Wydawnictwo: Galeria Książki
Liczba stron: 728
Rok wydania: 2009
Sonea wiele nauczyła się w Gildii Magów. W ciągu ostatniego
roku Regin dał jej spokój, a pozostali nowicjusze zaczęli traktować ją z
niechętnym szacunkiem. Dziewczyna nie może jednak zapomnieć tego, co widziała w
podziemnej komnacie Wielkiego Mistrza Akkarina, ani też ostrzeżenia, że
odwieczny wróg Kyralii obserwuje czujnie Gildię.W miarę jak Akkarin ujawnia
coraz więcej swojej wiedzy, Sonea przestaje być pewna, komu ufać ani czego bać
się najbardziej. Czy prawda może być aż tak przerażająca, jak przedstawia ją
Wielki Mistrz? A może jest to podstęp, mający skłonić ją do uczestnictwa w jego
mrocznych praktykach?
Cenię sobie dobre historie. Uwielbiam, kiedy pisarz serwuje
mi ciekawą opowieść pobudzającą emocje. Powieści, których strony stają się
wrotami do innych światów oceniam niezwykle pozytywnie. Uwielbiam ten stan,
kiedy całkowicie zanurzam się w fabule, kiedy pisarz tak snuje swoją opowieść,
że mimowolnie staję się jej uczestniczką – zapominam, że czytam. Nie widzę już
liter, ale staję się częścią wydarzeń przedstawianych na kartach powieści. Moja
wyobraźnia przenosi mnie do świata wykreowanego przez autora. Czytając „Wielkiego
Mistrza”, finałowy tom Trylogii Czarnego Maga, czułam jakbym znalazła się w
samym centrum wydarzeń rozgrywających się w świecie wykreowanym przez Trudi
Canavan. Lektura okazała się nadspodziewanie satysfakcjonująca.
Po ostatni tom trylogii sięgnęłam wieczorem, chciałam
przeczytać kilka stron przed snem. Nie planowałam spieszenia się z lekturą.
Chciałam przedłużać przyjemność płynącą z jak najdłuższego obcowania z tekstem,
ale gdzie tam! Akcja powieści wciągnęła mnie do tego stopnia, że wcale nie
spałam. Lekturę „Wielkiego Mistrza” zakończyłam o wczesnych godzinach porannych,
a po przewróceniu ostatniej strony byłam tak rozemocjonowana, że nie było mowy
o śnie.
„Wielki Mistrz” nie jest idealną powieścią, zdaje sobie
sprawę z jej wad – pewnej schematyczności; wprowadzenia nieco banalnego wątku
miłosnego, który rozwija się dość nagle i jest odrobinę naiwny; obecności kilku
zupełnie niepotrzebnych scen, które niczego nie wnoszą do fabuły, ale wiecie
co? Mam to w nosie! Ta książka oddziaływała głównie na moje emocje i nawet
jeśli autorka nie ustrzegła się przed kilkoma potknięciami, to nadal uważam ten
tom ze rewelacyjny (choć obiektywnie muszę przyznać, że bardziej wymagający fani
literatury fantastycznej mogą nie odebrać tej pozycji tak entuzjastycznie jak
ja).
Fabuła powieści była wciągająca i ciekawa. Sporo było w niej
dramatyzmu, a także subtelnego romantyzmu, którego obecność w szczególny sposób
powinna spodobać się czytelniczkom. Największe emocje wywołało we mnie
zakończenie. Było niesamowicie smutno i tragicznie. Finał pozostawił mnie z
poczuciem pustki i żalu. Chciałabym, żeby Canavan nie kończyła wszystkiego w
taki sposób, jednocześnie nie umiem
wyobrazić sobie innego, równie zapadającego w pamięć finału.
Ostatni tom Trylogii Czarnego Maga wywołał u mnie szereg
silnych emocji, z pewnością sięgnę po
Trylogię Zdrajcy, dzięki której - choć na chwilę - będę mogła spotkać się z
bohaterami, których bardzo polubiłam.
Czy polecam Trylogię Czarnego Maga? Chciałbym gorąco
przytaknąć, ale nie do końca mogę. Mnie ta seria zauroczyła do tego stopnie, że
całkowicie nie obchodziły mnie drobne mankamenty fabuły. O tym, że pokochałam
utwory Trudi Canavan, zadecydowały emocje i nie jestem w stanie zagwarantować,
że każdy czytelnik będzie czuł to samo, co ja. Myślę, że dla osób oczytanych w
fantastyce, ten tytuł może okazać się utworem banalnym i schematycznym. O tym,
czy zachcecie zawrzeć bliższą znajomość z powieściami Canavan, musicie
zdecydować sami. Ja, najszerzej jak potrafiłam, opowiedziałam wam o emocjach,
jakie wywarł na mnie ostatni tom serii.
Mam nadzieję, że też pokocham twórczość tej autorki, jak już zapoznam się z jej książkami :)
OdpowiedzUsuń