Gatunek: romans
Motywy: święta, zima, Szczodre Gody, rodzina, rodzina patchworkowa, przyjaźń, miłość, humor, reprezentacja bohaterów plus size
„Szczodre Gody w Plęsawicach” autorstwa Anny Jurewicz to książka, którą koniecznie trzeba czytać w grudniu. Powieść nasycona jest świąteczną atmosferą i doprawiona słowiańskim twistem. To ciepła, zabawna, momentami lekko dramatyczna historia o miłości - zarówno tej rodzinnej, jak i romantycznej - a także o świętach, jakie z autopsji doskonale zna większość z nas.
Cała historia zaczyna się od lekko niespodziewanego przybycia Asi Radzynieckiej do zasypanych śniegiem, rodzinnych Plęsawic i jej przypadkowego spotkania ze swoją wielką, niespełnioną, szkolną miłością Szymonem. Opowieść snuta przez Annę Jurewicz skupia się na dwóch wątkach. Pierwszy z nich koncentruje się na świątecznych przygotowaniach u państwa Radzynieckich. Drugi wątek to historia romantyczna rozgrywająca się pomiędzy Asią i Szymonem, którzy odkrywają, że w dorosłym życiu świetnie się ze sobą dogadują.
Co urzekło mnie w tym tytule? Zdecydowanie panująca w nim świąteczno-zimowa atmosfera. Opisy pogrążonych w śniegu Plęsawic i mocno autentyczne opisy świątecznych przygotowań. Relacje łączące rodzinę Radzynieckich i obecny w książce humor, którego głównym źródłem była postać Asi, jej wypowiedzi i interakcje z pozostałymi bohaterami. Bardzo ucieszył mnie fakt, że główna bohaterka reprezentuje osoby plus size - może większość czytelników nie zwróci na to uwagi, ale ja szybko wyłapałam fragmenty świadczące o tym, że sylwetka kobiety przypomina moją – niby drobiazg, a niesamowicie cieszy. To naprawdę cudowne uczucie, móc czytać o przygodach postaci, z którą mogę się utożsamić.
Podobała mi się relacja głównej pary bohaterów oraz to, jak pisarka bez pośpiechu budowała ich związek (choć muszę przyznać, że w wypadku tego wątku nie do końca pasował mi rozwój wydarzeń po tym, kiedy Asia wróciła do Gdańska – ale to kwestia gustu i osobistych preferencji dotyczących pewnych motywów, które dość często pojawiają się w literaturze romantycznej).
Jak jestem już przy minusach, to kolejnym elementem fabuły, który lekko mnie rozczarował był wątek słowiański, a konkretnie jego obszerność. Oczekiwałam zdecydowanie większej liczby scen związanych z obchodami tytułowych Szczodrych Godów przez bohaterkę, która jest rodzimowierczynią, a dostałam tylko jeden rozdział. Nawiązania do słowiańskiej kultury i zwyczajów pojawiły się kilka razy w dialogach postaci, ale w moim odczuciu były to raczej skromne wzmianki – oczekiwałam zdecydowanie więcej.
„Szczodre Gody w Plęsawicach” okazały się w ostateczności cudowną, wciągającą świąteczno-zimową powieścią romantyczną, od której nie mogłam się oderwać. Według mnie to idealna lektura na długie, grudniowe wieczory (a szczególnie wybornie czyta się tę książkę tuż przed samymi świętami i w ich trakcie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz