez polską pisarkę jest genialna.
Główne bohaterki to zbiór barwnych i nietuzinkowych postaci, i trudno uwierzyć,
że niektóre z nich mają ponad sto lat. Grupa uciekinierek pochodzących z
różnych planet odwiedza swoje rodzinne strony, co stanowi doskonały pretekst do
pokazania różnych ciekawych miejsc i sytuacji – najbardziej rozbawił mnie
epizod na planecie Amdena, gdzie staruszki zostały uznane za najeźdźców
przeprowadzających inwazję. To właśnie zapewnienie jednej z bohaterek -
„Spokojnie, to nie inwazja” - wygłoszone w obliczu spanikowanego oddziału
szybkiego reagowania dało tytuł książce.
Na bohaterki praktycznie na każdej planecie czekają jakieś
przygody i cała moc wrażeń, a zgnębiony Steve robi wszystko, by zapewnić swoim
zwariowanym podopiecznym bezpieczeństwo. Pokładowy komputer jest nie mniej
interesującym bohaterem niż grupa staruszek, którą tworzą Eleonora, Flore,
Mida, Lamara, Xana, Sandra, Oretta.
Powieść Anny Heleny Kubiak dostarczyła mi moc rozrywki,
bohaterowie zostali świetnie wykreowani, choć na początku miałam spory problem
z zapamiętaniem kto jest kim. Wszystkie postacie zostały wprowadzone do fabuły
„na raz” i wprowadziło to lekki chaos – która z pań ma hopla na punkcie
jedzenia, która nie rozstaje się z wysłużonym płaszczem, kto jest samozwańczą
przywódczynią grupy, która babcia jest modnisią? Dopiero w trakcie rozwoju
akcji zaczęłam rozróżniać bohaterki. Kolejnym mikroskopijnym w moich oczach
minusikiem było nadużywanie przez pisarkę określenie „babcia/babcie”. Uważam, że
autorka mogła określać swe bohaterki w bardziej urozmaicony sposób. Ogromnym
minusem jest natomiast objętość tej powieść. Ja chcę więcej! Tę powieść czytało
mi się naprawdę dobrze i żałuję, że nie miała ona więcej stron. Po lekturze
książki czuję ogromny niedosyt. Szczerze polubiłam bohaterów i z chęcią
dowiedziałbym się, jak dalej potoczyła się historia uciekinierek oraz ich
statku, z nie mniejszą przyjemnością poczytałabym o ich młodości.
Opowieść o międzyplanetarnych eskapadach zwariowanych
staruszek bardzo przypadła mi do gustu.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi nakanapie.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz