piątek, 12 lipca 2013

"Gwiazda" Danielle Steel

Wydawnictwo: Amber
Liczba Stron: 312
Rok wydania: 2008

Crystal Wyatt, dorastająca na kalifornijskim ranczu ojca, marzy o karierze filmowej. Jest dziewczyną tak piękną, że młody prawnik, Spencer Hill, po pierwszym spotkaniu z Crystal ma pewność, iż nigdy jej nie zapomni. Życie rozdziela tych dwoje na kilka lat, ale ambitny adwokat decyduje się, wbrew uczuciom, na małżeństwo z kobietą, która pomoże mu osiągnąć wysoką pozycję zawodową. Wkrótce po ślubie Spencer zostaje powołany do wojska i wyjeżdża do Korei. Po powrocie postanawia, nie bacząc już na nic, przedłożyć miłość nad karierę. Okazuje się jednak, że Crystal, która tymczasem osiągnęła cel i została gwiazdą, jest związana z nader zaborczym mężczyzną... 

Danielle Steel ma okropny styl, który mi się nie podoba. Amerykańska pisarka ma tendencję do tworzenie cukierkowato-patetycznych, wyidealizowanych historii, które przytłaczają swą kiczowatością i naiwnością.  Nie znoszę wyidealizowanych, przypominających chodzące po Ziemi anioły, bohaterów. Nie cierpię tego całego patosu i zadręczania ciągłymi powtórzeniami. Nie lubię Steel – a raczej jej stylu – a jednak sięgnęłam po kolejną powieść tej autorki. Tak się złożyło, że w domowej biblioteczce stoi pięć powieści Danielle i jakoś żal mi nie przeczytać książki, którą już mam na półce – rasowy ze mnie książkoholik. A może mam tendencję do zadawania sobie czytelniczych tortur? Mniejsza z tym. Poczekałam na odpowiedni nastrój i pogodę (latem jestem nastawiona wyjątkowo pozytywnie do romansów) i zaczęłam lekturę „Gwiazdy”.

Początek zafundował mi terapię szokową, autorka dokonała jej przy pomocy ptaszków (bez skojarzeń proszę!). Główna bohaterka ma wejście niczym bohaterki bajek Disneya. Niespełna piętnastoletnią Crystal Wyatt o platynowych włosach i nieziemskiej urodzie poznajemy, gdy biega po rosie w koszuli nocnej i śpiewa razem ze wspomnianymi ptaszkami. Autorka nie zapomniała kilkakrotnie podkreślić, że dziewczyna jest wybitnie piękna i promieniuje z niej pewien rodzaj światła, wyróżniający ją z grona wiejskiej społeczności – co to za światło to już nie wiadomo. Crystal ma kochającego ojca, a cały świat - łącznie z jej matką i siostrą – jest zazdrosny o jej nieziemską urodę i ów tajemniczy, wewnętrzny blask.

Przyznaję, że po takim wstępie na poważnie zaczynałam myśleć o tym, by książę potraktować jako parodię celem oszczędzenia sobie irytacji.

Główną postacią męską jest dwanaście  lat starszy od Crystal Spencer Hill. Para poznaje się na ślubie starszej siostry panny Watt. Mężczyzna niemal pada na kolana, kiedy po raz pierwszy dostrzega bohaterkę. Crystal jest młodziutka, Spencer niedawno powrócił z wojny i rozpoczął studia prawnicze. Bohater realistycznie spoglądający na świat nie dostrzega w młodziutkiej, wiejskiej dziewczynie materiału na swą przyszłą małżonkę, niemniej jednak wyjeżdżając z Doliny Alexander zachowuje w sercu obraz swej bogdanki.

Bohaterowie przez długi czas żyją oddzielnie. Spencer się zaręcza. Crystall spotyka nieszczęście, po którym dziewczyna odchodzi z rodzinnego domu i zaczyna robić karierę piosenkarki. Zakochani spotykają się po latach i uczucie odżywa. Niestety Spencer, który jest niesamowitą pierdołą, nie umie podjąć męskiej decyzji i miota się pomiędzy narzeczoną i ukochaną. Mężczyzna daje się ostatecznie omotać kobiecie, do której czuje jedynie nić sympatii. Elizabeth to wyrachowana, wredna żmija z ambicjami, której Spencer całkowicie ulega – ten facet to galaretowata ameba!

A teraz niespodzianka. Mimo całej mej niechęci do stylu Steel, mimo pierdołowatego głównego bohatera i obrzydliwie słodkiej głównej bohaterki, „Gwiazda” wykrzesała we mnie pewną dawkę pozytywnych emocji. Historia miłosna w pewnym momencie zrobiła się ciekawa, a losy Spencera i Crystal zaczęły mnie autentycznie interesować. Akcja powieści rozgrywa się w latach 1950-1963 i myślę, że autorce udało się oddać mentalność mieszkańców Ameryki tamtego czasu. W powieści pojawił się interesujący wątek mieszanego małżeństwa – jeden z sąsiadów Crystal ożenił się z Japonką, co po ataku Japończyków na zatokę Pearl Harbor nie było mile widziane.

Gdyby nie lukrowany styl pisarki, książka mogłaby ogromnie przypaść mi do gustu. Historia była fajna i życiowa. Niestety za duża dawka wewnętrznego blasku głównej bohaterki zbyt często przyprawiała mnie o ból głowy. To byłaby naprawdę świetna historia, gdyby bohaterowie byli mniej idealni – gdyby Crystal nie roztaczała ciągle tego piekielnego blasku, i gdyby Spencer pokazał od czasu do czasu, że jest facetem, a nie dającym sobą manipulować mięczakiem. Lektura „Gwiazdy” dostarczyła mi pewnej przyjemności, niestety wywołała również irytację – oba te uczucia rozłożyły się po połowie. Pomysł mi się podobał, wykonanie nie.     
      

3 komentarze:

  1. Dawno nie czytałam już nic tej autorki, więc przydałoby się to nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam na półce jeszcze tylko jedną nieprzeczytaną powieść Steel i pewnie na niej skończę moją przygodę z tą pisarką. Autorka ma ciekawe pomysły, ale z trudem trawię jej cukierkowaty styl.

      Usuń
  2. A ja lubię od czasu do czasu cukierkowy styl autorki. Przy jej książkach się relaksuję.

    OdpowiedzUsuń