Liczba Stron: 312
Rok wydania: 2008
Crystal Wyatt, dorastająca na kalifornijskim ranczu ojca,
marzy o karierze filmowej. Jest dziewczyną tak piękną, że młody prawnik,
Spencer Hill, po pierwszym spotkaniu z Crystal ma pewność, iż nigdy jej nie
zapomni. Życie rozdziela tych dwoje na kilka lat, ale ambitny adwokat decyduje
się, wbrew uczuciom, na małżeństwo z kobietą, która pomoże mu osiągnąć wysoką
pozycję zawodową. Wkrótce po ślubie Spencer zostaje powołany do wojska i
wyjeżdża do Korei. Po powrocie postanawia, nie bacząc już na nic, przedłożyć
miłość nad karierę. Okazuje się jednak, że Crystal, która tymczasem osiągnęła
cel i została gwiazdą, jest związana z nader zaborczym mężczyzną...
Danielle Steel ma okropny styl,
który mi się nie podoba. Amerykańska pisarka ma tendencję do tworzenie
cukierkowato-patetycznych, wyidealizowanych historii, które przytłaczają swą
kiczowatością i naiwnością. Nie znoszę
wyidealizowanych, przypominających chodzące po Ziemi anioły, bohaterów. Nie
cierpię tego całego patosu i zadręczania ciągłymi powtórzeniami. Nie lubię
Steel – a raczej jej stylu – a jednak sięgnęłam po kolejną powieść tej autorki.
Tak się złożyło, że w domowej biblioteczce stoi pięć powieści Danielle i jakoś
żal mi nie przeczytać książki, którą już mam na półce – rasowy ze mnie
książkoholik. A może mam tendencję do zadawania sobie czytelniczych tortur?
Mniejsza z tym. Poczekałam na odpowiedni nastrój i pogodę (latem jestem
nastawiona wyjątkowo pozytywnie do romansów) i zaczęłam lekturę „Gwiazdy”.
Początek zafundował mi terapię
szokową, autorka dokonała jej przy pomocy ptaszków (bez skojarzeń proszę!).
Główna bohaterka ma wejście niczym bohaterki bajek Disneya. Niespełna piętnastoletnią
Crystal Wyatt o platynowych włosach i nieziemskiej urodzie poznajemy, gdy biega
po rosie w koszuli nocnej i śpiewa razem ze wspomnianymi ptaszkami. Autorka nie
zapomniała kilkakrotnie podkreślić, że dziewczyna jest wybitnie piękna i
promieniuje z niej pewien rodzaj światła, wyróżniający ją z grona wiejskiej
społeczności – co to za światło to już nie wiadomo. Crystal ma kochającego
ojca, a cały świat - łącznie z jej matką i siostrą – jest zazdrosny o jej
nieziemską urodę i ów tajemniczy, wewnętrzny blask.
Przyznaję, że po takim wstępie na
poważnie zaczynałam myśleć o tym, by książę potraktować jako parodię celem oszczędzenia
sobie irytacji.
Główną postacią męską jest
dwanaście lat starszy od Crystal Spencer
Hill. Para poznaje się na ślubie starszej siostry panny Watt. Mężczyzna niemal
pada na kolana, kiedy po raz pierwszy dostrzega bohaterkę. Crystal jest
młodziutka, Spencer niedawno powrócił z wojny i rozpoczął studia prawnicze.
Bohater realistycznie spoglądający na świat nie dostrzega w młodziutkiej,
wiejskiej dziewczynie materiału na swą przyszłą małżonkę, niemniej jednak
wyjeżdżając z Doliny Alexander zachowuje w sercu obraz swej bogdanki.
Bohaterowie przez długi czas żyją
oddzielnie. Spencer się zaręcza. Crystall spotyka nieszczęście, po którym
dziewczyna odchodzi z rodzinnego domu i zaczyna robić karierę piosenkarki. Zakochani
spotykają się po latach i uczucie odżywa. Niestety Spencer, który jest
niesamowitą pierdołą, nie umie podjąć męskiej decyzji i miota się pomiędzy
narzeczoną i ukochaną. Mężczyzna daje się ostatecznie omotać kobiecie, do
której czuje jedynie nić sympatii. Elizabeth to wyrachowana, wredna żmija z
ambicjami, której Spencer całkowicie ulega – ten facet to galaretowata ameba!
A teraz niespodzianka. Mimo całej
mej niechęci do stylu Steel, mimo pierdołowatego głównego bohatera i obrzydliwie
słodkiej głównej bohaterki, „Gwiazda” wykrzesała we mnie pewną dawkę
pozytywnych emocji. Historia miłosna w pewnym momencie zrobiła się ciekawa, a
losy Spencera i Crystal zaczęły mnie autentycznie interesować. Akcja powieści
rozgrywa się w latach 1950-1963 i myślę, że autorce udało się oddać mentalność
mieszkańców Ameryki tamtego czasu. W powieści pojawił się interesujący wątek
mieszanego małżeństwa – jeden z sąsiadów Crystal ożenił się z Japonką, co po ataku
Japończyków na zatokę Pearl Harbor nie było mile widziane.
Gdyby nie lukrowany styl pisarki,
książka mogłaby ogromnie przypaść mi do gustu. Historia była fajna i życiowa.
Niestety za duża dawka wewnętrznego blasku głównej bohaterki zbyt często przyprawiała
mnie o ból głowy. To byłaby naprawdę świetna historia, gdyby bohaterowie byli
mniej idealni – gdyby Crystal nie roztaczała ciągle tego piekielnego blasku, i
gdyby Spencer pokazał od czasu do czasu, że jest facetem, a nie dającym sobą
manipulować mięczakiem. Lektura „Gwiazdy” dostarczyła mi pewnej przyjemności,
niestety wywołała również irytację – oba te uczucia rozłożyły się po połowie.
Pomysł mi się podobał, wykonanie nie.
Dawno nie czytałam już nic tej autorki, więc przydałoby się to nadrobić.
OdpowiedzUsuńMam na półce jeszcze tylko jedną nieprzeczytaną powieść Steel i pewnie na niej skończę moją przygodę z tą pisarką. Autorka ma ciekawe pomysły, ale z trudem trawię jej cukierkowaty styl.
UsuńA ja lubię od czasu do czasu cukierkowy styl autorki. Przy jej książkach się relaksuję.
OdpowiedzUsuń