piątek, 23 listopada 2012

"Co widziały wrony" Ann-Marie McDonald

Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 846
Rok wydania: 2011

Po wojnie wyjrzało słońce i nagle świat ukazał się jakby w technikolorze. I wszystkim zaczęły przyświecać myśli: Założyć rodzinę. Mieć dużo dzieci. Robić wszystko, jak należy. Marzenie okresu powojennego spełniło się w odniesieniu do rodziny McCarthych, a zwłaszcza ich pełnej werwy ośmioletniej córki Madeleine. Przeprowadzkę do cichej bazy lotniczej traktuje ona jak przygodę, ufna w miłość pięknej matki i nieświadoma, że ojciec, pułkownik lotnictwa, zostaje wplątany w groźną sieć tajemnic. Madeleine wciąga nas do swojego świata, przefiltrowanego przez jej bujną wyobraźnię. Ale gdy ich domem wstrząsa popełniona w sąsiedztwie zbrodnia, życie McCarthych odmienia się na zawsze, a Madeleine potyka się o dwuznaczny moralnie świat dorosłych. Dwadzieścia lat później podejmuje na nowo poszukiwania prawdy i zabójcy...

Kiedy sięgałam po powieść „Co widziały wrony”, spodziewałam się, że mam do czynienia z kryminałem. Opis wydawcy wydatnie sugeruje, że zasadniczym wątkiem, wokół którego będzie toczyć się akcja jest zabójstwo małej dziewczynki. Morderstwo, do którego dochodzi w połowie liczącej 846 stron powieści, wbrew oczekiwaniom okazało się być zaledwie drobną częścią fabuły. Istotniejszym elementem powieści wydaje się tematyka historyczno-polityczna. Autorka lwią część tekstu poświęca na przybliżenie czytelnikowi momentu historycznego, w którym zostaje umieszczona akcja powieści. Bardzo dużo miejsca zajmują rozważania dotyczące drugiej wojny światowej oraz zimnej wojny, do tego dochodzi mocno zaznaczony wątek rywalizacji Stanów Zjednoczonych i ZSSR o to, kto pierwszy wyląduje na księżycu. Bohaterowie silnie przeżywają niepokoje związane z rosnącym kryzysem kubańskim, komentują zachodzące zmiany polityczne. Tło historyczne jest dobrze opracowane, jednak dla osób nie zainteresowanych tematyką, czytanie kolejnych, rozbudowanych opisów sytuacji politycznej Kanady i USA staje się niezwykle nużące. Obok wątków polityczno-historycznych główne skrzypce gra wątek obyczajowy oraz psychologiczny.

Rok 1962. Rodzina McCartyh powraca z Niemiec do Kanady. Jack - głowa rodziny - ma objąć stanowisko oficera dowodzącego Centralną Szkołą Oficerską w bazie lotniczej Centralia. Mimi to idealna pani domu, której głównym zadaniem jest dbanie o dom i nawiązywanie przyjaznych stosunków z nowymi sąsiadami. Dziewięcioletnia Madeleine i jej dwunastoletni brat Mike są radosnymi dziećmi, które od narodzin prowadzą wraz z rodzicami wędrowny  tryb życia będący udziałem rodzin związanych z wojskiem. McCartyh’owie na pierwszy rzut oka to rodzina idealna, w której na próżno poszukiwać wad czy mrocznych sekretów zamiecionych głęboko pod dywan. Życie bohaterów przypomina idyllę, aż do momentu, w którym trafiają do Centralii. Paradoksalnie, powrót do rodzinnego kraju staje się początkiem cierpień Jacka i Madeleine. Zdarzenia, w których udział bierze ta dwójka niemal niszczą idealną rodzinę.

McCarthy bierze udział w tajnej misji przeprowadzanej przez wywiad. Mężczyzna, zmuszony przez okoliczności, musi oszukiwać rodzinę i bliskich przyjaciół w imię wyższego dobra. Kiedy w bazie lotniczej Centralia dochodzi do morderstwa małej dziewczynki, Jack nie może stawić się przed sądem i dać alibi niewinnej osobie oskarżonej o brutalny czyn. Wyrzuty sumienia będą męczyły bohatera tym bardziej, że wkrótce okazuje się, że człowiek, którym na zlecenie wywiadu opiekował się Jack, jest zbrodniarzem. Ideały, w imię których McCarthy działał, okazały się być tylko mrzonkami - życie niewinnego człowieka jest mniej warte, niż życie oprawcy, którego umiejętności są potrzebne rządowi USA.

W tym samym czasie, w którym Jack zmaga się ze swym zadaniem, jego córka pada ofiarą pedofila. Madeline czuje się winna temu, co ją spotyka. Wstyd podsyca jej strach. Dziewczynka za wszelką cenę pragnie uchronić swą tajemnicę przekonana o tym ,że jeśli wyjdzie ona na jaw rodzice przestaną ją kochać.

„Co widziały wrony” to wielowymiarowa powieść poruszająca szeroką problematykę. Bohaterowie są uczestnikami i obserwatorami ważnych przemian historycznych, ponadto zmagają się z różnorodnymi problemami emocjonalnymi. Postaciom wykreowanym przez pisarkę nie są obce: poczucie winy i wyrzuty sumienia. Negatywne emocje zagrzebane głęboko w ciemnych pokładach dusz Jacka i Madeline, pomału niszczą ich od środka. Dopiero po dwudziestu latach bohaterowie zyskują siłę, by ponownie zmierzyć się z przeszłością.

Powieść autorstwa  kanadyjskiej pisarki Ann-Marie McDonald okazała się zajmującą lekturą, jednak sięgając po tę książkę czytelnik powinien przygotować się na spotkanie z niezwykle powolną i nużącą narracją. Liczne retardacje momentami aż do przesady wydłużają akcję. Zanurzając się w opowieść stworzoną przez McDonald wielokrotnie odczuwałam zniechęcenie. Jednocześnie historia przedstawiona w powieści zaciekawiła mnie tak mocno, że musiałam dotrzeć do końca - choć nieraz odczuwałam rozdrażnienie wywołane niemiłosiernie ciągnącymi się opisami. Kiedy nie mogłam już znieść powolnego tempa akcji, przeskakiwałam całe akapity i strony w poszukiwaniu momentów, w których coś zaczyna się  dziać. Trafiając na długie, męczące fragmenty, często decydowałam się na przerwanie lektury. Odpoczywałam od powieści, by następnego dnia, już z odnowionym zapałem, znów odkrywać tajemnice historii snutej przez pisarkę – oczywiście z uzupełnieniem wcześniej ominiętych fragmentów.

Powieść „Co widziały wrony” polecam przede wszystkim osobom, które nie boją się dłużyzn i niemal ślimaczego tempa rozwoju akcji. Utwór Ann-Marie McDonald okazał się być przejmującą opowieścią, która jednak swoją formą i długością  może nieźle wymęczyć czytelnika. 

5 komentarzy:

  1. Ja się właśnie wymęczyłam, przeraźliwie nudna książka. Też przeskakiwałam strony. Doczytałam do końca, ale z czystego zawcięnia niż zainteresowania historią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam bardzo ciekawa, jak ostatecznie potoczą się losy bohaterów. Zacisnęłam zęby i dotarłam do końca, choć momentami było naprawdę ciężko.

      Usuń
  2. O kurcze, mam dziwne obawy, że mnie ta książka wynudzi, historii mam powyżej uszu :) Wolałabym dynamiczną, kryminalną historię :) Ale nie mówię nie - może na emeryturze sięgnę po te 'wrony' ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta powieść zdecydowanie nie jest dynamiczna, wątek kryminalny odgrywa rolę marginesową. Myślę, że ta książka na pewno by cię wynudziła. Ja podeszłam do tego tytułu z pozytywnym nastawieniem i niezwykłą determinacją poznania całości, a mimo to zdarzały się momenty, w których dosłownie usypiałam.

      Usuń
  3. Chciałam książkę przeczytać ale teraz się jej boję. Nie lubię ślimaczego tempa...

    OdpowiedzUsuń