Liczba stron: 288
Rok wydania: 2019
Najpierw był film później książka. „Labirynt fauna” Guillerma
del Toro i Corneli Funke to powieść niemal w całości będąca wierną kopią
nagrodzonego trzema Oscrami filmu meksykańskiego reżysera. Choć filmu nigdy nie
udało mi się obejrzeć - szczególnie mocno odpychały mnie groteskowe postacie Pana i Bladego Mężczyzny; ich wizerunki straszyły mnie z
filmowych fotosów i przed latami
skutecznie zniechęciły do obejrzenia produkcji – po książkę sięgnęłam z
zaciekawieniem.
Powieść zasadniczo w niczym nie różni się od swego
pierwowzoru (wiem to, ponieważ sama autorka wspomina o tym w posłowiu). Conelia
Funke wiernie oddała treść filmu, wzbogacając całą opowieść o dziesięć mrocznych,
baśniowych fragmentów, w których pojawiają się wyjaśnienia dotyczące kluczowych
elementów ekranizacji. Zresztą, cała historia przelana na karty książki jest
dość brutalną, mocno niepokojącą baśnią, w której mała dziewczynka musi
zmierzyć się ze śmiertelnie niebezpiecznymi próbami w świecie magii i nie mniej
trudnymi wyzwaniami, które stają przed
nią w rzeczywistym życiu, gdzie czeka na nią okrutny ojczym, którego nazywa Wilkiem
i ciężko chora, spodziewająca się dziecka matka.
„Labirynt fauna” okazał się nastrojową, wzruszającą, ale momentami
również mocno brutalną powieść, którą mogą przeczytać nastolatkowie i osoby
dorosłe. Stanowczo odradzam dawanie tego tytułu dzieciom, gdyż zbyt wiele jest
w nim fragmentów, które młodego, wrażliwego czytelnika mogą przerazić. Mnie
opowieść o Ofelii na swój sposób urzekła i wzruszyła (zwłaszcza rozdzierający
serce finał). Kto wie, może wkrótce przełamię się i wreszcie obejrzę film?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz