Liczba stron: 232
Rok wydania: 2010
Ktoś na mnie patrzył. To dość niezwykłe uczucie, kiedy jest się martwym...
Duch Helen przebywał właśnie w klasie angielskiego szkoły średniej, kiedy to poczuła – po raz pierwszy od 130 lat patrzyły na nią ludzkie oczy. Oczy należące do chłopca, który aż do tej chwili niczym szczególnym się nie wyróżniał. Równocześnie przerażona i zaintrygowana Helen zaczyna czuć, że coś ją do niego przyciąga. Fakt, że on przebywa w ciele, a ona nie, stanowi dla nich pierwsze wyzwanie. Walcząc o znalezienie drogi do bycia razem, odkrywają sekrety swojej własnej przeszłości jak również szczegóły z życia młodych ludzi, których ciała przejęli.
Śmierć jest stałym elementem życia. Każdy, kto żyje, pewnego dnia zakończy swą ziemską wędrówkę i, jak wierzymy, rozpocznie nową formę istnienia. W zależności od tego jak postępowaliśmy czeka nas nagroda, albo kara, niebo lub piekło. Bohaterka debiutanckiej powieści Laury Whitcomb, chociaż nie pamięta żadnych szczegółów swej ziemskiej egzystencji nie ma najmniejszych wątpliwości, że trafiła do okrutnego piekła.
Helen co dzień przeżywa męki bycia pogrzebaną a jej duszę przenika nieopisany i brutalny ból, aż pewnego dnia zdesperowany duch dokonuje swojego pierwszego nawiedzenia. Bohaterka staje się Światłem, istotą, która dzięki temu, że towarzyszy wybranym ludziom otrzymuje możliwość bezbolesnego bytowania. Helen niewidoczna dla swych gospodarzy obserwuje ich życie, staje się dobrym duchem opiekunem. Choć bohaterka nie może nawiązać fizycznego kontaktu ze swymi gospodarzami, to jej obecność może działać kojąco na ich skołatane serca.
Po stu trzydziestu latach wypełnionych tęsknotą za niezależnym od gospodarzy życiem, ale i głęboką wdzięcznością za możliwość istnienia bez dojmującego poczucia bólu, świat Helen zostaje przewrócony do góry nogami. Bohaterka towarzysząc swemu gospodarzowi prowadzącemu zajęcia literatury dostrzega, że jeden z uczniów patrzy prosto na nią. Helen, która zdołała już się przyzwyczaić do tego, że ludzie jej nie widzą, jest przerażona, jednocześnie zaczyna rozkwitać w niej nadzieja. Oto znalazł się ktoś, kto ją dostrzega i, jak niebawem się okazuje, ktoś z kim może porozmawiać i kto daje je możliwość ponownego życia.
Dzięki chłopcu, który jak bohaterka okazuje się być Światłem, Helen dowiaduje się o możliwości przejęcia ludzkiego ciała. Wkrótce kobieta znów będzie czuła, znów stanie się częścią świata fizycznego. Nic jednak nie jest za darmo. Helen musi pamiętać o tym, że pożyczone ciało należało kiedyś do kogoś innego, do dziewczyny, która ma rodzinę i to wcale nie taką do której chciałaby trafić bohaterka. Rodzice Jenny to fanatyczni chrześcijanie, którzy kontrolują każdy aspekt życia swej córki. Zakochana Helen zmuszona będzie kłamać i oszukiwać opiekunów dziewczyny, by móc być z osobą, którą pokochała.
Kiedy zaczęłam czytać „Światła pochylenie” miałam bardzo mieszane uczucia, obawiałam się, ze w moje ręce trafiła nowa wersja „Romea i Julii”, z tą różnicą, że tutaj zakochanymi były dwa duchy, które przejęły ludzkie ciała. Wątek romantyczny nie spodobał mi się. Główni bohaterowie, pomimo swego dojrzałego wieku, zachowywali się jak dzieci, które nie zdają sobie sprawy, ze ich poczynania mogą zostać okupione bardzo ciężkimi konsekwencjami. Żaden z duchów okupujących puste ciała nie pomyślał co czeka właścicieli owych ciał, kiedy postanowią powrócić. W pewnym momencie cała moja sympatia do lekkomyślnej Helen uleciała, pojawiło się natomiast niezwykłe pragnienie poznania dalszych losów Jenny i Billy’ego oraz innych bohaterów, na których wpłynęły nie zawsze rozważne poczynania duchów. Na szczęście 14 maja 2013 roku ma ukazać się kontynuacja powieści („Under the Light”), w której pisarka zajmie się wspominanymi bohaterami – mam nadzieję, że utwór doczeka się swojej premiery również w Polsce.
Wątek miłosny nie spełnił moich oczekiwań i zamiast wzruszać wywoływał moją złość. Jednak lektura „Światła pochylenia” nie była stratą czasu. W tej powieści oczarowały mnie uczucia bohaterki, która powraca do fizycznego świata. To jak Helen reaguje na dotyk, jak odkrywa smak nowych dla niej potraw, jak zachwyca się światem, który przez sto trzydzieści lat był dla niej nieuchwytny, było niezwykle wzruszające. Dla głównej bohaterki to, co dla większości ludzi stanowi niezauważalne elementy codzienności staje się małymi cudami. Drugim elementem powieści Laury Whitcomb, który przykuł moją uwagę są relacje rodzinne ukazane przez pisarkę, okazuje się, ze pochodzenie z dobrej i szanowanej rodziny nie jest gwarantem szczęścia. Bardo pięknie został przedstawiony związek dwojga braci, którzy chociaż żyją skromnie to darzą się niezwykle silnym uczuciem. Mitch, brat Billy’egoto to bohater, którego szczerze polubiłam. Jeszcze jednym ciekawym aspektem tej powieści, jest obraz zaświatów, a w szczególności wygląd piekła, które dla każdego ma inny zestaw wyrafinowanych tortur. Muszę przyznać, że tutaj autorka zaskoczyła mnie swoim pomysłem na to kto i dlaczego trafia do podziemia oraz zmusiła do pewnych refleksji.
„Światła pochylenie” nie jest powieści idealną, jednak muszę przyznać, że momentami odczuwałam prawdziwe wzruszenie. Wątek romansowy mnie zmęczył, jednak ten utwór ma do zaoferowania o wiele więcej. Z niecierpliwością oczekuję kolejnej części, w której odnajdę odpowiedź na dręczące mnie pytania o dalsze losy żywych bohaterów.
Ja na watek miłośny patrzyłam z nieco innej strony - widziałam dwie dusze, które tak bardzo pragnęły wzajemnego przywiązania, uczucia, emocji, że nie zważali na konsekwencje. To było głupie, owszem. Ale nie wiem, jak ja bym się zachowała po 130 latach bycia całkowicie samemu :)
OdpowiedzUsuńKsiążka i mnie wzruszyła, pod koniec płakałam bardzo. I cieszę się, że będzie kontynuacja, bo jestem ciekawa, czym autorka uraczy swoich fanów.
Pozdrawiam serdecznie! :)
Ja bardzo nie lubię wątków przejmowania ciała połączonych z nierozwagą tych, którzy przejęcia dokonują. Świadomość, ze ktoś mógłby odebrać mi wolę i popełnić jakieś czyny, za które ja później bym odpowiadała, jest paskudna. Podobne, negatywne emocje w stosunku do bohaterów żywiłam czytając "Intruza" S. Meyer.
OdpowiedzUsuńChociaż głównymi bohaterami "Światła pochylenia" byli Helen i James, to ja stanęłam po stronie Jenny i Billy'ego. W trakcie lektury zastanawiałam się, jak bym się czuła gdyby okazało się, że nawiązałam fizyczną relację z człowiekiem, którego nie znam. Gdybym nie pamiętała żadnych spotkań i gdyby nagle okazało się, że jako piętnastolatka muszę ponieść fizyczne konsekwencje czynów, których wcale nie popełniłam. Może, gdyby Jenny była dojrzała i samodzielna, to nie odczuwałabym takiej złości w stosunku do Helen, która w pewien sposób zniszczyła życie tej nastolatki (ostatnie strony nie zostawiają raczej wątpliwości jaka niespodzianka czeka Jenny - chyba, że autorka zdecyduje się dokonać pewnych zmian w kolejnej części).
Oczywiście rozumiem Twoją sympatię do Helen. Gdyby nie ostatnia niespodzianka, jaką bohaterka przygotowała dla Jenny, ja też pewnie bym ją polubiła.
Niedawno ją zakupiłam. Myślę, że mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńDodaję do listy "chcę przeczytać" :)
OdpowiedzUsuńW sumie nie wiedziałam, gdzie to napisać, więc niech będzie: podobnie jak inni blogowicze dzielę się ciekawą inicjatywą: zapraszam do zabawy Liebster Blog - wybrałam Twój blog :) jeśli masz ochotę, więcej pod linkiem http://skrzatowisko.blogspot.com/2012/11/liebster-blog.html
Dziękuję za zaproszenie do zabawy :)
UsuńNie wiedziałam, że są dalsze losy bohaterów tej powieści... "Światła pochylenie" czytałam już jakiś czas temu i pamiętam, że mimo paru mankamentów, książka była całkiem przyjemną lekturą.
OdpowiedzUsuńPowieść "Uder the light" nie została jeszcze wydana. Na Amazonie można znaleźć jej zapowiedź. Nie wiem czy ten tytuł ukaże się w Polsce.
UsuńMnie po przeczytaniu "Światła pochylenia" pozostał ogromny niedosyt, z przyjemnością poznałabym dalsze losy bohaterów.
Okładka przypomina mi inną powieść "Zazdrość" i przyznam, że za nią ja na początku wzięłam :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie i jak będę miała okazję to przyjrzę się jej z bliska :)