piątek, 31 sierpnia 2012

"Między ustami a brzegiem pucharu" Maria Rodziewiczówna

Wydawca: Edipresse Polska
Liczba stron: 272
Rok wydania: 2012 

Berlin przełomu XIX i XX wieku. Hrabia Wentzel Croy-Dulmen nie stroni od kobiet i nocnego życia. Młody, przystojny, rezolutny, uważa się za Niemca i gardzi swoim polskim pochodzeniem. Kiedy jednak traci głowę dla ślicznej Polki, Jadwigi Chrząstkowskiej, postanawia odwiedzić rodzinny majątek, by zbliżyć się do tajemniczej i dumnej dziewczyny. Obojętna na jego zaloty i zaręczona z innym, nie zamierza mu ulegać. Wentzel z kolei nie chce dać za wygraną. Zrobi wszystko by zdobyć serce Jadzi.


20 sierpnia do kiosków trafiła pierwszy tom nowej, interesującej serii książkowej, w której wydane zostaną najbardziej popularne powieści Marii Rodziewiczówny. „Klasyka literatury kobiecej” to druga, obok serii „Mistrzyni powieści obyczajowej” seria wznawiająca najbardziej poczytne powieści polskich pisarek – muszę przyznać, że wydawnictwo odpowiedzialne za publikację obu kolekcji miało doskonały pomysł. Stare, ale popularne powieści wydane na nowo w ładnej szacie graficznej, opatrzone przystępną ceną, skuszą zapewne nie jedną kobietę, która zapragnie uzupełnić swoją domową biblioteczkę o tytuły ulubionych autorek, bądź staną się własnością dziewczyn, które poczują potrzebę zapoznania się z rodzimą klasyką literatury popularnej. Zachwycamy się Jane Austin, rozczytujemy się w powieściach sióstr Brontë, a nie wiemy, jakie interesujące powieści ma do zaoferowania proza polska.

„Między ustami a brzegiem pucharu” to romans, który po raz pierwszy został wydany w roku 1980. Główny bohater powieści hrabia Wentzel Croy-Dülmen, syn niemieckiego arystokraty i polskiej ziemianki, to bawidamek, dla którego najważniejsza jest zabawa i zdobywanie coraz to nowych kobiet. Pewnej nocy, wracając od swojej kochanki, ratuje on przed niechcianymi awansami podchmielonego barona Wertheima tajemniczą piękność, która od razu wpada mu w oko. Hrabia już następnego dnia próbuje odkryć tożsamość enigmatycznej dziewczyny, która bez mrugnięcia okiem odrzuciła jego awanse, niestety poszukiwanie nie przynosi efektu. Wkrótce Wentzel po raz kolejny widzi tajemniczą kobietę – dostrzega ją w jednej z loży teatru, gdzie wybrała się ze swymi przyjaciółmi, jednak i tym razem, dziewczyna znika nim udaje mu się do niej dotrzeć. Piękna kobieta staje się źródłem zainteresowania przyjaciół hrabiego, młodzi mężczyźni postanawiają założyć się o to, komu z nich uda się odkryć tożsamość dziewczyny i pozyskać jej uczucia. Wreszcie jesienią, jeden z przyjaciół hrabiego, poznaje tożsamość kobiety, jest to Jadwiga Chrząstowska. Croy-Dülmen wkrótce odkrywa, że dziewczyna jest wychowanką jego babki mieszkającej w Poznaniu. Bohater postanawia wykorzystać okazję i pod pretekstem odwiedzin u babki, spotkać się z Jadwigą

Hrabia znajduje się jednak w niemałym kłopocie, podczas pierwszego spotkania z panną Chrżastowską pogardliwie wyrażał się o Polakach, których nienawidzi ze względu na narodowość matki – mieszane pochodzenie od zawsze było tym, co wywoływało kompleksy arystokraty. Osieroconemu w dzieciństwie Wentzlowi od najmłodszych lat wpajano, że jego ojciec żeniąc się z Polką popełnił mezalians, a ponadto kobieta, którą poślubił musiała być czarownicą, która rzuciła urok na niemieckiego szlachcica.

Mieszkańcy Mariampola, z wyjątkiem Jana, brata Jadwigi, nie są przychylni hrabiemu. Babcia Tekla żywi głęboką urazę do ojca Wentzla, który wywiózł jej ukochaną córkę do zamku nad Renem, gdzie umarła z tęsknoty za rodową ziemią. Jadwiga doskonale pamięta obelgi wypowiadane przez Croy-Dülmena pod adresem matki i jej rodaków. W Niemcu wszyscy widzą znienawidzonego wroga, człowieka, który nie wie czym jest honor, wiara i miłość do ojczyzny. Początkowo oburzony nieuprzejmym przyjęciem, kierowany ambicją uwiedzenia Jadwigi, hrabia postanawia zostać przez jakiś czas w majątku babki. Stopniowo hrabia zacznie się zmieniać. Wewnętrzna przemiana bohatera z rozpuszczonego, pozwalającego sobie na wszystko arystokraty, w człowieka ceniącego wartości takie jak praca, uczciwość, miłość, wiara  stanowi najważniejszy z wątków utworu.

Powieść Marii Rodziewiczówny to przepiękna i klimatyczna opowieść, z mocno zarysowanym wątkiem patriotycznym. Wątek romansowy jest tak eteryczny i delikatny, że fankom współczesnych romansów może wydać się wręcz nieobecny – delikatny pocałunek w usta stanowi najgorętszy moment w całej powieści. Mnie o wiele mocniej, niż historia miłosna urzekł w powieści wątek wewnętrznej przemiany głównych bohaterów. Autorka ukazała, jak przy odrobinie dobrej woli wyzbyć się wzajemnych uprzedzeń i otworzyć na drugiego człowieka.

Za jedną z najciekawszych scen występujących w powieści uważam opis karnawałowych zabaw. W Niemczech Wentzel szaleje z przyjaciółmi. Za kulisami teatru młodzież bezwstydnie flirtuje z aktorkami, żartuje i dobrze się bawi. W trakcie karnawałowej zabawy na sucho uchodzi nawet zaprószenie ognia, bo na karnawał i tak nie ma przecież lekarstwa. Zabawa w majątku Mariampol wygląda bardziej przyzwoicie, sąsiedzi organizują trwające wiele dni bale, a z jednego domostwa do drugiego rozochoceni goście przemieszczają się saniami. Czytając opisy karnawału miałam ogromną ochotę bawić się razem z bohaterami, zapisywać na karneciku nazwiska kolejnych tancerzy, tańczyć kadryla i w szalonym pędzie sań jechać wraz z kuligiem na kolejny bal – ach, jaka szkoda, że dzisiejszy karnawał wygląda całkiem inaczej.

„Między ustami a brzegiem pucharu” to powieść, która została napisana u schyłku XIX wieku więc dość sporo w niej wyrazów i całych wyrażeń, które wyszły z powszechnego użycia, część z nich została opatrzona stosownymi przypisami, jednak zdarzyły się też słowa pozbawione wyjaśnień – mnie ten fakt zbytnio nie przeszkadzał, niektórych znaczeń, bez większego problemu można było domyślić się z kontekstu wypowiedzi. Zauważyłam kilka literówek, ale można je policzyć na palcach jednej ręki.

Podsumowując, powieść Marii Rodziewiczówny czytałam z ciekawością i zainteresowaniem. Ten utwór w niczym nie przypomina współczesnych romansów, w których występują śmiałe opisy erotyczne, a intryga goni intrygę. „Między ustami a brzegiem pucharu” to subtelna opowieść o tym, że prawdziwa miłość może zmienić człowieka.

wtorek, 28 sierpnia 2012

"Wilkołak" Jonathan Maberry

Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 288
Rok wydania: 2010

Szczęśliwe życie Lawrence'a Talbota skończyło się tej nocy, kiedy umarła jego matka. Chłopak opuścił wiktoriański dwór, by szukać zapomnienia w dalekiej Ameryce. Po latach powraca w rodzinne strony i odkrywa, że okolicą rządzi strach. Krążą pogłoski o krwiożerczej bestii. Lecz Lawrence'a stokroć bardziej przeraża tajemnicza siła, która wzywa go do lasu przy pełni księżyca...


 Obserwując rozwój współczesnej literatury, a zwłaszcza tej spod znaku paranormal romance, można zauważyć kształtowanie się pewnej tendencji polegającej na uczłowieczaniu istot, które pierwotnie nie cechowała ani moralność, ani jakiekolwiek ludzkie odruchy – proces ten objął zwłaszcza dwie grupy nadprzyrodzonych istot, którymi są wampiry i wilkołaki. Pisarze z bestii, które nie powinny odczuwać nic poza pragnieniem krwi, uczynili romantycznych bohaterów, do których wzdychają nastoletnie dziewczęta. Pomimo, że popularność wampirów i wilkołaków stopniowo przemija, nadal często pojawiają się one w literaturze. Sama z dużą przyjemnością czytam powieści, w których występują wspominane potwory. Najbardziej cenię jednak te książki, w których wizerunek wampirów i wilkołaków nie odbiega zbytnio od dawno ustanowionej normy - jedną z takich powieści jest bez wątpienia „Wilkołak” autorstwa Jonathana Mabbery’ego.

Utwór napisany przez Mabbery’ego to pełnokrwisty - w dosłownym tego słowa znaczeniu – horror. Akcja powieści toczy się w roku 1981, w sennym, małym angielskim miasteczku Blackmoore. Lawrence Talbot, amerykański aktor udzielający gościnnych występów w londyńskim teatrze, pewnego dnia otrzymuje wiadomość od narzeczonej swojego brata. Kobieta informuje Lawrenca, że jego brat Ben zaginął i prosi go o pomoc w poszukiwaniach. Bohater niezwłocznie udaje się w podróż. Niestety młody Talbot przybywa za późno, na miejscu zastaje pogrążoną w żałobie Gwen Conliffe oraz swego oschłego ojca Johna Talbota. Brutalnie okaleczone ciało Bena znaleziono w pobliskim rowie. Część mieszkańców Blackmoore uważa, że za śmierć dziedzica Talbot Hall odpowiadają Cyganie, którzy rozbili obóz w pobliskim lesie. Niektórzy pamiętają jednak podobną tragedię, która rozegrała się w miasteczku dziewięć lat temu, wtedy zabójcą okazała się być diabelska bestia – wilkołak. Lawrence poprzysięga odnaleźć mordercę brata i pomścić jego śmierć. Podczas kolejnej pełni księżyca dochodzi do krwawej rzezi. Sprawą zaczyna interesować się Scotland Yard, podejrzenia padają na głównego bohatera, któremu jako jedynemu udało się uniknąć śmierci.

Powieść Jonathana Maberry’ego stanowi adaptację filmu nakręconego w 2010 roku przez Joe Johnstona, „Wilkołak” z roku 2010 jest natomiast remakiem obrazu z roku 1941, nakręconego przez Georga Waggnera. W wypadku tej książki trudno mówić więc o oryginalności, niemniej jednak to właśnie papierowa wersja historii o Lawrensie Talbocie trafiła w mój gust. Wszystkie wątki i wydarzenia, które pojawiają się w filmie, znajdują swoje odzwierciedlenie w książce, jednak w tym przypadku opis wygrywa z obrazem. Z powieści dowiemy się o wiele więcej niż z filmu – poznamy myśli i uczucia bohaterów, również wszelkie opisy makabrycznych wydarzeń oddziałują niezwykle mocno na wyobraźnię czytelnika. Sceny ociekające hektolitrami krwi uczyniłyby z filmu horror klasy B, obecność tych samych scen w powieści buduje grozę oraz podsyca strach i niepokój czytelnika.

„Wilkołak” jest interesującym utworem, w którym twórcy(zarówno scenarzyści obu wersji filmowych, jak i pisarz) przypomnieli jak wyglądały dawne, przerażające wilkołaki znane z pradawnych podań i legend. Zarówno powieść jak i film, który obejrzałam po lekturze książki, wywarły na mnie pozytywne wrażenie.

środa, 22 sierpnia 2012

"Taniec nad przepaścią" Elena Malinowska

Cykl: Gra z bogami (tom 1)
Wydawca: Fabryka Słów
Liczba stron: 440
Rok wydania: 2008


Prawdziwy mag nie ma przyjaciół. I nie wierzy w miłosierdzie bogów, którzy lubią zadawać zagadki. Zwłaszcza, gdy stawką jest ludzka dusza. 
Na świat, gdzie życie i śmierć splatają się w węzeł przeznaczenia, przychodzi dziecko zakazanej miłości. Piętnasty Potomek – owoc wody i ognia - którego ciało będzie kolebką siły zdolnej zjednoczyć imperium. Nakazem Losu kroczyć ma ścieżką bezimiennych, w sercu niosąc dumę, w oczach kolor przekleństwa.  
Ród Darija domaga się przywódcy, fotel dla Najwyższego wciąż czeka na Potomka.
Tajemnica rodów, spisek, magia, walka na śmierć i życie – a wszystko w rękach  młodej dziewczyny.

Taniec nad przepaścią
to nie fantasy o elfach i dobrych duszkach. To opowieść o  zdradzie, knowaniach i bezwzględnej walce o władzę. O dorastaniu do śmiałych decyzji. I o świecie, gdzie wrogowie patrzą na nas... z rodzinnej fotografii.
 
Klasyczna fantastyka to gatunek literatury, po który nie sięgam zbyt często. Moja znajomość fantasy ogranicza się w zasadzie do dwóch dłuższych cykli, jednego autorstwa Olgi Gromyko oraz drugiego napisanego przez Anne Bishop. Kiedyś próbowałam przeczytać trylogię Tolkiena, z trudem przebrnęłam przez kilka pierwszych rozdziałów„Gildii Magów” Trudi Canavan, jakimś cudem udało mi się w całości przeczytać „Eragona” Christophera Paoliniego – żadna z tych powieści, które są bestsellerami, a nawet należą do klasyki literatury fantasy (Tolkien) nie wzbudziła we mnie głębszych reakcji i nie sprawiła, że zapałałam do fantastyki jakimś szczególnym uczuciem. To co nie udało się wielkim sławom, z najwyższą łatwością przyszło niezbyt znanej autorce. Niedawno, skromne grono autorów fantasy, których powieści mnie zauroczyły powiększyły się o kolejną pisarkę - Elenę Malinowską, autorkę książki „Taniec nad przepaścią”. Po lekturze powieści pani Malinowskiej mogę powiedzieć tylko jedno: Chcę więcej! W najśmielszych marzeniach nie oczekiwałam, że treść skrywająca się za niepozorną okładką wciągnie mnie do tego stopnia.

Akcja „Tańca nad przepaścią” rozgrywa się w świecie, w którym władzę pełni imperator oraz cztery rody magów zwane Radą. Każdy z klanów znajduje się pod opieką jednego żywiołu: ziemi, ognia, wody lub powietrza. Piąty żywioł, którym jest Los rządzący przeznaczeniem ludzi, jest bogiem-opiekunem klanu władcy. W świecie Roknaru nie brak intryg oraz walk o władzę i wpływy. Z dala od stolicy, na samych obrzeżach imperium, na świat przychodzi dziewczynka, której narodzinom towarzyszy tajemniczy i groźny taniec gwiazd. Ewelina, chociaż wcale nie zdaje sobie z tego sprawy, jest najważniejszym z pionków w grze podjętej przez rządnych zaszczytów i władzy magów.

Dorastając w nieprzychylnym środowisku wieśniaków, którzy oskarżają dziecko o sprowadzenie śmierci na swoją matkę,  Ewelina znajduje szczęście dopiero, kiedy trafia pod opiekę starej zielarki. Dziewczynka pod bacznym okiem uzdrowicielki zaczyna uczyć się magii, wkrótce swoją wiedzą i umiejętnościami znacząco przewyższy nauczycielkę. Sielanka nie trwa jednak wiecznie.

Pewnego dnia na spokojną osadę napada szajka piratów handlujących ludźmi. Ewelina, kierowana pierwotną siłą magii, ratuje mieszkańców Lazuru przed niebezpieczeństwem, posługując się potężnym czarem, którego siła tnie niczym obosieczny miecz. W ostatniej chwili na pomoc pogrążonej w śmiertelnych objęciach Młodej Bogini dziewczynce, przybywa jej wuj - Ronnie, potomek odsuniętego od władzy klanu wody Darija.

Dzięki Ewelinie, która dysponuje niebywałą mocą, Ronnie ma nadzieję przywrócić swojej rodzinie dawne zaszczyty. Najpierw jednak musi zapewnić jej bezpieczeństwo – dziecko jest bowiem piętnastą potomkinią Dariana, który przed wiekami ośmielił się wystąpić przeciw imperatorowi wzniecając bunt. Wedle przekleństwa rzuconego w chwili śmierci przez przodka rodu Darija, dziewczynka będzie dzierżyła w dłoniach siłę zdolną zgładzić władcę.

„Taniec nad przepaścią” to powieść fantasy, w której głównym wątkiem jest walka o władzę. W utworze nie brak intryg i knowań, tajemniczych planów, które mają doprowadzić bohaterów do sukcesu. W świecie wykreowanym przez Malinowską nie ma miejsca na przyjaźń i zaufanie, każdy może okazać się wrogiem czyhającym na dogodny moment, by zaatakować. Główna bohaterka, jak dość często  bywa, okazuje się być nieprzeciętnym dzieckiem zapowiedzianym przez pradawną przepowiednię. Czytelnik śledząc losy Eweliny, będzie obserwował jak osierocone dziecko staje się częścią klanu i podejmuje niezwykle wyczerpującą naukę w Akademii Magii. Dla rodu nie liczy się szczęście jednostki, a status rodziny, życie jakie czeka odnalezioną po latach sierotę niekoniecznie będzie lepsze niż to jakie prowadziła na wyspie. Dziewczynką, a następnie młodą kobietą będą targać uczucia i wątpliwości charakterystyczne dla osób w jej wieku. Ewelina popełnia błędy, ale jednocześnie będzie wyciągała z nich wnioski. Pisarka stworzyła postać, którą niezwykle polubiłam i z największą ochotą chciałabym śledzić jej dalsze losy.

Powieść Eleny Malinowskiej kończy się w takim momencie, że czytelnik ma pełne prawo przewidywać, że utwór jest jedynie częścią dłuższego cyklu. I rzeczywiście, „Taniec nad przepaścią to powieść wchodzącą w skład serii „Gra z bogami” – w Rosji ukazały się dwa kolejne tomu. W chwili, w której dokopałam się do tej informacji poczułam niezwykłą frustrację płynącą z faktu, że na chwilę obecną nie mam żadnej możliwości poznania dalszych losów bohaterki. Niezwykle ubolewam  nad faktem, że do tej pory nie zdecydowano się na wydanie pozostałych części „Gry z bogami”. Książka jest świetna, jednak pomimo tego, nie mogę polecić jej z czystym sercem – powieść rozbudza apetyt na więcej, a w tej chwili polski czytelnik nie ma szansy na zaspokojenie uporczywego głodu, jaki wywołuje zakończenie pierwszego tomu cyklu „Gra z bogami”.

niedziela, 19 sierpnia 2012

"Ostatnie drzwi przed niebem" Dean Koontz

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 728
Rok wydania: 2005

Dwudziestoletnia Micky nie bardzo wie, co zrobić ze swoim życiem do momentu, kiedy poznaje Leilani Klonk - ułomną dziewczynkę, o niebanalnym poczuciu humoru i niezwykłej życiowej energii. Jednak Leilani grozi poważne niebezpieczeństwo, z czego zarówno ona, jak i Micky zdają sobie sprawę. Micky będzie ze wszystkich sił walczyć o ocalenie małej Leilani.
W tym samym czasie w innej części Stanów Zjednoczonych osierocony chłopiec i pies, którego przygarnął, uciekają przed tajemniczymi prześladowaniami. Jeśli chłopiec zginie, odmienią się losy świata.
Pewnego dnia ścieżki bohaterów się przetną i wtedy staną oko w oko ze śmiercią.
Czy komuś z nich uda się przeżyć? 

Z prozą Dana Koontza nie miałam do tej pory większej styczności. Kilka lat temu przeczytałam jedną z powieści tego amerykańskiego autora thrillerów („ Zimny ogień”), która nie specjalnie trafiła w moje gusta – niewątpliwie przyczynił się do tego główny wątek książki, który koncentrował się na tajemniczej działalności kosmitów. Niedawno po raz drugi sięgnęłam po powieść Koontza i, na swoje nieszczęście, po raz kolejny trafiłam na utwór, w którym pogoń za kosmitami oraz spotkanie z nimi odgrywa jeden z kluczowych elementów fabuły.

„Ostatnie drzwi przed niebem” to powieść, w której występują dwa główne i wyraźnie zaznaczone wątki, które zaczynają się ze sobą splatać dopiero w finale – pierwszy to opowieść o niepełnosprawnej, niezwykle bystrej dziewczynce, która z dysfunkcjonalnymi rodzicami przemierza Amerykę w poszukiwaniu Obcych. Matka Leilani to narkomanka, natomiast jej ogarnięty obsesją spotkania z kosmitami ojczym to potwór, który doskonale umie maskować swoją prawdziwą twarz. Z piekła, w którym mieszka dziecko, uratować będzie próbowała dziewięciolatkę jej nowa sąsiadka– Micky. Równolegle z historią Leilani, rozgrywa się opowieść o tajemniczym chłopcu uciekającym przed mordercami, którzy zabili jego rodzinę, a teraz polują na niego. W jednym z pierwszych rozdziałów poznamy również marginalną historię prywatnego detektywa – Noah Farrela, który odegra istotną rolę dopiero w finale. W pierwszych rozdziałach autor zapoznaje czytelnika z czwórką głównych postaci, są to: Leilani, Micky, Noah oraz chłopiec, który przyjmuje tożsamość Curtisa Hammonda

Rozdziały powieści przeplatają się ze sobą – jeden rozdział opowiada o Leilani tudzież o Micky próbującej pomóc dziewczynce, kolejny skupia się na uciekającym przed mordercami chłopcu. Sporadycznie w schemacie występujących na przemian rozdziałów, pojawiają się fragmenty opowiadającej o Noah Farrelu. Budowa książki z jednej strony sprawia, że czytelnikowi stale towarzyszy napięcie, z drugiej przerywanie historii jednego bohatera, by śledzić poczynania kolejnego budziło we mnie uczucie irytacji. Autor zadbał, by rozdziały kończyły się w ciekawych momentach, w chwili, w której wciągnęłam się w akcję zostawała ona przerywana – uczucie, które towarzyszyło mi w tych chwilach mogę porównać do tego, które odczuwa widz w momencie, w którym w kulminacyjnym momencie filmu pojawia się reklama. Czytając niejednokrotnie odczułam pokusę opuszczenia pewnych rozdziałów i czytania jedynie części odnoszących się do historii Leilani.

Historia niepełnosprawnej dziewczynki zaabsorbowała mnie o wiele mocniej, niż opowieść o Curtisie. Autor bardzo długo nie daje czytelnikowi odpowiedzi na to kim jest chłopiec, kto i dlaczego go ściga – te niejasności, zapewne wbrew założeniu autora, nie podtrzymywały mojego zainteresowania,  wręcz przeciwnie wprowadzały mnie w stan zagubienia. W momencie, w którym odkryta została prawdziwa tożsamość chłopca poczułam jedynie zawód. Również rozwiązanie wątku Curtisa wydało mi się niepełne i w pewien sposób przyspieszone. Samo zakończenie książki mocno mnie rozczarowało.

„Ostatnie drzwi przed niebem” to powieść niejednorodna gatunkowo, to thriller, w którym ważny jest element sensacji, w utworze bez trudu można zlokalizować również obecność motywów charakterystycznych dla literatury science-fiction. Ważnym elementem fabuły stają się rozważania natury bioetycznej poruszające istotną problematykę współczesną – autor skupił się na przedstawieniu poglądów bioetyków utylitarnych, których reprezentantem jest jeden z powieściowych bohaterów. Jako thriller i powieść prezentująca pewne rozważania natury etycznej „Ostatnie drzwi przed niebem” podobały mi się bardzo. Obecność wątku science-fiction wzbudziła natomiast moją głęboką niechęć – nie dlatego, że nie lubię tego gatunku, a raczej z powodu, w jaki sposób wątek był realizowany w książce. Lektura powieści „Ostatnie drzwi przed niebem” nie była stratą czasu, ale nie była również pozbawiona pewnych rozczarowań płynących z obecności niezbyt lubianych przez mnie motywów.

niedziela, 5 sierpnia 2012

"Historie miłosne" Eric-Emmanuel Schmitt

Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 320
Rok wydania: 2012


Ona pamięta wszystko. Jego smak, zapach, miękki dotyk jego dłoni. Takiej miłości i namiętności nie przeżyła ani nigdy wcześniej, ani nigdy później. I nie było ważne, że był księciem. Prawdziwym. Wystarczyło, że pozostawał władcą jej serca. Ich więź nigdy nie została przerwana, mimo że nie dane było im być razem.
Czy ta historia to wymysł samotnej kobiety czy najcenniejsze ze wspomnień?
Eric Emmanuel Schmitt z wrażliwością i wyczuciem przedstawia różne oblicza miłości: miłość młodzieńczą, niespełnioną, zakazaną. Miłość, która prowadzi do zbrodni i na którą czeka się całe życie. Nikt piękniej od niego nie przedstawia tak wielu odcieni tego uczucia.


Miłość to jedno z najpiękniejszych uczuć na świecie. Kochać i czuć, że jest się kochanym to marzenie każdego człowieka. Miłość ma jednak wiele odcieni i nie zawsze wygląda tak, jak ukazują to książkowe romanse, czy telewizyjne seriale. Prawdziwa miłość potrafi być niezwykle skomplikowana, a dla prawdziwego uczucia ludzie gotowi są do najprzeróżniejszych poświęceń.

„Historie miłosne” Erica-Emmanuela Schmitta to zbiór siedmiu opowiadań, w których czytelnik śledząc losy bohaterów przygląda się skomplikowanym relacjom jakie zachodzą pomiędzy darzącymi się uczuciem ludźmi. Krótkie nowelki wchodzące w skład antologii nie są jednak ckliwymi romansami zakończonymi happy endem, utwory zawarte w „Historiach miłosnych” bardziej przypominają melodramaty.

W krótkich i niezwykle treściwych opowiadaniach, napisanych przez Schmitta, można odnaleźć ślady smutku, rozczarowania i goryczy.  W „Historiach miłosnych” mamy więc opowieść o staruszce, która wspomina swój związek z księciem – historia jest tak nieprawdopodobna, że pisarz, któremu bohaterka zdradza szczegóły swego młodzieńczego romansu, nie wierzy w jej słowa doszukując się w opowieści kobiety fantazji starej panny, która nie zaznała w swym życiu miłości. W kolejnym opowiadaniu będziemy śledzić proces przekształcania się miłości w nienawiść, co doprowadziło ostatecznie do dokonania zbrodni. Z bohaterem ”Kobiety z bukietem” , będziemy zastanawiać się kim jest tytułowa kobieta, która od kilkudziesięciu lat czeka na kogoś na dworcu w Zurychu. Następnie poznamy pełną życia Odette Jakkażdą, która swoją pogodą ducha pomoże pisarzowi, którego darzy niezwykłą sympatią, odnaleźć radość życia. W zbiorku odnajdziemy opowiadanie o kobiecie perfekcjonistce, która decyduje się na ślub nie tyle z miłości, co z przekonania, że i tak nie znajdzie lepszego kandydata na męża. Razem z bohaterem „Bosej księżniczki” udamy się na poszukiwania jego kochanki, z którą spędził jedną noc, a o której nie mógł zapomnieć przez lata. W ostatniej historii napisanej przez Schmitta, staniemy się natomiast obserwatorami poczynań kobiety, która odkrywa, że jej mąż ma drugą rodzinę.  

Jak widać tematyka opowiadań jest niezwykle różnorodna. Francuski pisarz ukazał miłość w najprzeróżniejszych odcieniach. W opowiadaniach znalazło się miejsce zarówno dla bohaterów, którzy dla miłości swego życia gotowi są na ustępstwa, a także dla takich, którzy nie wahają się przed popełnieniem morderstwa. Pokazane zostają uczucia, których nie pokonuje ani upływający czas, ani dzieląca kochanków odległość geograficzna. W zbiorku znalazło się również miejsce do ukazania związku, w którym brakuje obustronnej miłości, a jednak z czasem bohaterka „Pięknego deszczowego dnia” budzi w sobie głębokie przywiązanie do męża.

Chociaż nie przepadam za krótką formą prozy, jaką są opowiadania, to te ze zbiorku „Historie miłosne” bardzo mi się spodobały. Mimo swej krótkiej formy, nowelki skłaniają do refleksji i na długo zapadają w pamięć. Schmitt doskonale pokazał jak skomplikowana i wielowymiarowa potrafi być miłość.