Wydawnictwo Jaguar
Liczba stron: 304
Rok wydania: 2018
Piotr Strzelecki, psycholog, coach i doradca post mortem wraz z
Sabiną Piechotą, specjalistką ds. BHP prowadzi firmę PS Consulting,
której docelowymi klientami są osoby nienormatywne: wampiry, wiły,
wilkołaki, obłoczniki. Piotr i Sabina też są nie do końca ludźmi... i
radzą sobie z tym każde na swój sposób. Ona nadmiernym spożyciem wyrobów
cukierniczych, on medytacją i wdychaniem lawendy.
Przypadkiem oboje zostają wplątani w intrygę kryminalną: ktoś nastaje
na życie (lub też egzystencję duchową) brzeskich nienormatywnych. Mimo
oporów ze strony Sabiny, z inicjatywy Piotra podejmują śledztwo - a
raczej próbują je podjąć. Świadomi własnego braku kompetencji w pracy
detektywistycznej, szukają pomocy u opolskiego policjanta, który raz w
miesiącu zwykł wyć do księżyca. Tymczasem tajemniczy morderca sięga po
osikowy kołek... i sprawy przybierają bardzo niekorzystny obrót dla pary
detektywów-amatorów.
Milena Wójtowicz to jedna z moich ulubionych pisarek
tworzących urban fantasy. Bardzo się ucieszyłam, kiedy dotarła do mnie
informacja, że po kilkuletniej przerwie wróciła ona do pisarstwa, co więcej
wydała nową powieść noszącą tytuł „Post Scriptum”, a w sprzedaży ukazało się również
wznowienie pierwszego tomu jej serii fantasy „Wrota”, której przed laty nie udało
mi się zdobyć. Nie musiałam nawet zapoznawać się z opisem najnowszej publikacji
Wojtowicz, rzuciłam się na „Post Scriptum” niczym wygłodniały pelikan na rybę z
wiarą, że autorka stworzyła tytuł na miarę „Podatku” lub „Załatwiaczki”. Czy Wojtowicz
sprostała moim wymaganiom? Odpowiedź jest prosta – TAK.
„Post Scriptum” to piekielnie zabawne, genialne urban
fantasy, w którym Wójtowicz połączyła współczesną rzeczywistość, popkulturę i
wątki słowiańskie. Autorka miała świetny pomysł na fabułę, wykreowała naprawdę fajnych i niebanalnych
głównych bohaterów, a akcję podlała sporą dawką przedniego, często ironicznego
humoru. Powieść przeczytałam błyskawicznie, śmiejąc się do rozpuku od pierwszych
stron.
Poznajcie Sabinę Piechotę i Piotra Strzeleckiego –
uzależnioną od słodyczy behapówkę i przypominającego młodego Małaszyńskiego, znękanego
psychologa z obłędem w oczach – prowadzących przedsiębiorstwo
doradczo-konsultingowo-szkoleniowo-behapowsko-coachingowe świadczące usługi istotom
nienormatywnym. Wtajemniczeni są usługami duetu zachwyceni, niewtajemniczeni
patrzą na nich z wielką dozą podejrzliwości – zwłaszcza, kiedy jedno z nich notorycznie
niszczy tablice w salach szkoleniowych, a drugie nocami przesiaduje na cmentarzu
na krzesełku turystycznym. Kiedy ktoś dokonuje aktu wandalizmu na nagrobku
klienta Piotra, a w firmie, w której Sabina jest inspektorką BHP dochodzi do podejrzanego
wypadku, w którym udział bierze nienormatywny, bohaterom nagle zapala się
czerwone światełko. Czyżby ktoś naoglądał się za dużo „Supernatural” i
postanowił zostać domorosłym łowcą istot magicznych?
Sabina i Piotr postanawiają bliżej zbadać całą sprawę, a że
profesjonalnymi detektywami nie są, decydują się skorzystać z pomocy
kompetentnego stróża prawa o wielce wymownym nazwisku Wilczek oraz mniej
kompetentnej pomocy swych przyjaciół. Oj, będzie się działo!
Jeśli lubicie lekkie i zabawne urban fantasy z wątkami
kryminalnymi, gorąco namawiam Was do sięgnięcia po „Post Scriptum”. Milena Wójtowicz
jest wspaniałą pisarką, która śmiało może konkurować z takimi popularnymi autorkami
jak Patricka Briggs czy Charlaine Harris. Naprawdę warto sięgnąć po jej
twórczość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz