Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 392
Rok wydania|: 2009
Sookie Stackhouse pracuje jako kelnerka w drink-barze w
małym miasteczku w Luizjanie. Jest spokojna, zamknięta w sobie i nie chodzi na
randki. Nie dlatego, że nie jest ładna. Przeciwnie, jest niezwykle atrakcyjną
blondynką. Niestety, ma pewien dar, który nazywa swoim przekleństwem - potrafi
czytać w ludzkich umysłach. Mężczyźni niechętnie umawiają się z takimi
dziewczynami. Pewnego dnia jednak w barze zjawia się Bill. Jest wysoki,
ciemnowłosy, przystojny... a Sookie nie potrafi "usłyszeć" ani jednej
jego myśli! Już choćby dlatego jest to dokładnie taki facet, jakiego szukała
przez całe życie. Tylko że Bill również nie jest osobnikiem przeciętnym. Jest
wampirem, a te nie mają dobrej reputacji... Gdy giną dwie młode kobiety, a na
ich udach koroner znajduje ślady kłów, podejrzenie pada na wampiry, czyli także
(a może przede wszystkim) na Billa...
Uwaga! W niniejszej opinii odnajdziecie mnóstwo
sprzeczności, ale będzie to opinia bardzo szczera.
„Martwy aż do zmroku” to powieść o prostej fabule, pisana
prostym językiem, jej główną bohaterką jest prosta (na pierwszy rzut oka), dwudziestopięcioletnia
kelnerka, która czasami drażni czytelnika swoją słodyczą i naiwnością – jednak,
mimo trywialności, powieść Charlaine Harris podobała mi się. Gdybym była
krytykiem literackim zjechałabym ten tytuł od góry do dołu. Na szczęście jestem
zwykłą czytelniczką, która nie musi non stop obcować z dziełami wybitnymi i
potrafi czerpać przyjemność z poznawania lekkich czytadeł, które choć nie są
lekturami ambitnymi, to dostarczają jej rozrywki.
Powieści wchodzące w skład serii o Sookie Stackhouse
wypłynęły na fali popularności serialu „Czysta Krew” stanowiącego ich
ekranizację. Zanim nakręcono serial, książki nie cieszyły się zbyt wielką
popularnością w Polsce. Pierwszy tom serii po raz pierwszy został wydany w 2004
roku przez wydawnictwo Zysk i S-ka. Podejrzewam, iż tytuł nie spotkał się wtedy
ze zbyt entuzjastycznym przyjęciem, gdyż wydawca nie zdecydował się na
opublikowanie kolejnych części cyklu. Przełom nastąpił w 2009 roku, kiedy to
serial oparty na serii o przygodach Sookie Stackhouse zaczął być emitowany w polskiej
telewizji. Ekranizacja została przyjęta entuzjastycznie. W tym samym roku
ponownie wydano pierwszy tom cyklu, tym razem publikacji podjęło się
wydawnictwo MAG. Serial zyskał sobie ogromne rzesze fanów, co bez wątpienia
wpłynęło na popularność książkowego pierwowzoru „Czystej krwi”. Sama jestem
ogromną fanką ekranizacji i nie ukrywam, że to ze względu na nią sięgnęłam po
powieści amerykańskiej pisarki.
Rolę narratora w „Martwym aż do zmroku” pełni główna
bohaterka, kobieta – stwierdzę to bez ogródek – przywodząca na myśl
(szczególnie na pierwszych stronach powieści), słodką idiotkę. Wraz z postępem akcji okazuje
się, że Sookie wcale nie jest bezmyślną blondynką. Z każdą przeczytaną stroną
postać głównej bohaterki stawała się dla mnie coraz bardziej interesująca. Mimo
naiwności, kompulsywności i prostoduszności, Sookie ma w sobie pewną dozę
inteligencji - może bohaterka nie ujawniała
jej często, ale nie jest ona bezmyślną blondynką na jaką przez znaczną część
powieści kreuje ją Harris. Jeśli czytelnik spróbuje wczuć się w sytuację
kobiety, która swe siły kieruje w stronę blokowania dopływu myśli innych osób,
to już tylko jeden krok dzieli go od polubienia tej postaci. Kiedy wczułam się
w sytuację głównej bohaterki, jej postać przestała wydawać mi się już taka
trywialna i głupia, choć momentami jej wypowiedzi nadal mnie drażniły
(szczególnie precyzyjne opisywanie ubrania, w które akurat się przebierała).
Opowieść jest prosta w odbiorze. Akcja wypełniona została
pokaźną ilością scen erotycznych. Pisarka uraczyła czytelnika sporą ilością
ckliwych dialogów przywodzących na myśl trywialne romansidła - pomimo tych banałów
obecnych w powieści, nie mogę powiedzieć, że książka mi się nie podobała.
Doskonale zdaję sobie sprawę z każdego słabego punktu
„Martwego aż do zmroku”, a mimo to z lektury czerpałam przyjemność. To prawda,
że początkowa drażniła mnie narracja i język, że główna bohaterka budziła moją
irytację, jednak już po kilkunastu stronach wciągnęłam się w historię i
czerpałam ogromną przyjemność z jej poznawania - chociaż znałam jej
zakończenie, bo oglądałam już serial, a kilka lat wcześniej, czytałam tę
powieść w oryginale.
„Martwy aż do zmroku” jest powieścią nieco banalną, można
określić ją nawet mianem prymitywnej
(tutaj głównie: prymitywni, prości bohaterowie oraz prymitywny język i sposób
wypowiedzi). Książka Charlaine Harris nie jest wolna od wad i ma ich całkiem
sporo - mimo wszystko, ja przy lekturze spędziłam kilka przyjemnych godzin i
wcale nie żałuję, że poświeciłam tej książce mój czas. Na pewno sięgnę po
kolejne części cyklu!
Bardzo lubiłam ten serial, w pierwsze sezony byłam maksymalnie wciągnięta, ale ostatniego sezonu nawet nie obejrzałam do końca - wydawał mi się i tak od dłuższego czasu przekombinowany i już tego nie zniosłam.
OdpowiedzUsuńJa obejrzałam tylko trzy sezony, a potem stwierdziłam, że najpierw przeczytam książki. Akcja serialu i powieści nie pokrywa się w 100%, ale różnice opierają się na szczegółach. Nie chcę popsuć sobie przyjemności płynącej z lektury.
UsuńMój komentarz będzie banalny: nie lubię wampirów :)
OdpowiedzUsuńTej autorki czytałam tylko "Dotyk martwych" i niestety mnie ta książka nie zachwyciła. Też odniosłam wrażenie, że jest to dosyć głupiutka lektura. Po kolejne części raczej nie zamierzam sięgać.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że seria o Sookie ma sporo mankamentów, ale mnie lektura pierwszego tomu cyklu dostarczyła sporo rozrywki. Wciągnęłam się w tę opowieść mimo jej wad :)
UsuńOczywiście w pełni rozumiem Twoje zdanie.
Ja również nie żałuję przeczytania tej serii. Przyjemnie się ją czyta, a oprócz tego jestem wielką fanką serialu.:)
OdpowiedzUsuńW pełni się z Tobą zgadzam :) Ja też bardzo lubię serial, ale obejrzałam tylko trzy sezony - kiedy zdecydowałam się przeczytać ksiażki, przestałam oglądać ekranizację, by nie popsuć sobie przyjemności płynącej z odkrywania zagadki kryminalnej wraz z bohaterami powieści.
Usuń