niedziela, 30 czerwca 2013

"Niemiecki bękart" Camilla Läckberg

Cykl: Saga o Fjällbace (tom 5)
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 568
Rok wydania: 2013

Dlaczego matka Eriki Falck trzymała stary nazistowski medal? To pytanie nie daje spokoju Erice, która w końcu postanawia odwiedzić emerytowanego nauczyciela historii, aby dowiedzieć się czegoś więcej o tym medalu. Jednak mężczyzna zachowuje się dziwnie, nie potrafi odpowiedzieć na jej pytania, a w dwa dni później zostaje zamordowany.
Czy to możliwe, że wizyta Eriki uruchomiła ciąg zdarzeń, który doprowadził do jego śmierci? I kto posunąłby się do tego, by dawne sprawy nie wyszły na jaw?

„Niemiecki bękart” to już piąty tom sagi kryminalnej, której akcja rozgrywa się w szwedzkiej miejscowości Fjällbacka. Tym razem sprawa badana przez policjantów z posterunku Tanumshede będzie ściśle związana z historią rodziny głównej bohaterki – Eirki Falck.

Z „Ofiary losu” – poprzedniego tomu sagi - wiemy, że Erika odkryła na strychu stary kufer, w którym znalazła nazistowski medal, poplamiony krwią dziecięcy kaftanik oraz pamiętniki spisane przez jej matkę. Bohaterka ma nadzieję, że zbadanie odnalezionych przedmiotów rzuci nieco światła na postać jej oschłej rodzicielki, która nie potrafiła okazywać uczuć swym córkom. Erika nie ma pojęcia jak ogromny wpływ na teraźniejszość będą miały odkryte przez nią pamiątki z przeszłości. Bohaterka wtyka przysłowiowy kij w mrowisko, kiedy zanosi odnaleziony medal do historyka specjalizującego się w historii III Rzeszy.  Wypłynięcie starego odznaczenia sprawia, że trybiki zbrodni zostają wprawione w ruch. Główna bohaterka nie przypuszcza nawet, jakie mroczne sekrety z przeszłości odnajdą drogę do teraźniejszości.
 
„Niemiecki bękart” to kolejny świetny kryminał, w którym autorka w niebywały sposób łączy przeszłość i teraźniejszość. Wydarzenia z przeszłości nierzadko wydają się nie mieć nic wspólnego z teraźniejszością, a jednak czytelnik wie, że kiedy dotrze do finału, to właśnie w przeszłości będzie kryła się tajemnica zbrodniarza. Teraźniejszość powie nam kto zabił. Przeszłość udzieli nam odpowiedzi na pytanie, dlaczego dana postać stała się mordercą, jakie wydarzenia wpłynęły na jej postępowanie. Läckberg w swych powieściach kładzie duży nacisk na ukazanie jak dochodzi do narodzin zbrodniarzy i za ten element jej twórczości niezwykle ją cenię. W powieściach szwedzkiej pisarki nie liczy się tylko odnalezienie przestępcy, równie istotne jest pokazanie czytelnikowi czynników, które kształtują przyszłego zbrodniarza.

Pisarka nie skoncentrowała się oczywiście tylko na wątku kryminalnym. W „Niemieckim bękarcie” nie brak wątków społeczno-obyczajowych, które uwielbiam. Mnóstwo miejsca zostało poświęcone na opis codziennego życia bohaterów - jak zwykle dzieje się wiele. Pisarka wprowadza postać nowej policjantki, która jest w dość nietypowym związku. Mellberg (który niepostrzeżenie stał się moją ulubioną postacią tego cyklu) ciągle rozśmiesza swym zachowaniem, jednocześnie coraz częściej ukazuje ludzką twarz – w tym tomie zadufany w sobie komisarz niebywale zaskakuje swym liberalnym i przyjacielskim zachowaniem. Patrik bierze urlop ojcowski, ale nie do końca może rozstać się z pracą i często odwiedza swych kolegów. Anna przeprowadza się do Dana, co wywołuje konflikt pomiędzy jej partnerem i jego najstarszą córką. Jak widać w życiu bohaterów zachodzi wiele interesujących zmian.

Po raz piąty spotkałam się z bohaterami, których niezwykle polubiłam. Kolejny raz śledziłam poczynania policjantów z Tanumshede i podziwiałam jak ich wytrwała praca przynosi efekty. Z zaangażowaniem śledziłam rozwój wypadków i z niemałym zdziwieniem odkrywałam tajemnice dalekiej przeszłości. „Niemiecki bękart”, podobnie jak pozostałe części serii, dostarczył mi kilkudziesięciu godzin rozrywki.

Jeśli szukacie interesujących kryminałów, to zachęcam Was do sięgnięcia po książki Camilli Läckberg.  

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca. 

    
 

Liebster Blog #2

Po raz drugi zostałam nominowana do zabawy Liebster Blog.


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Tym razem odpowiem na pytania Kingi prowadzącej blog Literutopia.


1. Gdybyś miał/a zrobić coś szalonego przed śmiercią, co by to było? 
Nigdy nie odczuwałam potrzeby robienia czegokolwiek szalonego. Cenię sobie spokój.

2. Najgorsza książka jaką kiedykolwiek przeczytałeś/aś?
„Joanna. Kobieta która została papieżem” autorstwa Arturo Ortegi Blake’a – powieść piekielnie mnie wynudziła. 

3. Wymień 3 osoby które według Ciebie są wzorem do naśladowania? 
Mama, babcia, dziadek.

4. Kiedy czytam książkę to.... (dokończ zdanie).
…zapominam o bożym świecie. Zatapiam się w fabule i razem z bohaterami biorę udział w niesamowitych wydarzeniach.

5. Mój blog jest dla mnie... (dokończ zdanie).
…miejscem, w którym dzielę się swoimi przemyśleniami dotyczącymi przeczytanych książek. To tutaj mogę wyrazić swój zachwyt, bądź rozczarowanie płynące z lektury danego tytułu.  

6. Jak brzmiała Twoja szkolna ksywa? 
Mili 

7. Gdybyś mógł zaplanować następne 10 lat swojego życia jakby one wyglądały? 
Chciałabym znaleźć pracę, dokładniejszych planów nie posiadam.

8. Co robiłbyś/robiłabyś gdyby nie wynaleziono internetu?
Czytałabym jeszcze więcej książek ;) 

9. Czy oprócz czytania książek masz jakieś inne hobby? 
Lubię mangę i anime. Interesuje mnie kultura krajów azjatyckich. 

10. Jestem... (opisz siebie w dwóch zdaniach). 
... słabym mówcą i doskonałym słuchaczem. Typowy ze mnie introwertyk. 

11. Co sądzisz o zabawie Liebster Blog Award? 
Nie przepadam za łańcuszkami. Grzeczność wymaga bym udzieliła odpowiedzi na zadane pytania, nie znoszę jednak typować nowych osób i z tego punktu zabawy zrezygnuję.


czwartek, 27 czerwca 2013

"Pomóc Jani" Michael Schofield

Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 368
Rok wydania: 2013

Kilkuletnia Jani wydaje się być zwyczajnym dzieckiem, które może trochę zbyt często fantazjuje. Z czasem rodzice odkrywają jednak, że fantazje dziewczynki nie są tylko wytworem dziecięcej wyobraźni, a objawem poważnej choroby. Jani staje się niebezpieczna dla siebie i swojego młodszego braciszka.

Michael Schofield szczerze i wzruszająco pisze o dramatycznej walce, którą musiał stoczyć o życie swojej córeczki, i opowiada o zmaganiach z jedną z najbardziej tajemniczych chorób umysłu.

Udowadnia, że rodzicielska miłość jest w stanie przezwyciężyć największe przeciwności.


Wyobraźcie sobie dwie sceny.

1. W sklepie z zabawkami mała dziewczynka zaczyna wrzeszczeć i zrzucać towar z półek. Za dzieckiem biegnie ojciec. Mężczyzna podnosi zrzucony towar i odkłada go na miejsce, jednocześnie próbuje perswadować córce, by ta zaprzestała niszczycielskiego procederu. Dziecko nie słucha, zamiast tego wybiega ze sklepu. Bezradny ojciec spogląda na trzymaną w ręce zabawkę, za chwilę jego wzrok kieruje się w kierunku drzwi, przez które uciekła jego córka. Mężczyzna odkłada zabawkę, półgłosem przeprasza sprzedawczynię i wybiega za małym zbiegiem.

2. Przechodzicie obok restauracji. Nagle w jej drzwiach pojawia się mężczyzna niosący przewieszone przez ramię dziecko. Dziewczynka wrzeszczy, okłada niosącego ją faceta rękoma, wściekle kopie. Mężczyzna nie robi sobie nic z jej krzyków, wpycha dziewczynkę do stojącego na parkingu samochodu i blokuje drzwi. Dziecko próbuje wydostać się z pułapki otwierając drzwi po drugiej stronie samochodu. Mężczyzna reaguje błyskawicznie, przebiega na drugą stronę i blokuje drzwi własnym ciałem. Dziecko wrzeszczy, płacze i błaga, ale jej oprawca jest nieubłagany.

Gdybyście stali się świadkami przestawionych przeze mnie wydarzeń, na pewno mielibyście dość jednoznaczny pogląd na sytuację. W wypadku pierwszej sceny pomyślelibyście zapewne, że widzicie właśnie jak rozpieszczone dziecko daje wyraz swojej furii, bo ojciec odmówił kupienia zabawki. Pokiwalibyście głową i pomyślelibyście, że facet nie ma pojęcia jak wychowywać własną córkę. W wypadku drugiej sceny, wasza reakcja byłaby całkowicie inna. Być może jesteście właśnie świadkami przestępstwa – mężczyzna może uprowadza dziecko, albo jest wyrodnym ojcem znęcającym się nad córką. Widząc taki obraz poczulibyście niepokój, część z was zadzwoniłaby na policję, bardziej odważni podeszliby do faceta i próbowaliby zmusić go do uwolnienia dziewczynki.

Czy jednak komukolwiek z was przyszłaby do głowy myśl, że obie sceny są ze sobą powiązane, że dziecko wcale nie jest rozpieszczoną dziewczynką, że mężczyzna wywlekający dziecko z restauracji wcale nie jest sadystycznym ojcem? A gdybym powiedziała wam, że dziewczynka ze sklepu cierpi na poważną chorobę psychiczną, a mężczyzna z parkingu jest zdesperowanym ojcem, który próbuje okiełznać córkę, która ma właśnie atak psychozy i stanowi niebezpieczeństwo dla siebie i dla otoczenia. Uwierzylibyście? Ja miałabym problem z zaakceptowaniem takiego wyjaśnienia. Jak można uwierzyć, że kilkuletnie dziecko cierpi na chorobę psychiczną? A jednak to co napisałam jest prawdą.

Michael Schofield w książce „Pomóc Jani” dzieli się z czytelnikami bardzo osobistą i wstrząsającą historią. Córka pisarza przejawiała wszelkie oznaki geniuszu - w wieku trzech lat umiała pisać i czytać, umiała bez trudu rozwiązywać skomplikowane równania matematyczne. Michael i jego żona Susan wierzyli, że ich córeczka stanie się kimś wyjątkowym, niestety brutalna rzeczywistość zrewidowała ich poglądy.

Kiedy na świat przyszedł brat Janni – Bodhi – ziemia zaczęła usuwać się spod nóg Schofield’ów. Czterolatka sterroryzowała rodzinę. Janni stała się agresywna, jej rodzice nie mogli zostawić Bodhiego nawet na sekundę. Michael i Susan przyjmowali na siebie razy rozdawane przez córkę, chronili niemowlę własnym ciałem. Zrozpaczeni rodzice próbowali szukać pomocy, jednak psychiatrzy nie chcieli dostrzec problemu - bagatelizowali sprawę, uważali, że zachowanie dziecka jest spowodowane zbytnią pobłażliwością rodziców. Rozwiązania nie było, a dziewczynka stawała się coraz bardziej nieobliczalna i niebezpieczna…

Michael Schofiel i jego żona przeszli przez gehennę, by w końcu odkryć co dolega ich dziecku. Małżeństwo przez dwa lata szukało pomocy, przez dwa długie lata zmagało się z agresją dziecka, któremu nie umieli pomóc, a wszystko przez niedoskonały system lecznictwa psychiatrycznego, zgnuśniałych lekarzy i ludzi nie wierzących, że czterolatka może cierpieć na jedną z najgorszych chorób psychicznych – schizofrenię.

„Pomóc Jani” to wstrząsająca opowieść oparta na faktach. Czytałam ten utwór z wielkim zaangażowaniem i przejęciem. Ze złością i niedowierzaniem obserwowałam walkę ojca o to, by lekarze na poważnie zajęli się jego dzieckiem. Zgrzytałam zębami, gdy kolejne hospitalizacje  nie przynosiły rozwiązania, gdy kolejny wymuskany lekarz nie reagował na sugestie zdesperowanych rodziców. Ogarniała mnie bezsilność, kiedy czytałam o tym jak Janni po raz kolejny atakuje ojca i matkę, a oni na to pozwalają, bo nie są w stanie jej skrzywdzić. Było mi żal ludzi, którzy przechodzili piekło i nikt nie umiał im pomóc – więcej, nikt nie wierzył, że czterolatka może stanowić realne zagrożenie dla dorosłego człowieka. Ręce opadały, jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że gdybym nie miała wglądu w codzienne życie Schofield’ów ja również zaliczałabym się do grona niedowiarków nie będących w stanie zaakceptować faktu, że dorosły człowiek nie umie poradzić sobie z czterolatką.  

Historia, którą podzieliła się z czytelnikami zdesperowany ojciec szukając ratunku dla swego dziecka na długo pozostanie w mej pamięci. Gorąco polecam tę wyjątkową książkę.  
 

niedziela, 23 czerwca 2013

"Niewidzialny most" Julie Orringer

Wydawnictwo: Czarna Owca
Seria wydawnicza: Szmaragdowa Seria
Liczba stron: 752
Rok wydania: 2013

Poruszająca historia rodziny rozbitej i ponownie zjednoczonej w najmroczniejszej godzinie wojny
Zimnym porankiem 1937 roku młody i utalentowany Andras Lévi wyrusza do Paryża. Mimo obaw i oporów przed rozstaniem z rodziną wie, że musi opuścić Budapeszt, aby zrealizować swoje ambicje i marzenia w wielkim świecie. Do Francji zawozi potajemnie list, który ma doręczyć w Paryżu.
Tajemniczym adresatem okazuje się nauczycielka baletu Klara. Andras i Klara, mimo dzielących ich różnic, szaleńczo się w sobie zakochują. Ich namiętny związek pełen jest jednak komplikacji. Gdy poznają się bliżej, Klara wyjawia kochankowi swój mroczny sekret. Życie młodego mężczyzny wkracza w zupełnie nowy etap.
Tuż przed wybuchem wojny para wraca na Węgry. Andras trafia do obozu pracy przymusowej. Paryskie życie jawi mu się jako odległy sen. Jednak związek z Klarą daje mu siłę konieczną, by przetrwać w nieludzkich warunkach na Ukrainie. Przy życiu trzyma go nadzieja na powrót do domu.

Niewidzialny most to powieść o miłości wystawionej na ciężką próbę, o żydowskiej rodzinie walczącej o przetrwanie i trzech braciach, których łączy szczególnie silna więź. 

Julie Orringer zabiera swoich czytelników w nieco nostalgiczną, bardzo bolesną podróż do niezbyt odległej przeszłości. „Niewidzialny most” to przejmująca powieść opowiadająca o życiu młodego mężczyzny, którego marzenia zostały zniszczone przez nadejście II wojny światowej.

Andras Lévi to dwudziestodwuletni Węgier żydowskiego pochodzenia. Mężczyznę poznajemy w przededniu jego wyjazdy do Francji. Andras to utalentowany rysownik, który dzięki otrzymanemu stypendium dostaje szansę odbycia studiów architektonicznych. Jest rok 1937, w Europie wzmagają się antysemickie nastroje, atmosfera staje się coraz bardziej napięta. Zbliża się wojna, w której życie stracą miliony ludzi. Orringer nie uprzedza jednak faktów, bohaterowie „Niewidzialnego mostu” prowadzą normalne życie: studiują, nawiązują przyjaźnie, zakochują się, zakładają rodziny. Przyszłość Andrasa i jego przyjaciół jest pełna perspektyw, a przynajmniej tak myślą bohaterowie.

Powieść została podzielona na pięć części. Pierwsze trzy to opowieść o życiu Léviego we Francji. To historia o tym, jak młody Żyd radzi sobie z przeciwnościami losu, jak zakochuje się na zabój w starszej od siebie kobiecie po przejściach i jak walczy o to uczucie. Narracja prowadzona jest niespiesznie. Orringer daje czytelnikowi czas, by poznał głównego bohatera, jego przyjaciół i rodzinę, by związał się z nimi emocjonalnie. Dwie ostatnie części opowiadają o losach Andrasa i jego rodziny w czasie wojny.

Po dwóch latach życia we Francji Lévi zostaje zmuszony do przerwania studiów i powrócenia na Węgry, ukochana kobieta jedzie razem z nim. Andras zakłada rodzinę, ale jego szczęście nie trwa długo. Mężczyzna i jego bracia zostają wcieleni do  przymusowego batalionu pracy – Munkaszolgálat. Rodzina zostaje rozbita. Wraz z rozwojem wojny oddziały pracy zostają przenoszone coraz bliżej linii frontu, nie wszyscy powrócą do domu żywi.

„Niewidzialny most” jest wzruszającym i smutnym utworem wpisującym się w nurt literatury wojennej. Orringer napisała piękną opowieść, sagę rodzinną wyciskającą czytelnikowi łzy z oczu. Dopełnieniem tej cudownej, ale gorzkiej i rozrzewniającej historii jest wiersz „Wszelki wypadek” Wisławy Szymborskiej zamieszczony na końcu powieści. Utwór polskiej noblistki stanowi trafną puentę powieści Julie Orringer.

Książkę polecam czytelnikom, którzy poszukują dobrej, pięknie napisanej literatury poruszającej poważną problematykę.  

***


Prezentujemy kolekcję książek, których szlachetny rys przyciąga niczym szmaragdowy kamień.
Szmaragd zachęca do spojrzenia wstecz, spokojnej refleksji i zanurzenia się we wspomnieniach. Podobnie książki z naszej nowej serii zapraszają, aby się w nie zagłębić, a losy ich bohaterów zawsze poruszają czułą strunę. Zdeterminowani przez historię, nieprzerwanie zmagają się z tym, co nieuchronne, walcząc o miłość, szczęście, a niejednokrotnie o przetrwanie. Opowieści napisane z epickim rozmachem wabią bogactwem dramatycznych wydarzeń i wielkich uczuć.
 
Szmaragdowa Seria to dzieje rodzin w trudnych czasach. Perypetie miłosne i dramaty historii splatają się, tworząc fascynujące wielowątkowe opowieści.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.

 

środa, 19 czerwca 2013

"Mroczny sekret" Marina Anderson

Wydawnictwo: Czarna Owca
Seria wydawnicza: Czerwona Seria
Liczba stron: 248
Rok wydania 2013

Sekretny świat seksualnych obsesji i erotycznych intryg
 
Harriet Radcliffe ma dwadzieścia trzy lata, stałą pracę i narzeczonego. Z pozoru jest szczęśliwa, ale tak naprawdę jej życie jest bardzo nudne. Wszystko wskazuje na to, że nadszedł właściwy moment, aby do przewidywalnej codzienności wprowadzić odrobinę pikanterii.

Dziewczyna odpowiada na ogłoszenie o pracę i nieoczekiwanie zostaje asystentką znanej na całym świecie gwiazdy filmowej. Nagle otwiera się przed nią sekretny świat seksualnych obsesji i erotycznych intryg. Zanurzając się w nim, Harriet stopniowo i z niemałym zaskoczeniem odkryje własne potrzeby i pragnienia. 

W „Mrocznym sekrecie” Marina Anderson łamie wszelkie tabu. Powieść jest jeszcze bardziej kontrowersyjna niż „Przystań posłuszeństwa” – wcale się nie dziwię, że pisarka publikuje swe powieści pod pseudonimem.

Powieści z Czerwonej Serii jeszcze nigdy mnie nie zawiodły, to rzeczywiście publikacje DLA KOBIET, KTÓRE PRAGNĄ WIĘCEJ. To książki przeznaczone dla odważnych czytelniczek, które mają już dość nieśmiałych dziewic, wprowadzanych w miłosne arkana przez dominujących, zaborczych mężczyzn. Bohaterki wszystkich dotychczas wydanych w serii książek, to kobiety świadome swej seksualności, to one grają w tych opowieściach wiodącą rolę i to przyciąga mnie do tej serii. Koniec z zahukanymi Kopciuszkami, pora na bohaterki, które nie wstydzą się swej seksualności!

Harriet Radcliffe - główna bohaterka powieści - postanawia zrezygnować ze swego monotonnego, uporządkowanego życia. Dwudziestotrzylatka porzuca narzeczonego, który dawał jej stabilizację, ale nie zapewniał żadnego dreszczyku emocji. Bohaterka rezygnuje z dobrze płatnej, jednak monotonnej pracy. Harriet jest gotowa rozpocząć nowe życie, nie przypuszcza tylko, że upragnione zmiany zabiorą ją w całkiem nowe rejony erotyki. Kobieta odkryje w sobie namiętności, o których nie miała pojęcia.  

Dziewczyna przyjmuje posadę asystentki pięknej aktorki Roweny Farmer. Nowa pracodawczyni wymaga na Harriet, by ta zamieszkała wraz z nią, jej mężem i przyrodnim bratem Chrisem. Główna bohaterka nie podejrzewa, że staje się właśnie pionkiem ustawianym na szachownicy, że jej przybycie zmieni erotyczny trójkąt w bardziej skomplikowany czworokąt.

Lewis, mąż Roweny, akceptuje kazirodczy związek swej żony. Chris działa na małżonkę sławnego reżysera jak narkotyk, kobieta nie umie z niego zrezygnować. Przybycie Harriet ma wstrząsnąć trzydziestoletnią aktorką, ma zmusić ją do dokonania ostatecznego wyboru pomiędzy mężem a bratem – sprowokowanie Roweny do podjęcia decyzji nie jest jedyną rolą Harriet. Lewis planuje nakręcić film na podstawie historii swej rodziny. Asystentka żony ma odegrać jedną z kluczowych ról w tworzonym przez niego obrazie. Reżyser obserwuje rozwój wypadków oraz reakcje swych aktorów i na ich podstawie, na bieżąco, tworzy scenariusz filmu mającego nosić tytuł Mroczny sekret. Czy Lewis z zimną krwią będzie wykorzystywał Harriet do swych celów, a może obmyślony przez niego scenariusz zostanie poddany drastycznej korekcie?

Powieści wchodzące w skład Czerwonej Serii to śmiałe erotyki, które niejednokrotnie szokują czytelnika. Tutaj dominuje seks w najbardziej śmiałych odsłonach, a nie subtelny romans.  Powieści, które ukazują się w serii są bogate nie tylko w plastyczne, szczegółowe erotyczne opisy, ich fabuły nierzadko łamią społeczne tabu – wrażliwi czytelnicy, którzy nie są na to przygotowani mogą być zszokowani i zniesmaczeni. Uważam, że wydawca dokonał świetnej decyzji opatrując nowe książki ukazujące się w Czerwonej Serii w nalepkę ostrzegającą przed śmiałymi scenami erotycznymi.   

Bohaterów „Mrocznego sekretu”  nie krępują żadne konwenanse, i nawet ja - osoba czytająca śmiałe erotyki – czułam się niewyraźnie, kiedy czytałam o igraszkach przyrodniego rodzeństwa. Muszę przyznać, że mimo całego dystansu do wątku Roweny i Chrisa, nie mogę odmówić Anderson pewnej dozy odwagi, że poruszyła tak kontrowersyjny temat jak związek kazirodczy. Problem kazirodztwa, mimo swej kontrowersyjności został ukazany interesująco - zwłaszcza jeśli chodzi o aspekt emocjonalny.

W powieści znalazły się dwa elementy, które nie do końca przypadły mi do gustu. Bohaterka nie zawsze kierowała się rozsądkiem, a ciężko mi uwierzyć, że jakikolwiek człowiek uległby seksualnemu zniewoleniu do tego stopnia, iż opuszczałby go zdrowy rozsądek, a ważniejsze stałoby się erotyczne zaspokojenie. Drugi element, który mnie zaskoczył, to podobnie jak w przypadku „Przystani posłuszeństwa”, fakt, iż autorka nawet słowem nie zająknęła się o stosowaniu przez bohaterów zabezpieczenia przed niechcianą ciążą, czy chorobami wenerycznymi. Przyznam, że współczesne autorki romansów, czy powieści erotycznych przyzwyczaiły mnie do tego, że w swych utworach kładą nacisk na zaznaczenie tego aspektu współżycia. Anderson mogłaby być nieco bardziej wiarygodna, jeśli chodzi o takie sprawy.

Podsumowując. „Mroczny sekret” jest powieścią mocno kontrowersyjną. Opisy są zmysłowe, a tematyce daleko do banału. Bohaterowie na pewno nie są szablonowi. Książka podobała mi się mimo minusów, o których wspomniałam.  

„Mroczny sekret” polecam dorosłym czytelniczkom, które lubią kontrowersyjne erotyczne powieści, w których nie istnieje tematyka tabu. 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
 

 

wtorek, 18 czerwca 2013

"Białe jabłka" Jonathan Carroll

Seria: Vincent Ettrich (tom 1)
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 288
Rok wydania: 2002

Vincent Ettrich, lekkoduch i kobieciarz, ku swemu zdumieniu niespodziewanie wraca po śmierci między żywych. Nękany przez tajemnicze zjawy dowiaduje się, że powrócił do życia za sprawą swojej jedynej miłości Isabelle. Ma ona wkrótce urodzić jego dziecko, które uratuje naruszony porządek świata, pod warunkiem, że ojciec przekaże mu wszystko to, czego się nauczył i co widział po tamtej stronie. Kłopot w tym, że Vincent niczego nie pamięta....

"Białe jabłka" to zaskakująca opowieść o życiu, magicznej miłości i śmierci; metafizyka przeplata się tutaj z codziennością, a istoty z krwi i kości stykają się z aniołami i z diabłami w ludzkiej skórze

„Białe jabłka” to rewelacyjna opowieść, która zawładnęła moją wyobraźnią.

Świat wykreowany przez autora na pierwszy rzut oka jest zupełnie zwyczajny, podobnie jak główny bohater. Czytelnik śledzi losy niepoprawnego kobieciarza Vincenta Ettricha, obserwuje, jak bohater wdaje się w kolejny w swym życiu romans. Partnerką Ettricha zostaje piękna Coco – na pierwszy rzut oka opowieść snuta przez Carrolla wydaje się być banalną historią o czterdziestoletnim playboyu. Nagle, na czytelnika (i na bohatera) spada prawdziwa bomba. Okazuje się, że Vincent jest martwy i zmartwychwstał, a jego piękna kochanka jest manifestacją tajemniczej siły pochodzącej z Czyśćca. Vincent nie pamięta swej śmierci, nie wie dlaczego wrócił do żywych. Akcja gwałtownie skręca w stronę realizmu magicznego i oniryzmu. W powieści pojawiają się sceny rodem ze snów – sceny i miejsca zmieniają się nagle, bohaterowie biorą udział w absurdalnych zdarzeniach (Vincent rozmawia na przykład z uszminkowanym szczurem, który podaje się za jego martwe „ja”), bohaterowie cofają się w czasie, rozmawiają z martwymi osobami, nienarodzone dziecko Vincenta i jego wcześniejszej partnerki Isabelle kontaktuje się z matką i ma umiejętność przybierania dowolnych kształtów… Pomieszanie z poplątaniem, ale bardzo pozytywne i odświeżające. Surrealistyczna fabuła rozwijająca się niczym sen niesamowicie mnie wciągnęła.

Twórczość autora przyjęło się klasyfikować jako fantastykę, ale tak naprawdę Carrolla nie da się nigdzie przyporządkować – najlepszym dowodem są „Białe jabłka”. Powieść zawiera w sobie elementy, które  zakwalifikowałabym raczej do realizmu magicznego niż do fantastyki. Świat wykreowany przez pisarza z pozoru jest zwyczajny, dopiero później wkracza w niego metafizyka. W powieści znalazły się elementy powieści grozy, oniryzm wręcz przesiąka przez strony tej książki, momentami dominuje absurd - wszystkie te elementy idealnie się uzupełniają i tworzą wyborne dzieło literackie, które stanowiło dla mnie prawdziwą czytelniczą ucztę. Na pewno sięgnę po kontynuację „Białych jabłek” – „Szklaną zupę”.

Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Opowieść, którą stworzył Jonathan Carroll pochłonęła mnie i zaczarowała, i jak bywa w wypadku powieści, które wywierają na mnie ogromnie pozytywne wrażenie, brakuje mi słów by opisać swój zachwyt i ogrom emocji, który towarzyszył mi podczas lektury – momentami było zabawnie, innym razem było przerażająco, przez cały czas było nieprzewidywalnie i interesująco!

Polecam czytelnikom, którzy szukają w literaturze czegoś więcej niż atrakcyjnych, prostych w odbiorze fabuł. „Białe jabłka” to niebanalna, zajmująca powieść.

czwartek, 13 czerwca 2013

"Jonathan Strange i Pan Norrell" Susanna Clarke

Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 816
Rok wydania: 2013

Anglia, początek XIX wieku. Tajemniczy pan Norrell jest jednym z nielicznych, którzy zajmują się jeszcze czarami. Ale to właśnie dzięki niemu i jego młodemu przyjacielowi - Jonathanowi Strange'owi, Anglia stanie się na powrót krainą tajemnej sztuki. Dwaj bohaterowie posiądą niezwykłą władzę, a sam  rząd poprosi ich o pomoc w walce z Napoleonem. Lecz magia ma swoją cenę...



Po powieść „Jonathan Strange i Pan Norrell” sięgnęłam z dwóch powodów:
1. Lubię literaturę fantastyczną.
2. Książka ukazała się w tej samej serii wydawniczej, co niezrównany i genialny „Atlas chmur” Davida Mitchella - sięgając po utwór Susanne Clarke liczyłam, iż w me ręce trafi równie ambitna lektura. Niestety czytana przeze mnie powieść nieco mnie rozczarowała.

Powieść Susanne Clarke została podzielona na trzy tomy. Pierwszą część czytałam długo, było nudno, a akcja niesamowicie się wlekła. Tom drugi wypadł lepiej, tutaj akcja nabrała rumieńców. Tę część czytałam z zainteresowaniem. Tom trzeci pożerałam wzrokiem! Dopiero ostatnia część wywarła na mnie spore wrażenie i pobudziła moje emocje. Zżerała mnie ciekawość, jak skończy się historia przedstawiona w powieści.

„Jonathan Strange i Pan Norrell” to utwór, w którym trzeba się rozsmakować, ta książka znacząco odbiega od fantastyki należącej do nurtu literatury popularnej.

Historia wykreowana przez pisarkę toczy się  na samym początku XIX wieku, w Anglii. Opowieść snuta przez Clarke jest utrzymana w gatunku historii alternatywnej. Pisarka ukazuje rzeczywistość, w której istnieje magia, dżentelmeni z zapałem oddają się studiom nad tym tajemniczym przedmiotem, a magowie wspomagają wojska w wojnie napoleońskiej.

Magia rozpala umysły, jednak w całym kraju nikt nie potrafi się nią posługiwać, a przynajmniej takie króluje przekonanie. Panowie należący do towarzystw magów z zapałem studiują nieliczne magiczne teksty, by później prowadzić ze sobą zażarte dyskusje – ta aktywność całkowicie satysfakcjonuje większość angielskich dżentelmenów, choć część z nich przejawia ambicje przywrócenia prawdziwej magii, jednak nikt nie wie, jak się za to zabrać…

Pewnego dnia pojawia się człowiek, który twierdzi, że jest magiem praktykującym. Pan Norrell, bo o nim mowa,  postanawia udowodnić członkom towarzystwa, iż magia wcale nie zniknęła z angielskiej ziemi. W zamian za zaprezentowanie czarów, Norrell wymusza na magach teoretykach przyrzeczenie, że ci na zawsze zaniechają swych badań.

Gilbert Norrel to jeden z dwóch głównych bohaterów powieści, jest to starszy pan, który strzeże magii niczym pies ogrodnika. Mężczyzna jest zadufany w sobie, zżera go ambicja, a sama myśl, że ktoś oprócz niego mógłby posługiwać się magią wpędza go w czarną rozpacz. Norrell zbiera księgi magiczne (zawierające opisy zaklęć) i księgi o magii (księgi zajmujące się teoretyzowaniem o magii), chomikuje je w swej ogromnej bibliotece, by teksty nie trafiły w ręce innych ludzi, którzy mogliby odkryć tajemnicę prawdziwej magii. Przeciwieństwem Norrella jest Jonathan Strange, który staje się jego uczniem. Strange jest człowiekiem otwartym, który chętnie posługuje się swymi magicznymi umiejętnościami. Jonathan nie miałby żadnych oporów przed dzieleniem się swą wiedzą z innymi, jedyne co go powstrzymuje to zależność od Norrella – tylko on ma materiały, dzięki którym młodszy mag może rozwijać swoją wiedzę.

Fabuła powieści Susanne Clarke koncentruje się na opisie wydarzeń dotyczących życia dwóch praktykujących magów. Czytelnik śledzi poczynania Gilberta Norrella i Jonathana Strange’a, obserwuje, jaki wpływ na rzeczywistość ma działalność obu dżentelmenów władających magią. Powieść wypełniona jest interesującymi epizodami, występuje w niej wielu różnorodnych i ciekawych bohaterów. Moje emocje – niekoniecznie pozytywne - budziła postać dżentelmena o włosach jak puch ostu. Dość intrygującym i tajemniczym bohaterem był służący Norrella – Childermass. Sam Norrell budził raczej moją niechęć i politowanie, choć nie była to jednoznacznie negatywna postać.

Suaanna Clarke napisała interesującą, ale niezbyt porywającą powieść fantastyczną mocno utrzymaną w stylu Jane Austen (przynajmniej jeśli chodzi o styl narracji, kreację postaci i klimat). Ten utworu emanuje atmosferą dziewiętnastowiecznej Anglii i stanowi to dla mnie spory plus - gdyby nie obecność elementów magicznych, to mogłabym przysiąc, że powieść ta została napisana przez jakiegoś dziewiętnastowiecznego pisarza.

Jedna rzecz szczególnie mi się nie spodobała. W książce znalazło się mnóstwo przypisów, w których autorka odnosi się do studiowanych przez bohaterów ksiąg, przytacza w nich dobrze znane mieszkańcom świata przedstawionego opowieści – ten element utworu nie przypadł mi do gustu, jego obecność zaburzała płynność czytania, wybijała z rytmu. Przypisy były niekiedy bardzo długie, zajmowały kilka stron – czytanie ich, a później powracanie w odpowiednie miejsce głównego tekstu powieści było nużącym i irytującym zajęciem. Myślę, że te dodatkowe opowieści można było wpleść w główny tekst – taka forma nie wprowadzałaby najmniejszego zamieszania, a nie zaburzałaby linearności czytania. 

Podsumowując. „Jonathan Stange i Pan Norrell” to powieść, która spodoba się dojrzałemu, wyrobionemu czytelnikowi. Osoby, które obcują głownie z fantastyką wpisującą się w nurt literatury popularnej oraz preferują rozrywkowe powieści mogą poczuć się zawiedzione. Powieść jest ciekawa, ale nieco monotonna.

wtorek, 11 czerwca 2013

"Kronika ślubnych wypadków" Jessica Hart

Wydawnictwo: Harlequin
Liczba stron: 240
Rok wydania: 2013

Pani inżynier Firth Williams jest ostatnio trochę zajęta. Nadzoruje budowę na terenie posiadłości Whellerby i organizuje wieczór panieński Saffron, przyrodniej siostry. To niby nic wielkiego, tyle że siostra wychodzi za gwiazdę popu. Wystarczy jedno potknięcie, a tabloidy nie zostawią na rodzinie suchej nitki. No i ten irytujący zarządca Whellerby. Jest pomocny, ale w dzisiejszym świecie nie ma nic za darmo. Czego właściwie chce i o jaką przysługę poprosi? Tak, Firth Williams ma stanowczo za dużo na głowie…


„Kronika ślubnych wypadków” Jessiki Hart to pogodny romans zawierający w sobie dużą dawkę humoru. Ta powieść idealnie sprawdzi się jako lektura na upalne, jak i na deszczowe, letnie dni.

Firth to kobieta, która doskonale wie, czego oczekuje od życia. W jej uporządkowanym świecie nie ma miejsca na spontaniczność i uczucia. Według pięcioletniego planu, który ułożyła bohaterka, teraz nadszedł czas na rozwijanie kariery. Rodzina? Owszem, ale dopiero po trzydziestce. Uczucia? Absolutnie nie! Firth boi się zaangażowania emocjonalnego, kiedy była dzieckiem widziała jak jej matka usycha z powodu nieszczęśliwej miłości, natomiast będąc nastolatką dała się zwieść pewnemu przystojniakowi, który znacząca podkopał jej wiarę we własną wartość. Kiedy na horyzoncie pojawia się atrakcyjny sąsiad, bohaterka będzie musiała stoczyć z sobą prawdziwą walkę – czy wybrać bezpieczeństwo i stabilizację, którą gwarantuje pięcioletni plan, a może warto zaryzykować i pozwolić ponieść się namiętności?

„Kronika ślubnych wypadków” to fajna babska powieść, której lektura dostarczyła mi rozrywki Bohaterowie wykreowani przez Hart są sympatycznymi i zabawnymi postaciami. George to niezwykle wesoły facet, który ciągle robi naszej bohaterce zabawne psikusy. Frith to typowe brzydkie kaczątko, któremu brakuje wiary w siebie. Saffron – siostra Firth – to rozpieszczona córeczka tatusia, która uwielbia skupiać na sobie uwagę całego otoczenia. Nawet epizodyczna postać hrabiego Whellerby’ego - który rumienił się jak piwonia :) - była miłym dodatkiem do fabuły, w której aż iskrzyło od humoru. Uwielbiam takie zabawne powieści jak „Kronika ślubnych wypadków”, w których, aż roi się od komicznych sytuacji, śmiesznych i ciętych dialogów.

Pierwsza powieść z serii KISS okazała się być lekkim, zabawnym, romantycznym utworem i już wiem, że na pewno sięgnę po kolejne powieści wchodzące w skład tego cyklu wydawniczego. „Kronika ślubnych wypadków” stanowi dla mnie idealną reprezentantkę „powieści na lato”. Utwór Hart jest lekki i przyjemny, czyta się go błyskawicznie. Kiedy z nieba leje się żar, nie ma to jak właśnie taka lekka, niezobowiązująca lektura, jeśli natomiast pada deszcz, to ta powieść znacząco poprawi nam nastrój, a bajecznie kolorowa okładka sprawi, że pochmurny dzień nabierze barw (tak na marginesie, piękna, kolorowa szata graficzna serii KISS niesamowicie mi się podoba).

Polecam czytelniczkom, które poszukują zabawnej powieści. Myślę, że pierwszy tom serii KISS to doskonała propozycja na wakacyjną lekturę. Książka jest lekka i ma niewielkie rozmiary, bez trudu zmieści się w torebce lub plecaku – „Kronika ślubnych wypadków” to idealna wakacyjna lektura dla dziewcząt i pań gustujących w romantycznych opowieściach bogatych w humor.
 

niedziela, 9 czerwca 2013

"U Martwych w Dallas" Charlaine Harris

Seria: Sookie Stackhouse (tom 2)
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 352
Rok wydania: 2009

Niesamowita kontynuacja Martwego aż do zmroku Gdy wampir prosi Sookie Stackhouse, by za pomocą swego telepatycznego daru odnalazła kolejnego zaginionego wampira, kelnerka zgadza się pod jednym warunkiem. Żaden z ludzi zamieszonych w sprawę nie zostanie zabity… Cóż… łatwiej powiedzieć niż zrobić.



Przebywanie w towarzystwie wampirów nie należy do najbezpieczniejszych zajęć. Kiedy mityczna kreatura postanawia wykorzystać twoje ciało jako materiał do przekazania wiadomości wampirzemu przywódcy Strefy Piątej, robi się wyjątkowo krwawo i  nieprzyjemnie, a to dopiero początek kłopotów…

Sookie Stackhouse nie planowała zawierania bliższej znajomości z miejscową grupą krwiopijców. Dwudziestopięciolatkę całkowicie zadowalała znajomość z jednym wampirem, który stał się jej chłopakiem. Niestety prosta kelnerka posiada niesamowity dar, który stanowi łakomy kąsek dla społeczności wampirów. Sookie zostaje zmuszona do zawarcia umowy z szefem lokalnej grupy wampirów – Erikiem. W zamian za możliwość prowadzenia spokojnego życia u boku Billa, dziewczyna zobowiązała się stawić na każde wezwanie właściciela baru „Fangtasia”. Tym razem Eric „wypożycza” telepatkę wampirom z Dallas. Kobieta wraz z Billem udają się do Strefy Szóstej, gdzie mają pomóc miejscowym wampirom w odnalezieniu zaginionego brata. Sookie wpada w nie lada kłopoty – kelnerka cudem uniknie śmierci i zaciągnie kolejny dług wdzięczności u całkiem nowej grupy fantastycznych stworzeń. 

„U Martwych w Dallas” to drugi tom serii opowiadającej o przygodach dwudziestopięcioletniej telepatki Sookie Stackhouse. Bardzo lubię cykl stworzony przez Charlaine Harris i, choć nie zalicza się on do literatury wysokich lotów, przy lekturze tych książek wybornie spędzam czas. Jest mrocznie i niebezpiecznie. Dla przeciwwagi, w wielu momentach jest bardzo zabawnie. Jest dramatyzm, przygoda i spora dawka erotyki – w serii o wampirach z Południa odnajduję wiele atrakcyjnych elementów.   

Książkom wchodzącym w skład cyklu można zarzucić nadmierną prostotę i pewien prymitywizm narracji, główną bohaterkę wielu czytelników może uznać za stereotypową blondynkę – mnie prosty styl Harris nie przeszkadza. Historia wykreowana przez pisarkę jest dla mnie na tyle atrakcyjna i wciągająca, że nie zwracam uwagi na niedociągnięcia.

„U Martwych w Dallas” czytałam zaraz po skończeniu „Martwego aż do zmroku” i ten fakt niewątpliwie wpłynął na mój odbiór drugiego tomu serii – przyzwyczaiłam się do stylu bycia głównej bohaterki, przyzwyczaiłam się do prostoty języka, więc te dwa elementy nie irytowały mnie i szczerze mówiąc przestałam zwracać na nie uwagę.

Drugi tom przygód kelnerki z Bon Temps niezmiernie przypadł mi do gustu. Przy lekturze świetnie się bawiłam. Na pewno sięgnę po kolejne części, które już od jakiegoś czasu stoją u mnie na półce i czekają na swoją kolej.  
 

wtorek, 4 czerwca 2013

"Rodzinny spadek" Rebecca Winters

Tytuł alternatywny: "Fundusz małżeński"
Wydawnictwo: Harlequin
Liczba stron: 464
Rok wydania: 2010

Trzy siostry… Każda chciała wydać spadek na dobrą zabawę, a znalazła swego księcia!
Książęce wakacje
Greer oraz jej bliźniacze siostry otrzymują spadek,  lecz muszą się sporo natrudzić, by go odebrać. Odziedziczone pieniądze mogą być wydane jedynie na... znalezienie męża. Pod pozorem poszukiwań idealnego partnera postanawiają przeznaczyć całą sumę na podróż po Europie. We Włoszech poznają bardzo tajemniczego arystokratę, który żywo się nimi interesuje, a zwłaszcza Greer...
Rejs z księciem
Drugą z sióstr, Olivię, oczarował skryty Luc, francuski arystokrata z Monako. Niestety nie zdołała przekonać go o szczerości swych uczuć. Ostatnią szansą na zdobycie jego serca ma być romantyczny rejs po Morzu Śródziemnym…      
Hiszpański romans
Trzecia siostra, Piper, po powrocie z wakacji w Europie nie umie skoncentrować się na pracy. Wciąż wspomina poznanego w Hiszpanii arystokratę. Nic zatem dziwnego, że gdy pewnego dnia  Nicolas zjawia się niespodziewanie w jej biurze i składa jej frapującą propozycję, Piper ani chwili się nie waha...


Kiedy zbliża się lato, gwałtownie rośnie we mnie potrzeba sięgania po lekkie kobiece czytadła. Brzydka pogoda stanowiła dodatkowy czynnik, który skłonił mnie do sięgnięcia po powieść, która poprawiłaby mi humor. Mój wybór padł na książkę „Rodzinny spadek” Rebekki Winters.

„Rodzinny spadek” to zbiór trzech romantycznych nowelek napisanych dla Harlequina. Większości czytelników uważa harlequiny za najgorszy sort literatury, za kwintesencję kiczu i tandety – ja myślę o tych króciutkich romansikach, jak o odprężających opowieściach dla kobiet, które choć na chwilę pragną oderwać się od rzeczywistości. Nie ukrywam, że nowelki harlequina są niesamowicie uproszczone, naiwne i odrealnione. Strony tych romansów zapełniają setki książąt, arystokratów i milionerów. Bohaterowie nie raz kierują się wypaczoną logiką i postępują tak dziwacznie, że czytelnik zastanawia się, czy postacie mają w sobie choć krztynę zdrowego rozsądku. Akcja jest pchana do przodu głównie przez fantastyczne zbiegi okoliczności. Mimo całej naiwności harlequinów, lektura tych książeczek dostarcza mi przyjemności.

Rebecca Winters w „Rodzinnym spadku” opowiada o miłosnych perypetiach trojaczków Duchess. Greer, Olivia i Piper to dwudziestosiedmiolatki prowadzące własną firmę. Kiedy umiera ich ojciec, dowiadują się, że przezorny i troskliwy tatuś pozostawił każdej z nich pięć tysięcy dolarów. Pieniądze stanowią specjalny fundusz, który ma zostać wykorzystany przez siostry w celu znalezienia męża. Niezależne bohaterki ani myślą o ożenku, dlatego postanawiają wyjechać do Europy, gdzie planują spędzić wakacje swego życia. Kobiety chcą się zabawić kosztem europejskich playboyów.


Siostry planują podać się za księżne, ich celem staje się rozkochanie w sobie łowców fortun, a następnie porzucenie ich w wielkim stylu. Niestety nieszczęśliwy zbieg okoliczności sprawia, że Greer, Olivia i Piper zostają wzięte za pomocnice złodziei biżuterii. Trzej arystokraci postanawiają dowiedzieć się kim są urocze trojaczki, które posiadają wisior pochodzący z rodzinnej kolekcji rodziny Parma-Bourbon.
 
Pierwsze opowiadanie „Książęce wakacje” jest pełne humoru. Nowelka przypomina komedię omyłek i świetnie nadawałaby się do zekranizowania. „Rejs z księciem” również jest ciepłą i zabawną opowieścią, jednak tutaj nieco drażniła mnie główna bohaterka, która była dość lekkomyślna i impulsywna. Najmniej podobała mi się ostatnia historia („Hiszpański romans”), w której poznajemy historię średniej siostry – Olivii. Nowelka zaczęła się obiecująco, niestety główna bohaterka bardzo szybko przestała kierować się rozsądkiem i podjęła ważną decyzję, która wpłynie na całe jej życie, w oparciu o jakieś wydumane, idiotyczne argumenty.

„Rodzinny spadek” to książka, która dostarczyła mi dokładnie tego, czego potrzebowałam. Opowiadania utrzymane w wakacyjnym klimacie znacząco przyczyniły się do poprawy mojego nastroju.

Zbiór trzech opowiadań autorstwa Rebekki Winters to doskonała lektura na wakacje. „Rodzinny spadek” polecam miłośniczkom romansu, a także czytelniczkom, które nie wstydzą się sięgać po harlequiny. Osób, które nie gustują w takim typie literatury nie będę namawiać.   


 
 

sobota, 1 czerwca 2013

"Zapach deszczu" Kristin Billerbeck

Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 352
Rok wydania: 2012

Daphne Sweeten żyje w świecie zapachów i marzy o karierze jako kreatorka perfum. Najwyraźniej nie ma jednak nosa do narzeczonych: w dzień swojego ślubu zostaje porzucona przed ołtarzem. Niedoszły pan młody skradł jej także wymarzoną posadę w Paryżu, a pod wpływem stresu straciła swój najcenniejszy dar - zmysł węchu. Dziewczyna postanawia się nie poddawać. Wspiera ją w tym nowy szef, Jesse. A w miarę gdy bliżej się poznają, staje się jasne, że zapach uczuć wisi w powietrzu...

Czy Daphne uda zawalczyć o swoje marzenia? Czy będzie potrafiła rozpoznać aromat prawdziwej miłości?


„Zapach deszczu” Kristin Billerbeck nie jest powieścią dla każdego, a już w szczególności nie była to powieść dla mnie.

Opis książki sugerował, że sięgam po romans, tymczasem utwór wpisuje się w nurt literatury chrześcijańskiej. W tej książce najistotniejszy jest wątek wiary oraz kwestia boskich planów względem głównych bohaterów.

Daphne została porzucona przed ołtarzem, tego samego dnia straciła zmysł węchu. Dla kobiety, która zajmuje się zawodowo tworzeniem perfum to katastrofa. Bohaterka zaczyna nową pracę i nie może dopuścić, by jej przełożony dowiedział się o tej niedyspozycji. Daphne próbuje poradzić sobie ze swym problemem, musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Kobieta stara się zrozumieć własne uczucia. Daphne odnajduje oparcie w głębokiej wierze i przeświadczeniu, iż Bóg nad nią czuwa i ma dla niej jakiś plan.

Jesse jest samotnym ojcem i szefem działu, którego częścią ma stać się Daphne. Mężczyzna z trudem zamyka kwartalny budżet i nowy pracownik to ostatnia osoba jakiej potrzebuje. Jesse jest nastawiony negatywnie do nowej kreatorki zapachów, jednak, kiedy poznaje ją bliżej zaczyna odczuwać potrzebę zaopiekowania się nią. Jesse również wierzy w boską opatrzność i  zaczyna podejrzewać, iż jego zadaniem jest pomóc nieszczęśliwej kobiecie.

Niemal wszyscy bohaterowie „Zapachu deszczu” są postaciami silnie wierzącymi, które rozmawiają o religii, cytują Biblię, mówią o boskich planach, boskiej miłości i boskich znakach. Wątek religijny mnie przytłaczał.

Bohaterowie byli według mnie przerysowani i nieciekawi. Między Daphne i Jessem nie wyczuwało się żadnej chemii, ta para wyglądała raczej na przyjaciół niż na osoby, które czują do siebie coś więcej. Niestety w powieści mamy do czynienia z postaciami, które nieustannie rozmyślają, za to rzadko podejmują się przeprowadzenia jakichkolwiek konkretnych działań.

Akcja powieści niemiłosiernie się wlecze, a całość jest bardzo przegadana. Problemy są rozwiązywane głównie przez boską opatrzność, która niestety często ociera się o absurd. Niektóre wątki - na przykład wątek narzeczonego Daphne, wątek szefa Jessego - rozwijają się w bardzo kretyński, naiwny, kiczowaty sposób. Autorka traktuje swych bohaterów niezwykle stereotypowo – chrześcijanie to niemal anioły, natomiast niewierzący zostają ukazani jako postacie negatywne.

„Zapach deszczu” zdecydowanie nie był powieścią dla mnie. Książka okazała się naiwna i nieciekawa. Bohaterowie byli jednowymiarowi. Opis sugerował naprawdę ciekawą fabułę, tymczasem spotkało mnie ogromne rozczarowanie.