Wydawnictwo: TELBIT
Liczba stron: 388
Rok wydania: 2010
Uwikłane w historyczne proroctwo bliźniaczki Milthorpe
rozstają się. Lia opuszcza rodzinny dom, by z dala od swojej siostry
doprowadzić do końca przepowiednię, za sprawą której stały się dla siebie
śmiertelnymi wrogami. Tymczasem Alice, chcąc jej w tym przeszkodzić, odsłania
swoje najbardziej przerażające oblicze. Obie wiedzą, że jakkolwiek rozstrzygnie
się ta walka - naznaczona zdradą i nadzieją – tragicznego finału nie da się
uniknąć...
Druga część trylogii stworzonej przez Michelle Zink
zdecydowanie przebija pierwszy tom serii. W „Strażniczce bramy” akcja nabrała
rozpędu, a bohaterowie ukazali swe nowe oblicza. Ta część podobała mi się o
wiele bardziej niż debiutancka powieść pisarki
- „Proroctwo sióstr”.
Od wydarzeń przedstawionych w pierwszej części trylogii minęło
osiem miesięcy. Lia przeniosła się do Londynu, gdzie pod okiem swej
doświadczonej przyjaciółki i powiernicy, rozwija umiejętności mające pomóc jej
w zakończeniu proroctwa sióstr. Przed Amalią zostają postawione kolejne
zadania. Bohaterka musi odnaleźć drugą części przepowiedni, która zniszczyła
jej rodzinę i przysporzyła jej niewysłowionego cierpienia. By dowiedzieć się
gdzie zostały ukryte stronice zawierające ostatnią część proroctwa zmuszona
jest udać się na mistyczną wyspę Altus, gdzie od swej krewnej ma otrzymać
dalsze instrukcje.
Kiedy główna bohaterka czeka na wezwanie zakonu Sióstr, jej
sojusznicy poszukują kolejnych Kluczy – dziewcząt, których los spleciony został
z proroctwem. Na horyzoncie pojawia się również tajemniczy, młody mężczyzna.
Bohaterka musi odkryć kto jest jej sprzymierzeńcem, a kto wrogiem. Nic nie jest
takie jak się wydaje. Czas nieubłaganie mija, a Alice staje się coraz
silniejsza…
Drugi tom trylogii jest zdecydowanie bardziej dynamiczny niż
część pierwsza. Bohaterka ma do wykonania dość pokaźną liczbę zadań i tym razem
autorka zadbała o to, by Lia musiała włożyć w ich wykonanie znacznie więcej
wysiłku niż do tej pory. W przeciwieństwie do tomu pierwszego, Amalia nie
otrzymuje wszystkich odpowiedzi jak na tacy. Także w sposobie kreacji postaci
nastąpiła zmiana na lepsze. Bohaterowie przestali przypominać nieomylnych,
oddanych jedynie sprawie herosów, stali się bardziej realni – targają nimi
zwątpienie, strach i nieufność. Koniec z wyidealizowanymi do granic możliwości
aniołami, dla których najważniejszą sprawą na świecie jest zakończenie
proroctwa.
„Strażniczkę bramy” czytałam z o wiele większym
zainteresowaniem niż „Proroctwo sióstr”, Powieść ta pod wieloma względami jest
lepsza od pierwszego tomu trylogii, jednak nie zmienia to faktu, że uważam ją
za pozycję przeciętną. Podobnie, jak w pierwszym tomie, niezwykle brakowało mi
obecności Alice. Wydaje się, że w powieści, której akcja została oparta na
wątku rywalizacji dwóch sióstr, częste interakcje pomiędzy bliźniaczkami
powinny być czymś naturalnym. Alice, mimo że jest to centralną postacią fabuły,
jest traktowana po macoszemu. Nie wiem na czym ma niby polegać siła tej bohaterki
skoro czytelnik prawie wcale jej nie dostrzega, a jej działania wydają się nad
wyraz nijakie. To, że pisarka, nie dopracowała wątku Alice, i nie pozwoliła
czytelnikowi na poznanie motywów kierujących tą bohaterką, jest jej największym
błędem.
„Strażniczkę bramy” przeczytałam błyskawicznie. W powieści
pojawiły się emocjonujące fragmenty, które śledziłam z zainteresowaniem, jednak
w momencie odłożenia książki na bok zaczęłam odczuwać zwątpienie oraz
przekonanie, że fabuła nie została do końca przemyślana.
Czytałam całą serię i również bardzo mi się podobała :) Ale masz rację brakowało kontrapunktu w postaci Alice.
OdpowiedzUsuńNiestety finał wpłynął na to, że moja ocena znacząco spadła. Skończyłam właśnie czytać "Krąg ognia" i zastanawiam się, po co autorce była potrzebna postać Alice? Siostra głównej bohaterki, choć odgrywa kluczową rolę, tak naprawdę nie bierze rzeczywistego udziału w wydarzeniach.
UsuńPojawienie się Alice w finale i rola jaką wyznaczyła jej autorka nie przekonują mnie. Finał wywarł na mnie negatywne wrażenie. Ocena całej serii wypada zdecydowanie słabiej niż ocena pojedynczych tomów.