Liczba stron: 432
Rok wydania: 2020
„Współlokatorzy” Beth
O’Leary to kolejny cudowny tytuł
opublikowany w ramach serii wydawniczej
„Mała czarna” . Jest to już trzecie wydanie tej powieści w Polsce i
już ten fakt świadczy o tym, że książka cieszy się sporą popularnością wśród
czytelników. Wcale się temu nie dziwię,
ponieważ historia Tiffy i Leona jest kapitalna!
Tiffy i Leon są jak
ogień i woda. Ona jest przebojową, otwartą, otoczoną przyjaciółmi kobietą. Leon
to spokojny i zamknięty w sobie introwertyk stroniący od ludzi. Po burzliwym
rozstaniu ze swoim chłopakiem, Tiffy na już musi znaleźć dla siebie tanie
lokum. Jej uwagę przyciąga nietypowe ogłoszenie Leona „Szukam współlokatora do jasnego mieszkania z
jedną sypialnią i ze wspólnym łóżkiem w Stackwell, czynsz 350 funtów
miesięcznie”. Podstawiona pod ścianą bohaterka decyduje się zamieszkać z
pielęgniarzem pracującym na oddziale opieki paliatywnej. Właśnie tak rozpoczyna
się niezwykła historia dwójki ludzi, którzy na zmianę dzielą jedno mieszkanie i
łóżko, a z czasem nawiązują ze sobą niezwykłą relację.
„Współlokatorzy” to
przede wszystkim opowieść o nawiązywaniu i budowaniu więzi opartej na
otwartości, przyjaźni i akceptacji. Nietypowy związek bohaterów zaczyna się
wyjątkowo niekonwencjonalnie. Tiffy i Leon pracują na różne zmiany, więc nie
spotykają się. Jedyną formą komunikacji między współlokatorami stają się
samoprzylepne karteczki, na których piszą oni do siebie wiadomości - z czasem
raczej mało istotne notatki zaczynają nabierać coraz bardziej osobistego
charakteru, bohaterowie zaczynają poruszać prywatne wątki dotyczące swojego
życia. Tiffy i Leon stają się sobie coraz bliżsi i zaczynają angażować się
emocjonalnie, wzajemnie się wspierają i podnoszą na duchu, kiedy zachodzi taka
potrzeba. Tiffy angażuje się w udzielenie pomocy bratu Leona, a Leon wspiera
ją w walce o emocjonalny powrót do
równowag po zakończeniu toksycznym związku.
Bohaterzy wykreowani
przez Beth O’Leary są wspaniałymi postaciami. Uwielbiam otwartość i pewną dozę szaleństwa,
którą ma w sobie Tiffy. Moje serce jednak całkowicie zawłaszczył dla siebie
Leon, w jego postaci odnalazłam bowiem wiele cech, które charakteryzują również
mnie samą. Nieśmiały, powściągliwy w relacjach z innymi Leon jest bohaterem, z
którym utożsami się zapewne niejeden introwertyk. Nie spotkałam się jeszcze z
powieścią, w której ten typ osobowości zostałby tak trafnie przedstawiony.
Ponadto bardzo podobało mi się, że pisarka zerwała ze stereotypem często
obecnego w literaturze kobiecej silnego i przebojowego głównego bohatera
męskiego, na rzecz niepewnego siebie, opiekuńczego wrażliwca.
Moim zdaniem
„Współlokatorzy” to literatura kobieca z górnej półki. Ten tytuł ma w sobie
wszystko, co pokochają miłośniczki zabawnych powieści romantyczno-obyczajowych,
przy tym daleko tej historii do banału i powtarzalności. Pomysł na fabułę jest
świeży, bohaterowie nieszablonowi, a i ich zachowanie wolne jest od drażniących
schematów, nie zabrakło w tym tytule przyspieszających bicie serca
romantycznych scen, a także sporej dawki komedii sytuacyjnej i językowej.
Kiedy myślę „Współlokatorach”, mam przed oczami górę
amerykańskich naleśników, po której spływa syrop klonowy – to ciepła, słodka
opowieść, która niczym syrop otula serce. Ja dodaję tę książkę do listy moich
ulubionych, a Was serdecznie zachęcam do jej przeczytania.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Albatros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz