Liczba stron: 272
Rok wydania: 2008
To miało być zwyczajne miłe popołudnie. Przyszli tu, żeby
zjeść obiad, ale nie wstaną razem od stołu. Nie wszyscy stąd wyjdą. Strzały
szaleńca zabiorą im najbliższych, spokój i sens dalszego życia.
Uwięzieni w zatrzymanym obrazie tamtej chwili jak skrzydlate cienie będą szukać siebie z przedtem. Przypadkowi ludzie połączeni przypadkową tragedią. Będą szamotać się w bólu, w poczuciu winy, straty i żałoby, to jak ćmy, to jak osy, to jak drapieżne ptaki. Będą błąkać się jak furie, we wściekłości i samotności. Czy jeszcze kiedyś będą potrafili poszybować do nieba jak anioły?
Uwięzieni w zatrzymanym obrazie tamtej chwili jak skrzydlate cienie będą szukać siebie z przedtem. Przypadkowi ludzie połączeni przypadkową tragedią. Będą szamotać się w bólu, w poczuciu winy, straty i żałoby, to jak ćmy, to jak osy, to jak drapieżne ptaki. Będą błąkać się jak furie, we wściekłości i samotności. Czy jeszcze kiedyś będą potrafili poszybować do nieba jak anioły?
Skrzydlate cienie to wybitna powieść psychologiczna
amerykańskiego pisarza Roya Freiricha. Wstrząsająca, poetycka, głęboka -
rozdrapuje najstraszliwsze chwile życia, na które żaden człowiek nigdy nie jest
przygotowany i z których nie każdy wychodzi cało. Powieść została zekranizowana
w gwiazdorskiej obsadzie. W filmie występują m.in. laureaci Oscarów Forest
Whitaker i Jennifer Hudson oraz Kate Backinsale, Guy Pearce i obsypana
nagrodami Dakota Fanning.
Do tej pory wydawnictwo Amber kojarzyłam przede wszystkim z
lekkimi romansami i powieściami skierowanymi do młodzieży. Sięgając po
„Skrzydlate cienie” nie spodziewałam się, że w moich rękach wyląduje
rewelacyjna powieść psychologiczna. Po książce oczekiwałam prostej, sensacyjno-dramatycznej akcji, dostałam natomiast tytuł skłaniający do refleksji.
Powieść Roya Freiricha jest skierowana do dojrzałego,
wyrobionego czytelnika. W wypadku „Skrzydlatych cieni” nie wystarczy śledzenie
fabuły, należy analizować, dostrzegać symboliczne związki tytułów rozdziałów z
ich treścią, trzeba wyciągać wnioski. To nie jest kolejna lekka powiastka dla
młodzieży. Kto sięga po tę powieść szukając dynamicznej fabuły srogo się
rozczaruje.
Pewnego marcowego południa dochodzi do tragedii. Do spokojnej
restauracji wchodzi człowiek, który z niewiadomych powodów zaczyna strzelać. Z życiem uchodzi piątka z siedmiu przebywających w lokalu osób. Czytelnik
nie wie co wydarzyło się w Carby’s, nie wie kto strzelał i dlaczego. Autor
koncentruje się na pokazaniu tego co stało się z ofiarami już po tragedii.
Czwórka naocznych świadków przeżywa załamanie, każda z
postaci ucieka przed wspomnieniami, tworzy swe własne systemy obronne.
Szesnastoletnia Anne ucieka w fanatyzm religijny. Piętnastoletni Jimmy
przestaje mówić. Dwudziestodwuletnia Carla popada w depresję i zaczyna
zaniedbywać syna. Czterdziestoośmioletni Charlie cudem uniknął śmierci,
wystrzelona w jego kierunku kula jedynie go drasnęła, ocalony mężczyzna wyciąga z banku
oszczędności i udaje się do kasyna, gdzie zaczyna grać, jak uzależniony. Z
losami tej czwórki splata się historia doktora Bruce’a Laraby’ego, który
wyszedł z Carby’s chwilę przed nieszczęściem, to on operował jedną z ofiar
zamachowca i poniósł klęskę. Laraby to dla mnie jedna z ciekawszych postaci.
Chirurg żyje w cieniu swego genialnego ojca, który niedawno zmarł. Bruce jest
rozgoryczony swymi porażkami, czuje się niepotrzebny, zazdrości kolegom.
Bohatera cechuje pewien narcyzm. Laraby potrzebuje by go doceniano, chwalono i
podziwiano, dlatego zaczyna „leczyć” swą małżonkę lekami, które wywołują
migrenę, by później dostarczać jej tabletki przeciwbólowe. Wydaje mi się, iż bohater ma
również obsesję dotyczącą choroby, na którą umarł jego ojciec. Laraby faszeruję
małżonkę lekami na przypadłość, która zabiła jego ojca.
„Skrzydlate cienie” to powieść, która bardzo mi się
spodobała. Treść jest interesująca, a i sposób prowadzenia narracji przypadł mi
do gustu. Rozdziały zatytułowane nazwami różnych skrzydlatych istot (np.
Pisklęta, Gołębie, Anioły, Kaduceusz) są podzielone na podrozdziały poświęcone
konkretnym bohaterom. Narracja prowadzona jest z perspektywy trzecioosobowej w
czasie teraźniejszym – niezbyt przepadam za relacjonowaniem wydarzeń w tym
czasie, jednak dość szybko się przyzwyczaiłam.
W wielu podrozdziałach pojawiają się retrospekcje dotyczące
tragedii, w której wzięli udział bohaterowie – stopniowo dostajemy coraz więcej
szczegółów dotyczących tego co wydarzyło się w restauracji, odkrywamy co
bohaterowie robili w trakcie ataku, jak się zachowywali. Początkowo są to tylko
niewielkie fragmenty, bohaterowie pogrążeni w traumie nie chcą pamiętać
szczegółów. Stopniowo, wraz z postępującym procesem uzdrawiania dusz, postacie
dopuszczają do siebie coraz więcej szczegółów. W finale powieści, kiedy
dochodzi do symbolicznego oczyszczenia i zmycia z siebie traumy, czytelnik
dowiaduje się co zdarzyło się w restauracji – przy czym to ofiary są w centrum
uwagi, a nie zamachowiec. Ważni są ci, którzy przeżyli, ważne jest ukazanie
procesu ich stopniowego, nieraz dramatycznego dochodzenia do siebie – od
całkowitego dna do katharsis.
Powieść Roya Freiricha przerosła moje oczekiwania. Dopisuję
ten tytuł do listy moich ulubionych książek.
Świetna książka w takim razie:) Tytuł zapisuję,bo bardzo lubię psychologiczne książki. O tej nigdy nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńKsiążka wywarła na mnie ogromne wrażenie :) Mam nadzieję, że uda Ci się po nią sięgnąć.
Usuń