Wydawnictwo Albatros
Liczba stron: 272
Rok wydania: 2018
Jedna chwila nieuwagi w supermarkecie i trzyletnia Kate zostaje porwana,
niemal na oczach swojego ojca, Stephena Lewisa, poczytnego autora
książek dla dzieci. Zdarzenie to wywiera druzgocący wpływ na jego życie.
Małżeństwo z Julie rozpada się. Jaka przyszłość czeka karierę pisarską
Stephena? Czy dziewczynka zostanie kiedykolwiek odnaleziona? Tragiczne
wydarzenia stają się dla bohatera pretekstem do podróży w głąb siebie,
do świata pragnień i wspomnień.
Moje pierwsze spotkanie z prozą Iana McEwana nie należało do
łatwych i przyjemnych, towarzyszyło mi podczas niego wiele sprzecznych emocji.
„Dziecko w czasie” okazało się trudną w odbiorze powieścią, która ma niewiele
wspólnego z beletrystyką popularną. To wymagający i ambitny utwór, który nie
opiera się na hollywoodzkiej fabule i znanych współcześnie chwytach literackich
mających głównie wzbudzić w czytelnikach współczucie. Sięgając po tę powieść
koniecznie należy pamiętać, że została ona po raz pierwszy opublikowana w roku
1987, i czytając ten utwór rzeczywiście
do się to odczuć. Rzeczywistość pisarza i wykreowanych przez niego bohaterów,
nie jest tą samą rzeczywistością, którą obserwujemy na co dzień. Liczcie się z
tym, że sięgając po „Dziecko w czasie” zderzycie się z innym typem emocjonalności,
innym postrzeganiem rzeczywistości i innym punktem ciężkości fabularnej niż we
współcześnie powstającej prozie.
„Dziecko w czasie” to historia Stephena Lewisa – poczytnego
autora literatury dziecięcej, który stracił trzyletnią córkę Kate. Dziewczynka
została porwana niemal na jego oczach z
supermarketu, w którym robił zakupy. Zniknięcie ukochanego dziecka niszczy
małżeństwo bohatera, kładzie się cieniem na jego życiu i pracy. Po dwóch latach
od tragedii Stephen nadal pogrążony jest w marazmie. Mężczyzna funkcjonuje na
autopilocie. Punktem zaczepienia w obojętnej Stephenowi rzeczywistości staje
się praca w komisji do Spraw Opieki nad Dziećmi, do której dostał się dzięki
protekcji starego przyjaciela Charlesa Darke’a, jednak jest to dla niego tylko wyzbyty
znaczenia wypełniacz czasu – ja natomiast wątek pracy w komisji bohatera
odebrałam niestety jako nudnawy wypełniacz fabularny.
McEwan poruszył chwytliwą tematykę, która powinna wzbudzać
gorące czytelnicze emocje, jednak pisarz snuje swą opowieść w bardzo powściągliwy
sposób, a historia rozpaczy ojca często rozmywa się wśród nudnych politycznych
wstawek lub nieco bardziej ciekawych z
mojego punktu widzenia filozoficzno-fizycznych dygresji dotyczących natury
czasu. Dla mnie główny bohater to modelowym przykład stereotypowego, wstrzemięźliwego
Anglika, który nawet w obliczy dramatycznych wydarzeń nie odkrywa przed światem
swych emocji. McEwan opisuje uczucia bohatera, ale w większości przypadków ich
nie pokazuje, przez co trudno było mi polubić tę postać. To narrator opowiada
nam, co czuje Stephen – opis dominuje nad dialogiem, co niekoniecznie m
odpowiadało.
Próba jednoznacznej oceny „Dziecka w czasie” jest
problematyczna i wzbudza we mnie wewnętrzny konflikt. Muszę przyznać, że
lektura była momentami ciężka i okrutnie nużąca, niektóre fragmenty strasznie
mnie nudziły. Nie mogę jednak słabo ocenić tej powieści, ponieważ zdaję sobie
sprawę, że jest to wartościowy i wybitny utwór literacki, który skłania do
wielu interesujących refleksji – zwłaszcza nad naturą dzieciństwa i wspominaną wcześniej naturą czasu.
Jeżeli nie wiecie, czy jest to tytuł dla Was, zastawcie się
czego oczekujecie od tej historii. Czy poszukujecie rozrywkowej powieści spod
znaku literatury popularnej? W takim
wypadku omijajcie „Dziecko w czasie” szerokim łukiem. Czy szukacie wybitnej powieści,
która pobudzi Was intelektualnie? Wtedy śmiało sięgajcie po ten tytuł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz