Seria: Dziewczyny nie płaczą (tom 7)
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 416
Rok wydania: 2013
Żądna przygód babcia Mazurowa traci świeżo wyrobione prawo jazdy i
zostaje porwana! Stephanie Plum ściga gangstera Eddiego DeChoocha –
sprawa nie jest łatwa, musi prosić o pomoc Komandosa. Ten stawia
warunek: spędzenie razem nocy!
Przez większą część dzieciństwa moje aspiracje zawodowe były
jasno sprecyzowane – chciałam zostać międzygalaktyczną księżniczką. Nie
tyle zależało mi na rządzeniu hordami kosmitów, co bardzo chciałam mieć
pelerynkę, seksowne buty i ekstra broń. Zaszantażowałam, więc mojego udzielającego poręczeń kuzyna, by dał mi robotę łowcy nagród.
„Szczęśliwa siódemka” zawiera elementy doskonale znane
miłośnikom serii o przygodach Stephanie Plum. Na bohaterkę ponownie czeka cała
masa mniej lub bardziej nieprawdopodobnych przypadków. Łowczyni nagród po raz
kolejny będzie zwierzała się swojemu chomikowi, jej autu zagrozi zniszczenie, relacje
z Morellim nadal pozostaną skomplikowane, nie zabraknie też Luli i babci
Mazurowej oraz obowiązkowych wycieczek do domu pogrzebowego Stivy. Nie
spodziewałam się tego, ale wiele wskazuje na to, że dopadło mnie w końcu
znużenie spowodowane ciągłym wałkowaniem tych samych motywów i rozwiązań
fabularnych.
Kolejna powieść o Stephanie Plum nie jest zła, ale zrobiłam
sobie chyba zbyt krótką przerwę pomiędzy lekturą dwóch tomów. Czytałam z zainteresowaniem,
jednak książka nie wywarła na mnie tak dużego wrażenia, jak poprzednie części.
Za dużo było spotkań z Morellim, za dużo psa Boba i ciągłego karmienia chomika,
za wiele włamań, zbyt wiele powtórzeń tych samych czynności. Szkoda, że główna
bohaterka nie ewoluuje, nie nabiera choćby minimalnego doświadczenia w pracy.
Jej pistolet nadal spoczywa w słoju z ciastkami, a bajzel w torbie skutecznie
powstrzymuje ją przed podjęciem skutecznych działań wobec ściganych
przestępców.
Bardzo lubię serię o Stephanie, ale ten tom wyjątkowo mi nie
podszedł. Tęsknię za zadziorną Śliweczką, która darła koty z Joem. Brakuje mi
pełnych pasji utarczek, błyskotliwych, zabawnych dialogów i drobnych
złośliwości tej pary. W moich oczach tylko obecność Komandosa uratowała ten tom,
gdyby nie on, akcję odebrałabym jako niezwykle jednostajną i monotonną. To jego
postać nadała fabule bardziej sensacyjnego i pikantnego rysu.
„Szczęśliwa siódemka” to zabawna powieść, ale mnie czegoś
brakowało w tej części i nie wiem, czy to wynik spadku formy Janet
Evanovich, czy to kwestia mojego zmęczenia schematycznością i ciągłą powtarzalnością wątków.
Mam na półce pierwszy tom, ale nie miałam okazji jeszcze się za niego zabrać.
OdpowiedzUsuńLekturę pierwszego tomu wspominam bardzo pozytywnie :)
UsuńMmm, kocham tę serię tak bardzo, że mam zamiar zebrać wszystkie części - chociaż też widzę zarówno wady, jak i zalety :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię serię, ale zastanawiam się czy warto zbierać całość. Z opinii na Goodreads wyczytałam, że około 10 tomu zaczyna robić się nudno, kolejne tomy są coraz cieńsze, a akcja wcale nie staje się mniej schematyczna, bohaterka nie ewoluuje. 22 tomy to jednak dużo.
UsuńNa razie jestem posiadaczką 13 tomów, zobaczę jak odbiorę kolejne części i dopiero wtedy zdecyduję czy inwestować w całość, czy dać sobie spokój z serią.
Mam w planach pierwszy tom, ale nie wiem, kiedy uda mi się do niego zajrzeć.
OdpowiedzUsuń