poniedziałek, 9 listopada 2020

"Jedna krew" Stefan Darda

Wydawnictwo: Videograf
Liczba stron: 416
Rok wydania: 2020

Był rok 1984, gdy w niewielkiej bieszczadzkiej wiosce miały miejsce dramatyczne wydarzenia, po których nieboszczykom przed pochówkiem odcinano głowę i przebijano pierś metalowym zębem brony. Po jakimś czasie zaniechano tego zwyczaju i przez wiele lat żaden zmarły nie zakłócał spokoju tamtejszym mieszkańcom. Wieńczysław Pskit w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku był małym chłopcem i cudem uniknął niebezpieczeństwa ze strony ukochanej siostry. Miał nadzieję, że nigdy więcej nie usłyszy o „jednej krwi”, która burzy się w żyłach po śmierci i każe szukać wiecznego ukojenia. Tymczasem rok 2011 niespodziewanie wskrzesza dawne koszmary…

„Jedna krew” Stefana Dardy to według mnie powieść z niewykorzystanym do końca potencjałem. Niby to powieść grozy, a jednak czytając  książkę nie czułam  dreszczyku niepokoju, którego poszukuję sięgając  po utwory wpisujące się w ten gatunek literacki. Choć pisarz zaintrygował mnie pomysłem na fabułę, nie udało mu się wywołać we mnie mocniejszych emocji.

Dużym plusem powieści Stefana Dardy jest oparcie fabuły na niesztampowym, mającym swe korzenie w beskidzkich wierzeniach ludowych wątku wampirycznym. Kilka lat temu wręcz nałogowo czytałam powieści o krwiopijcach, ale nie przypominam sobie, bym trafiła na utwór, w którym ten wątek zostałby przestawiony w sposób, w jaki zrobił to pan Darda, u którego za wampiryczną przemianę odpowiedzialna jest stanowiąca fabularną oś powieści, tytułowa klątwą jednej krwi. Bardzo spodobały mi się słowiańskie korzenie tego wątku

Mocnym punktem tego tytułu jest według mnie również kreacja głównego bohatera. Wieńczysław Pskit, który w dzieciństwie omal nie pożegnał się ż życiem za sprawą swej zmarłej kuzynki jest postacią mocno intrygującą, choć nie wzbudza on raczej sympatii (przynajmniej jeśli chodzi o mnie).  Z dużym zaciekawieniem śledziłam rozwój obsesji głównego bohatera dotyczącej jednej krwi i jego nienaturalnej wręcz fascynacji kuzynką. Przyznam, że przez większość książki zastanawiałam się, czy cała opowieść nie jest przypadkiem historią stopniowego staczania się w szaleństwo Wieńczysława oraz czy klątwa jednej krwi nie jest tylko wytworem jego chorego umysłu.

„Jedna krew” to powieść, której pod względem warsztatowym nie mogę niczego zarzucić. Historia jest przemyślana i dobrze napisana, jednak, mimo jej niewątpliwych zalet, między  mną a tym tytułem nie zaiskrzyło – no cóż, zdarza się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz