Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 920
Rok wydania: 2000
Żelazny Tom jednoczył Zachodnie Królestwa aż do śmierci
króla Roberta. Wdowa jednak zdradziła królewskie ideały, bracia wszczęli wojnę,
a Sansa została narzeczoną mordercy ojca, który teraz okrzyknął się królem.
Zresztą, w każdym z królestw, od Smoczej Wyspy po Koniec Burzy, dawni wasale
Żelaznego Tronu ogłaszają się królami. Pewnego dnia z Cytadeli przylatuje biały
kruk, przynosząc zapowiedź końca lata - najdłuższego lata, jakie pamiętali żyjący
ludzie. Najgroźniejszym wrogiem będzie jednak zima...
Pierwszy tom „Pieśni Lodu i Ognia” niesamowicie mnie
wciągnął i sprawił, że nabrałam ogromnej ochoty na natychmiastowe poznanie „Starcia
królów”. Niestety, lektura drugiej część sagi fantasy Martina szła mi opornie.
Akcja ciągnęła się niesamowicie, a rozbudowane, szczegółowe opisy bardzo mnie
nużyły. Książkę czytałam blisko miesiąc, robiąc mnóstwo przerw. Zdarzała się,
że odkładałam ją po przeczytaniu zaledwie kilkunastu stron.
Akcja „Starcia królów” koncentruje się przede wszystkim na wątkach
politycznych i walce o tron. Po śmierci króla Roberta w Westeros rozgorzała
wojna domowa. Wszystkie wartości poszły w odstawkę. Nie liczy się rodzina, nie
liczy się honor i wiara. Każdy, kto ma złoto i lenników rusza do walki, licząc,
że to właśnie on zdobędzie władzę. Pięciu mężczyzn ogłasza się królami i żaden
z nich nie zamierza zrezygnować ze swych roszczeń.
Martin, podobnie jak w poprzednim tomie, rozpisuje narrację,
dzięki czemu czytelnik ma wgląd w wydarzenia, które rozgrywają się w różnych
punktach wykreowanego uniwersum. Towarzyszymy kilku bohaterom, których
poczynania są istotne dla dalszego rozwoju fabuły. Obok dobrze znanych z
poprzedniego tomu postaci, pojawiają się nowe osoby. Największym atutem
powieści Georga R. R. Martina jest sposób kreacji bohaterów.
W „Starciu królów” występuje mnóstwo opisów bitewnych
potyczek. Autor z ogromną pieczołowitością wymienia rody towarzyszące danemu
władcy. Szczegóły budują świat Martina i sprawiają, że jawi się on jako
niezwykle realny. Niestety te same szczegóły sprawiały, że książkę czytałam tak
długo. Martin na kartach powieści wymienia nazwiska, herby i zawołania setek
postaci, kiedy dochodzi do starcia floty pisarz wymienia nazwy kilkudziesięciu
fregat – niestety nie byłam w stanie zapamiętać tak wielkiej liczby informacji.
Czytając opisy walk gubiłam się, nie wiedziałam do jakiej armii należy dany
rycerz, dla kogo walczy dany statek.
Sięgając po drugi tom „Pieśni lodu i ognia” chciałam się
dowiedzieć, jak potoczyły się losy moich ulubionych bohaterów: Jona Snow, Aryi
i Brana Starków. Niestety wątki potomków Neda Starka posuwają się bardzo wolno
i ten fakt również mnie męczył. Cykl „Pieśni Lodu i Ognia” liczy obecnie pięć
tomów. „Nawałnica mieczy”, „Uczta wron” i „Taniec smoków” są powieściami
liczącymi po dwa tomy. Mamy więc osiem obszernych książek opisujących
wydarzenia rozgrywające się w uniwersum Westeros. Wiem, że wątki dzieci nie
mogą posuwać się zbyt szybko, gdyż są one centralnymi postaciami fabuły (przynajmniej
na razie), jednak czytając „Starcie królów” odnosiłam nieprzyjemne wrażenie, że
młodzi bohaterowie stoją w miejscu.
Mimo, że czytanie „Starcia królów” szło mi opornie, to nie
mogę powiedzieć, że książka jest słaba. Drugi tom cyklu „Pieśń Lodu i Ognia” jest
doskonałą powieścią fantasy. Być może nie potrzebnie czytałam na siłę, może
trzeba było odłożyć książkę, przeczekać jakiś czas. Nie raz zaczynałam lekturę
jakiejś powieści, która od pierwszych stron mi nie szła, a która czytana pół
roku później wciągała mnie tak bardzo, że nie mogłam jej odłożyć aż dotarłam do końca. Pewnie gdybym nie musiała
myśleć o tym, że tom trzeba oddać do biblioteki właśnie tak bym postąpiła i
czerpałabym prawdziwą przyjemność płynącą z lektury „Starcia królów”. Książka
jest ciekawa, jednak męczyłam się podczas jej czytania.
Hm, faktycznie można się pogubić w tej fabule, zwłaszcza przy intrygach, ale mnie "Starcie królów" pochłonęło. Być może też masz takie wrażenie przez to, że książkę z długimi przerwami? Na końcu był pomocniczy spis, no ale pewnie niewielu osobom chce się do niego zaglądać.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie zniechęciłaś i sięgniesz po kolejny tom - ja wczoraj go skończyłam i mogę Cię zapewnić, że tym razem Martin nie wrzuca czytelnika w ogrom bitew, o wiele łatwiej się odnaleźć i nie można się w niej zgubić;)
Sięgnę po kolejny tom, jednak nie w najbliższym czasie. Mam ochotę odpocząć od "Pieśni Lodu i Ognia".
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu obiecałam sobie, że przeczytam tę serię, ale z drugiej strony mam straszne opory właśnie ze względu na tą gigantyczną ilość polityki. Te książki są chyba typowo dla facetów ;)
OdpowiedzUsuńTypowo dla facetów? - no nie wiem :) Kobiety też czytają cykl "Pieśń Lodu i Ognia" i chwalą sobie powieści Martina. To prawda, że polityki jest sporo, jednak same knowania i intrygi są dość ciekawe. Bohaterowie są świetnie dopracowani. Tylko opisy bitew niesamowicie mnie nudziły.
UsuńMoże kiedyś się skusisz na lekturę. Ja sięgnęłam po książki Martina z ciekawości, chciałam wiedzieć, czym zachwyca się tak pokaźna grupa czytelników ;)
Ja jestem wielką fanką "Pieśni Lodu i Ognia" i mogę się tylko zachwycać tymi książkami :) Skoro "Stracie królów" opornie Ci szło, zrób sobie przerwę przed kolejną częścią, żebyś się przypadkiem nie zniechęciła :)
OdpowiedzUsuńPlanuję tak zrobić :)
Usuń